6
1.04.2022, 10:00Lektura na 9 minut

Recenzja Tunic. To dużo więcej niż hołd dla Zeldy

To, że Tunic wygląda jak klon dwuwymiarowych Zeld, widać już choćby po samej grafice tytułowej, wręcz ostentacyjnie przypominającej te znane z serii Nintendo. Pomimo wielu innych podobieństw nie jest to jednak wyłącznie sentymentalna podróż.

„Jestem jedną z tych osób, które nie lubią mówić graczom, że odkryli już wszystkie sekrety w grze. Ponieważ gra, w której poznałeś wszystkie sekrety, jest grą, która definitywnie się skończyła” – powiedział w jednym z wywiadów ojciec Tunic Andrew Shouldice. Stworzył ten tytuł praktycznie sam, co zajęło mu jakieś siedem lat (!). I powiem tak: po pierwsze – warto było czekać. Po drugie – gość jest spójny w tym, co mówi i robi. 

Możecie grać w Tunikę ze trzydzieści godzin – choć teoretycznie da się ją ukończyć w jakieś piętnaście – i gwarantuję, że nadal nie odkryjecie jej wszystkich tajemnic czy mechanizmów. Sam spędziłem przy niej jakieś 22 godziny, a nadal nie wiem, co właściwie robią niektóre przedmioty, jakie zebrałem w trakcie zabawy. A patrząc na toczące się na Discordzie dyskusje związane z tą produkcją, widzę, że przeoczyłem tak wiele rzeczy, iż śmiało mogę zacząć ją drugi raz od początku i nie będę się nudził.

Tunic recenzja

Bo też cały urok Tunic tkwi właśnie w eksploracji świata i samodzielnym odkrywaniu masy jego rozmaitych sekretów. Czyli w tym, co było esencją Zeld, czyż nie? Jeśli graliście w np. Link's Awakening, poczujecie się jak w domu. Parafrazując słowa Churchilla: Tunic to tajemnica owinięta w enigmę. Aż do przesady. (I tu mam zgryz, bo im konkretniejsza będzie ta recenzja, tym bardziej zepsuję wam zabawę... Cóż, postaram się jakoś to wypośrodkować).


You know nothing, Jon Fox!

Budzimy się na plaży... i nie wiemy nic. Poza tym, że wcielamy się w bezimiennego liska. Nie mamy pojęcia, co jest naszym celem ani czym dysponujemy. No dobra, to ostatnie akurat nie jest tajemnicą – niczym. Błąkając się po pozbawionych życia lokacjach, odkrywamy drogowskazy zapisane enigmatyczną mieszanką run i polskiego (bo tak, mamy tu polską wersję językową – i to bardzo starannie wykonaną, brawo!). Potem docieramy do posągu, będącego przy okazji miejscem, gdzie można zapisać grę. (Zgrywki da się robić tylko w wyznaczonych miejscach i każda nadpisuje poprzednią). Tam zasypiamy. (Uwaga: wzorem soulslike’ów odpoczynek regeneruje nasze paski zdrowia i many, ale powoduje też respawn wrogów w okolicy). We śnie mamy wizję, w której pewna uwięziona osoba prosi nas o pomoc. OK, czyli cel już mamy... 

Tunic recenzja

Wkrótce potem znajdujemy pierwszą broń – drewniany kijek – i wrogów, z których po zabiciu sypie się kasa. Natykamy się także na obiekty (np. studnie), które ewidentnie do czegoś służą – ale do czego? Nie wiemy, a choć interakcja z nimi jest możliwa, nic nie daje. Nie brak również przedmiotów – ich przeznaczenie można sprawdzić, choć nie zawsze przynosi to skutek (co zrobić z wielką monetą/medalem albo równie wielkim kłem jakiegoś stwora?). Dalej odkrywamy, że jest w grze coś takiego jak menu postaci, oczywiście również opisane nieczytelnymi runami. Nie widać za to mapy, wskaźnika celu, kompasu ani dziennika zadań. Dziwne. Na szczęście w grze jest...


Instrukcja

...będąca wszelako perfidnym dowcipem twórcy. Gdy zaczynamy zabawę, instrukcja jeszcze tak naprawdę nie istnieje. W czasie wędrówki kolejne strony tej broszurki musimy a) odnaleźć, co wcale nie jest łatwe, b) zebrać, co czasami jest jeszcze trudniejsze (kilku takich stronic po prostu nie potrafiłem podnieść, bo były umieszczone w takich miejscach, że za cholerę nie wiedziałem, jak tego dokonać). A jak już wam się to uda... Cóż, większość informacji również zapisana jest owymi runami! Czasem pojawia się tam pojedyncze polskie słowo, dające jakiś kontekst czy wskazówkę; czasem można nauczyć się czegoś z rysunku dołączonego do tekstu (np. jak radzić sobie z laserowymi wieżyczkami).

Jak się nam poszczęści i trafimy na odpowiednią kartkę, można zerknąć na mapę levelu. Oczywiście jest ona nieinteraktywna i żadnych znaczników stawiać się na niej nie da. Warto ją przy tym uważnie studiować, bo jakiś wcześniejszy użytkownik pozaznaczał na niej różne interesujące miejsca. Na przykład sklepy – a musicie wiedzieć, że lokale te są zwykle bardzo starannie zakamuflowane i wcale niełatwo do nich samemu trafić.

Tunic recenzja

Ból z instrukcją jest też taki, że jeśli nie znajdziemy jakiejś strony, możemy nie dowiedzieć się o wielu ważnych kwestiach. (Np. jak uzyskać najlepsze z zakończeń. Albo jak bardzo może się przydać jedna z kart akcesoriów w pewnej kopalni – dość powiedzieć, że bez niej zginąłem chyba siedmiokrotnie w pół godziny, a gdy zupełnym przypadkiem wpadłem na to, by włożyć ją w odpowiedni slot, przemierzyłem tę lokację za pierwszym podejściem). W żaden inny sposób Tunic nie zamierza nam o takich rzeczach powiedzieć. Auć. Lekka przesada.

Muszę koniecznie pochwalić styl, w jakim wykonano tę instrukcję, niesamowicie kojarzący się z tym, do czego przyzwyczaiło graczy Nintendo w latach 90. XX wieku. Jest tak bardzo „japońska”, jak tylko się da.


Enigmatunic

Wędrówka po świecie gry to nieustanne poszukiwania i odkrywanie czegoś nowego – od kolejnych elementów uzbrojenia i wyposażenia (a jest ich sporo, włącznie z ekwipunkiem magicznym), poprzez skrzynie pełne rozmaitych skarbów (czyli głównie przedmiotów o nieznanym przeznaczeniu), po tajemne przejścia, teleporty czy skróty pozwalające ominąć grupy wrednych wrogów. Swoją drogą, tajnych przejść jest mnóstwo, a jednocześnie są zwykle starannie ukryte i gra w żaden sposób nie sugeruje nam ich obecności. Po jakimś czasie wręcz obsesyjnie próbowałem więc wciskać się w każdą ścianę czy przechodzić za wodospadami, zmieniałem też ustawienie kamery (jej pracy nie zaliczam do atutów gry...), aby zobaczyć, czy gdzieś nie kryje się przed moim wzrokiem jakiś zakamarek. A i tak wiele odkryć było dziełem przypadku. Jeszcze więcej rzeczy zapewne przeoczyłem.

Tunic recenzja

Stale szukamy też przejść do kolejnych lokacji i kombinujemy, jak sforsować jakieś miejsce „nie do przejścia”. A takowych tu masa, ponieważ Tunic to także rasowa metroidvania i wielokrotnie będziemy wracać do tych samych lokacji, by dzięki znalezionym w międzyczasie przedmiotom (np. mieczowi karczującemu roślinność) czy nabytym umiejętnościom docierać tam, gdzie wcześniej nie byliśmy w stanie. W związku z tym czasem będziemy się również frustrować, gdy zbyt wcześnie trafimy do miejsca, które można spenetrować tylko, posiadając odpowiedni przedmiot (podpowiedź: nie właźcie do lochów bez latarni i możliwie szybko zdobądźcie hak z linką). Nie zaskoczę was: Tunic nie zamierza w jakikolwiek sposób narzucać graczom, w jakiej kolejności mają eksplorować ten świat(*). Na pewno regularnie będziecie gubić się w bardzo obszernych lokacjach i kręcić w kółko, kombinując „no dobra, to co teraz?”. Nie liczcie, że gra wam tu cokolwiek podpowie... 

Tunic recenzja

W miarę postępów odkrywamy, że w Tunic obecny jest też system rozwoju bohatera, pozwalający na zmianę kilku podstawowych parametrów bohatera – ataku, zdrowia itp. W sumie bez tego po prostu nie dacie rady bossom. Są też perki i buffy, ale nie powiem, w jaki sposób je odblokować – to już odkryjcie sami. Perfidia dzieła Shouldice’a polega bowiem na tym, że praktycznie od samego początku daje nam ono dostęp do niemal wszystkich możliwych mechanizmów rozgrywki. Tyle że nam ich nie zdradza. Dopiero z czasem będziemy więc odkrywali to, co, jak się okazuje, umiemy od początku... To cieszy, ale i męczy.

(*) Na początku jest dość liniowo, ale potem odblokowujemy dostęp do kilku lokacji naraz i możemy je zwiedzać wedle uznania.


Bitewny foxtrot

Walka jest dość nieskomplikowana – ataki bronią, parowanie tarczą oraz uniki, można też ciskać różnymi wybuchowymi znajdźkami. Należy kontrolować spadek wytrzymałości – zmęczenie oznacza, że dostajemy większe obrażenia od ataku wroga. Wydawała mi się przy tym toporna, nawet po podłączeniu pada, który zdecydowanie zalecam do grania w Tunic. Do tego przeciwnicy nie grzeszą przesadną inteligencją; ich siła tkwi raczej w przewadze liczebnej, więc starcia z nimi to zwykle rąbanina, a nie finezyjna szermierka, a do tego często musimy ganiać za uciekającym wrogiem, co jest po prostu męczące.

Tunic recenzja

Dopiero bossowie są wyzwaniem. Rzekłbym nawet, że dla odmiany ciut przesadzonym w drugą stronę. Każdy z nich ma sporo zdrowia, walczy inaczej i ma słabe strony, które trzeba odkryć i wykorzystać. Na szczęście gra nie jest zbyt surowa w przypadku śmierci – ot, budzimy się przy ostatnim checkpoincie, ukarani utratą części kasy. (Inna sprawa, że punkty kontrolne są umieszczone zdecydowanie zbyt rzadko i powrót do areny z bossem po n-tej śmierci to czasem prawdziwy ból zadka). Ale jeśli odnajdziemy miejsce swego zgonu, będzie tam czekał nasz duch i odzyskamy wtedy część odebranej nam gotówki. Ciekawostka: dla tych, dla których walki są tylko przeszkodą w śledzeniu fabuły i eksploracji świata, twórcy przewidzieli opcję „niezniszczalności”, możliwą do włączenia w menu. 


21st Century Fox

Utrzymana w stylu low-poly izometryczna i nieco cukierkowa grafika Tuniki oraz bardzo – bardzo! – fajny soundtrack mogłyby sugerować, że to jest coś przyjemnego i relaksującego. Ale nie dajcie się zwieść pozorom. Gra miejscami robi się mroczna (tak dosłownie, jak i w przenośni) i niewątpliwie nieraz da wam do wiwatu. Szczególnie na samym początku, gdy będziecie się jej uczyć. I ginąć. I błądzić. I ginąć. Ale też zapewni wam fantastyczne uczucie przeżywania wielkiej przygody. Shouldice stwierdził, że chciał w Tunic uchwycić „uczucie zachwytu i odkrywania nieznanego”. Udało mu się, bez dwóch zdań.

W Tunic graliśmy na PC.

Ocena

Tunic wygląda „jedynie” na hołd dla Zeldy – ale nie dajcie się zmylić. Pomimo podobnych mechanizmów rozgrywki jest to produkcja w pełni samodzielna. To złożona mieszanka metroidvanii, labiryntówki i RPG, oparta na eksploracji świata i odkrywaniu licznych sekretów. Bywa frustrująca, ale na pewno wielu zachwyci.

8+
Ocena końcowa

Plusy

  • oprawa, szczególnie soundtrack
  • szukaj, odkrywaj, myśl i kombinuj!
  • pomysł z instrukcją
  • grywalność (i regrywalność)
  • polska wersja językowa

Minusy

  • nieco zbyt hardkorowa w niektórych aspektach
  • zbyt rzadko rozrzucone checkpointy
  •  można się pogubić i zagubić w tym świecie
  • taka sobie walka i AI wrogów
  • praca kamery czasem wkurza


Czytaj dalej

Redaktor
Smuggler

Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.

Profil
Wpisów256

Obserwujących53

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze