2
2.05.2025, 12:11Lektura na 9 minut

Zagrałem w Obliviona po raz pierwszy. Jego remaster to odkurzony staroć RPG, ale nowy gracz i tak będzie się w nim świetnie bawił

Oblivion był jedną z gier obowiązkowych i przełomowych, ale w wersji Remastered broni się i dziś. Dowód? Osoba, która odpala RPG Bethesdy po raz pierwszy w życiu, bez dawnych sentymentów, też bawi się doskonale.

Czasami to nawet nie jest kwestia jakiejś hipsterskiej kontestacji mainstreamu. Po prostu tak wychodzi, że o danym dziele mówią wszyscy, coś do nas dociera i skutek okazuje się odwrotny od typowego – zwyczajnie nie mamy już potrzeby sięgać po jakieś gigantyczne zjawisko. Tak było ze mną i z The Elder Scrolls IV: Oblivion. Gdy gra wyszła i zawładnęła zbiorową wyobraźnią graczy, ja patrzyłem na nią z dystansem. Wydawała mi się zbyt… grzeczna i pospolita w porównaniu z dziwnym i tripowym Morrowindem, a przy tym zbyt prosta pod względem mechanik i dialogów.

Może to kwestia wieku, człowiek jako nastolatek lubi się pobuntować w dziwny sposób, np. przeciw zmianom zachodzącym w ukochanym gatunku RPG. Tak czy inaczej, ominąłem Obliviona, choć zaliczyłem i Morrowinda, i Skyrima, i The Elder Scrolls Online. Dziś, po latach, w nadrobieniu pomógł mi mocarny shadowdrop Oblivion Remastered. Po 20 godzinach stwierdzam, że nie żałuję, iż nie grałem w okolicach premiery oryginału – bo dzięki temu mogę się cieszyć specjalnym doznaniem teraz. I postawa osób takich jak ja, obcujących z erpegiem Bethesdy po raz pierwszy, pokazuje, jaką klasę ma ta produkcja fantasy. Pewnie, trąci nieco myszką, nawet mimo licznych poprawek, ale czaruje niesamowitym urokiem – i bawi przez większość czasu.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Wielka ucieczka IV: Oblivion

Oferuję wam zatem dosyć specyficzną perspektywę kogoś, kto z Oblivionem, jego mechanikami obcuje pierwszy raz. Co prawda, siłą rzeczy, coś o produkcji wiedziałem wcześniej, nie da się nie znać jej założeń i jednocześnie pisać o grach, a poza tym paru moich ulubionych youtuberów i autorów poświęciło owemu erpegowi sporo miejsca i czasu. Dlatego nie wszystko stanowiło dla mnie zaskoczenie. Jaki jest więc Oblivion Remastered A.D. 2025?

Otóż to produkcja, która pozwala znowu poczuć się nastolatkiem jarającym się przełomowymi dziełami (lub oburzającym się na nie). Na dobre i na złe przenosi nas do czasów, kiedy erpegi wymagały od nas nieco więcej uwagi i wizualnie – także z powodu ograniczeń technologii – były spokojniejsze. Wręcz kojące. Jeśli dacie Oblivionowi chwilę, poświęcicie niezbędne minimum atencji, odwdzięczy się atmosferą odstresowującej wędrówki fantasy, jak wtedy, gdy monitory zajmowały całe biurko, bo nie każdy jeszcze mógł sobie pozwolić na LCD z prawdziwego zdarzenia.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Znaczy, pewnie, fabułę Obliviona napędzają rzeczy wielkie – przedwczesna śmierć cesarza Uriela Septima VII, daedryczny książę pragnący siać chaos w Cyrodiil, bramy do piekieł wyskakujące w środku miasta albo na kompletnym wygwizdowiu, do tego spory gildii, intrygi tajnych stowarzyszeń – a pośrodku tego wszystkiego stoimy my. Więzień (a jakże, w końcu to The Elder Scrolls!), którego wybrano w snach Septima na osobę zdolną odmienić los krainy. Po intensywnym prologu dostajemy konkretną misję – oraz absolutną wolność w przemierzaniu Cyrodiil – więc ruszamy w świat.


The Elder Scrolls IV: Tomb Raider

Oblivion, przy całej swojej „mechaniczności” – jest przede wszystkim przeżyciem. To gra, która ma za nic dysonans ludonarracyjny (no halo, świat się kończy!) i każdym kolorkiem, pagórkiem, ścieżką (lub właśnie jej brakiem), zadaniem pobocznym lub przydrożną jaskinią zachęca, by się zgubić. By tworzyć swoją historię. Oraz by się nie spieszyć, zrelaksować, nawet jeśli czasem stanowi wyzwanie.

To jest to, co działa tu znakomicie, prawie 20 lat po premierze – przyciąganie do tego wymyślonego miejsca, jego projekt, atrakcyjność i wysoki poziom artystyczny. Na drodze do każdego celu fabularnego, czy to głównego, czy pobocznego, napotkać możemy dziwną sytuację, opuszczone zamczysko albo monument. I oczywiście, że zatrzymamy się, by to sprawdzić. A potem potkniemy się o jakieś ukryte wyzwanie bądź po prostu ciekawie wyglądający loch do splądrowania.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Nawet jeśli nie trafimy tam akurat na wielką nagrodę (może to kwestia zbyt niskiego poziomu postaci, naprawdę dobry sprzęt pojawia się po 19. lub 26. poziomie doświadczenia), satysfakcję z eksploracji i tak mamy zagwarantowaną – bo czeka na nas ciekawy układ pomieszczeń, atmosfera, trochę ukrytego lore do odkurzenia, dobrze rozłożone pułapki (niektóre śmiertelnie groźne, inne tylko upierdliwe). A to użyteczne żelastwo możemy zdobyć w najpospolitszej jaskini pod słońcem. I to wszystko wydaje się… sensownie rozłożone.

Bo Bethesda nie jest mistrzem dialogów (nie cierpię systemu słów kluczy, wypada sucho i ma wartość głównie informacyjną) ani głównych wątków, ale opowiadanie światem, mapą, projektem lokacji wychodzi jej znakomicie. Pomnik napotkany podczas wędrówki może być częścią dawnej historii czy nawet jakiegoś ukrytego zadania albo po prostu sobie stać ze względu na dbałość twórców o lore (które da się też poznawać za pośrednictwem mających po kilkadziesiąt stron ksiąg). A co się wydarzyło w tej zrujnowanej twierdzy zajmowanej teraz przez obwiesi? Znacie to. Jeśli graliście wcześniej w Obliviona, dobrze wiecie, o jakim typie ciekawości mówię. Tym zmieniającym się w prowadzoną w głowie narrację emergentną.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Historia ze szlachetnego drewna

Nie samymi wyobrażeniami człowiek żyje – bo przecież Oblivion to jakaś tona przygotowanej przez twórców zawartości. Szczerze? Nawet polityczno-piekielny wątek główny, przynajmniej na etapie, na którym jestem, oferuje sporo dobra. Zadania z nim związane okazują się nieźle zaprojektowane i różnorodne, pozwalają zgłębić trochę wiedzy o świecie, skrzyżować ostrza z tajemnymi bractwami i odkryć polityczne sekrety (to, że główni bohaterowie przemawiają głosami Patricka Stewarta i Seana Beana, też raczej nie szkodzi…). Całkiem sprawnie również oprowadzają nas po obowiązkowych miejscówkach, zarówno tych znajdujących się „pod ręką”, jak i na peryferiach prowincji. A że dialogi brzmią czasem jak sztampa sztamp fantasy i są zbudowane na pewnej umowności, cóż… Owszem, z jednej strony ciągnie to trochę narrację w dół, z drugiej – buduje ów „kłodowaty” urok Obliviona.

Swego rodzaju wadą i zaletą tych questów jest też ich prosta, bardzo podstawowa reżyseria. Wiele sytuacji fabularnych trudno nawet nazwać scenami, wszystko obserwujemy z poziomu dialogów lub zwykłej rozgrywki. Ta sprawdza się przy interakcjach ze światem, ale wszelkie fabularne „momenty” wypadają dość statycznie. Na szczęście rzadko odbiera nam się tu kontrolę nad postacią (bo przecież mechanika dialogów to po prostu inny tryb prowadzenia bohatera), dzięki czemu i tak zachowujemy spore zaangażowanie.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

To może nie pogłębia immersji, ale tworzy całkiem w sumie przyjemne wrażenie obcowania z grą retro. Taką, która z jednej strony próbuje symulować żywy świat, a z drugiej strony pełna jest absurdów tak dobitnych i pociesznych, że słyszymy obracające się trybiki mechanizmów.


Tryby Obliviona

Bo mechanicznie to oczywiście dzieło z poprzedniej epoki – wcale nie tak odległe od jeszcze bardziej otwartego Morrowinda (kłaniam się swemu naiwnemu, szczeniackiemu przekonaniu, że było inaczej). Na szczęście zrobione ze smakiem i wygładzone, sprawnie odrestaurowane. Poprawiono przede wszystkim system skalowania poziomów, o którego oryginalnej wersji krążyły opowieści spod znaku grozy. Teraz nie karze się nas za nierównomierny rozwój postaci – ten zresztą przypomina bardziej system ze Skyrima.

Podnosimy poziom doświadczenia dzięki wykorzystywaniu umiejętności naszej postaci, ale już nie grozi nam stworzenie szybkonogiego atlety niezdolnego do obicia kogokolwiek, bo za dużo biegał czy skakał, a za mało wymachiwał żelastwem. Po osiągnięciu nowego levelu rozdajemy 12 punktów pomiędzy kilkoma bazowymi statystykami (np. siła, witalność, osobowość), a bonusy, jakie dzięki temu zyskujemy, są proporcjonalne do poziomu, na którym się znajdujemy.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Trenowanie umiejętności pozwala zaś odblokować kolejne stopnie wtajemniczenia i perki, np. wolniejsze zużycie danego typu pancerza czy wyższe skakanie – generalnie rzeczy, które realnie przekładają się na gameplay, interakcje ze światem, systemami gry, w tym ekonomię. W praktyce działa to prosto i logicznie, ponadto premiuje granie taką postacią, jaką grać chcemy. A że, jak zauważyliście po screenach oraz innych tekstach, mam słabość do wcielania się w trepa w żelastwie i z dwuręcznym majchrem przeznaczonym do prowadzenia negocjacji, to Oblivion pozwolił mi być dokładnie kimś takim. I bawiłem się doskonale.

Także dlatego, że zaskakująco przyzwoicie wypada feeling walki i poruszania się. Generalnie to dalej jest starcie trójwymiarowych drewienek, ale odczuwałem jakiś minimalny, wystarczający feedback, by nie zostać pokonanym przez nudę. Na średnim poziomie trudności gra traktowała mnie też całkiem fair. Musiałem trochę pokombinować, unikać ataków, pracować nas timingiem i odległością – ale się nie spociłem.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Pierwsze 20 godzin, ale raczej nie ostatnie

Generalnie ta archaiczność gry będzie uwierać właśnie tak – w stopniu umiarkowanym. To np. upierdliwa obsługa HUD, okienek ekwipunku, gdzie np. musimy w nieskończoność przewijać listę sprzętu, by dokopać się do interesującego nas przedmiotu. Sterowanie konikiem też pozostawia sporo do życzenia i wymaga odrobiny cierpliwości. Do tego dochodzi sztywność animacji, wyłażąca zwłaszcza przy ważnych etapach fabularnych, i oczywiście upiorne twarze z ciasta, ale to akurat coś, o czym wiedzą wszyscy.

Z jednej strony silnik ma swoje bolączki i czasem wyskakują jakieś artefakty (np. nienaturalnie wyglądające, białe obramowania obiektów), z drugiej – na moim komputerze, mimo że „maszyna” ledwo spełnia wymagania sprzętowe, Oblivion chodził całkiem płynnie i bez najmniejszych zaciachów. Zachowano też ponoć mnóstwo bugów, dziwactw i smaczków, które sprawią, że wy poczujecie się jak w domu, a ja będę miał z czym eksperymentować po raz pierwszy.

The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered

Trzeba też przyznać, że pierwszy kontakt z bramami Otchłani robi niesamowite wrażenie i dziś – pomimo faktu, że w zadaniu uczestniczy kilku enpeców na krzyż (oraz tyleż potworów), i generalnej umowności. Taki jest cały Oblivion – choć ma w sobie coś archaicznego, ten wiarus erpegowego światka, ten niegdyś przełomowy tytuł potrafi oczarować gracza, który dawniej podchodził do produkcji sceptycznie. A jeśli przy wszystkich starych i nowych nierównościach tak się dzieje, to znaczy, że ktoś tu poradził sobie z zadaniem naprawdę dobrze. Bo czasem to, co pozornie proste, drewniane i schematyczne, wręcz pocieszne, okazuje się całkiem piękne.


Czytaj dalej

Redaktor
Hubert Sosnowski

Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.

Profil
Wpisów21

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze