Nintendo Switch 2 Welcome Tour nawet nie udaje, że jest pełnoprawną grą [RECENZJA]
Kto pamięta obowiązek noszenia ochraniaczy na buty w muzeach? Był to nieodłączny i zarazem najzabawniejszy (połączenie filcu i gładkich podłóg dawało przyjemny poślizg) element szkolnych wycieczek. Cała reszta wyleciała mi z głowy, bo każda wizyta w tego typu miejscach okazywała się śmiertelnie nudna.
Nintendo Switch 2 Welcome Tour mogło stać się takim przyjemnym doznaniem, jednak skromność owego edukacyjnego tytułu połączona z faktem, iż musimy za produkcję zapłacić, spowodują, że zniknie ona w mrowiu innych gier. Cóż, trochę sobie na to zasłużyła.
Dwanaście sal pełnych pustki
Muzeum składa się z kilkunastu obszernych poziomów, które przybrały postać elementów Switcha powiększonych do rozmiarów budynków. Zaczynamy od wielkiego lewego Joy-Cona, czyli niebieskiego. Po zebraniu wszystkich pieczątek z eksponatów możemy przejść przez bramkę do głównej konsoli, a potem zobaczyć jeszcze kierownicę, pada, strapy itd. Celem jest… po prostu obejrzenie wszystkiego, żeby nie powiedzieć brzydko „zaliczenie”. Zajmuje to jakieś sześć godzin.

Na dwunastu lokacjach wykonujemy trzy rodzaje aktywności. W założeniu najbardziej interesująca wydaje się ta z demami technologicznymi nowej konsoli. Badamy zatem stopnie wibracji kontrolerów, porównujemy rozdzielczość, mierzymy klatki na sekundę, bawimy się trybem myszki i czułością ekranu dotykowego.
To proste gry, trwające nie dłużej niż parę minut, a najczęściej zamykające się w kilkunastu sekundach, więc zanim zdążymy się wciągnąć, zabawa się kończy. W udany, chociaż pozbawiony fajerwerków sposób (zwłaszcza jeśli ktoś pamięta Astro’s Playroom z 2020 roku) tryby pokazują działanie podstawowych mechanizmów urządzenia oraz omawiają postęp technologiczny, jaki Nintendo przebyło między pierwszym a drugim Switchem.

Rozwiąż quiz, by wygrać… więcej quizów
Rzeczony sprzętowy skok uzmysławiany jest także w quizach, w których można wziąć udział w różnych rejonach muzeum. W każdej lokacji znajduje się od dwóch do kilku stanowisk, gdzie oglądamy niedługie prezentacje poświęcone rozmaitym elementom konsoli, użytym bebechom i możliwościom Switcha 2, a pod koniec rozwiązujemy krótki test. I chociaż granie zakłada przede wszystkim aktywne uczestnictwo, to przyznać muszę, że akurat bierna część Welcome Tour podobała mi się najbardziej – głównie z powodu wielu ciekawostek ukrytych w prezentacjach.
Twórcy naprawdę zajrzeli do każdego zakamarka Switcha 2 i wyciągnęli sporo interesujących informacji. Nie wiem, czy gdzieś indziej dowiedziałabym się, że kolorowe elementy strapów wykonane zostały z włókna szklanego. Albo ile zachodu wymagało prawidłowe umieszczenie głośniczków w konsoli tak, by wszystkie dźwięki były odpowiednio słyszalne (co zresztą doceniłam podczas grania w Mario Kart World w trybie handheldowym).

Po przejrzeniu prezentacji człowiek zaczyna dostrzegać niewidoczne do tej pory różnice. Na przykład fakt istnienia niewielkiej szpary między Joy-Conem a konsolą wynika z potrzeby maksymalnego zabezpieczenia wszystkich elementów przed wyłamaniem. Magnetyczne styki są nieco ruchome, żeby lepiej trzymały kontrolery w miejscu. Sam magnes znajduje się tylko w głównym module urządzenia, w przypadku padów postarano się zaś o stalowe płytki w odpowiednich miejscach. I tak dalej, i tak dalej…
A pod koniec nie ma nawet sklepiku z pamiątkami…
Możemy także zbierać pieczątki. Musimy wobec tego często eksplorować pustą przestrzeń w celu dostrzeżenia plakietek z nazwami różnych elementów urządzenia (teraz patrzysz na przycisk A, a to tutaj to wejście mini-jack). Ujawniają się one bowiem wyłącznie wtedy, gdy znajdziemy się blisko nich.
Tytuł nawet nie udaje, że jest pełnoprawną grą. Nie wyznacza nam żadnego określonego celu poza tym, by obejść cały kompleks i zebrać wszystkie pieczątki. W zasadzie przypomina to wiele nowoczesnych, interaktywnych muzeów, w których proces zwiedzania uległ gamifikacji. Z tym wyjątkiem, że tutaj mamy odwrotną sytuację – prawdziwa gra została „urealniona”, jeśli można tak to ująć.

W efekcie granie w Welcome Tour przypomina podziwianie prawdziwej wystawy, z kierunkami zwiedzania, quizami, działami tematycznymi, ale też okazjonalnie napotkanymi turystami i kustoszami. Niestety graficzna i dźwiękowa prostota powodują, że łażenie po wielkim Switchu przywodzi na myśl nie porywające przeżycie spod znaku teamLab czy rodzimego Centrum Nauki Kopernik, lecz raczej włóczenie się po nudnym biurowcu zaadaptowanym na galerię. Nasuwa się skojarzenie ze sceną z serialu „Rozdzielenie”, w której pracownicy odbywają wycieczkę po działach z eksponatami i poznają historię firmy oraz jej założycieli. Tak, właśnie taki to ma klimat.
Jest sterylnie, płasko i po prostu nudno. Nieinteresujące ikonki postaci w kilku kolorach, ograniczona szata graficzna całego otoczenia, sprany filtr przypominający korporacyjną prezentację w PowerPoincie – to wszystko naprawdę nie pomaga w cieszeniu się tytułem. W innym przypadku spodziewałabym się jakiejś orwellowskiej historii i trupów poupychanych w tych aż nazbyt czystych szafkach. Ale nie, Welcome Tour traktuje swoją misję przekazania wiedzy o konsoli bardzo poważnie. Gdyby to była część software’u dostępna za darmo, to inaczej bym ją oceniła.
Ocena
Ocena
Doceniam przystępnie przekazaną wiedzę i wyjaśnione technikalia oraz możliwość zajrzenia w każdy zakątek Switcha 2. Jednak tak prosta, wizualnie surowa i krótka gra, która w zasadzie stanowi demo technologiczne ubrane w szatki walking sima, powinna być darmowa. Nawet minigry prezentujące nowe możliwości konsoli okazują się niewystarczająco atrakcyjne, by tłumaczyć ów skok na kasę.
Plusy
- ciekawostki na temat konsoli podane w przystępny sposób
- aspekt edukacyjny (chociaż tylko po angielsku)
- nieźle wyjaśnione podstawowe mechanizmy Switcha
Minusy
- trzeba za to płacić
- krótka zabawa bez wyraźnego celu
- mało atrakcyjna oprawa graficzna
- zwiedzanie szybko się nudzi
- minigry niezwykle proste i krótkie
Czytaj dalej
Operuję padem jak nunchako, chociaż wolę chińskie sztuki walki. Nie ma gatunku gier, którego bym nie lubiła – są tylko takie, które szybciej mnie nudzą. Cenię dobrą opowieść, chociaż czasami wystarczy mi piękne uniwersum albo jak postać się przekonująco drapie. Pisałam wcześniej w Ja, Rock! i Polygamii, a gram od zeszłego wieku, co brzmi, przyznacie, poważnie.