Europejscy wydawcy są przeciwni Stop Killing Games. Uważają, że uczyniłoby to gry-usługi zbyt drogie
Stop Killing Games nie jest na rękę europejskim wydawcom, stąd ich stanowisko w tej sprawie jest jednoznacznie krytyczne.
W pewnym momencie wszyscy sądzili, że europejska inicjatywa zrodzona z petycji Stop Killing Games nie będzie nawet blisko zebrania wymaganej liczby podpisów. Ku zaskoczeniu wielu, tych zaczęło na ostatniej prostej drastycznie przybywać i koniec końców przebito milion potrzebny do przedłożenia postulatów władzom Unii Europejskiej. Dotąd więksi wydawcy nie zabierali głosu w tej sprawie, licząc, że inicjatywa upadnie. Tak się jednak nie stało, więc organizacja zrzeszająca ich w Europie wystosowała protest przeciwko niej.
Video Games Europe, bo o niej mowa, zaczęła działać w 1998 r., a jej misja, jak czytamy na stronie, „polega na wspieraniu i świętowaniu kreatywnego oraz ekonomicznego potencjału tego sektora, a także zapewnianiu, że gracze z całego świata będą zachwyceni korzyściami świetnego doświadczenia grania w gry”. Do jej członków należy kilkanaście krajowych zrzeszeń związanych z grami (w tym nasze Video Games Poland), a także szereg wydawców wywodzących się z Europy lub działających w jej granicach, jak np. Electronic Arts, Nintendo, Ubisoft, Embracer czy Warner Bros. W obliczu wzrostu popularności Stop Killing Games organizacja wypowiedziała się na temat inicjatywy w nieprzychylny sposób.
Doceniamy pasję naszej społeczności, niemniej decyzja o wyłączeniu serwerów gier jest wielowymiarowa i nigdy nie podejmowana lekko, a także musi pozostać opcją dostępną dla firm, gdy sieciowe doświadczenie jest komercyjnie nieopłacalne. Rozumiemy, że może być to rozczarowujące dla graczy, ale gdy się tak dzieje, branża zapewnia, że otrzymują oni uczciwe komunikaty w kwestii perspektywy zmian w zgodzie z lokalnymi prawami konsumentów.
Utrzymywanie nierentownych gier nie jest jednak postulatem Stop Killing Games, o czym powiedziano w jego celach. Inicjatywa w założeniu dąży do tego, by wyłączane gry-usługi były niejako udostępniane graczom w celu dalszego ich rozwoju przez społeczność, niezależnie od wydawców, a także by uniknąć sytuacji, w których tytuł po wycofaniu ze sklepów znika także z wirtualnych półek graczy, jak stało się to z The Crew (czy ostatnio również z Anthem). Te rozwiązania również nie są popierane przez Video Games Europe.
Prywatne serwery nie są zawsze realną alternatywą dla graczy ze względu na ochronę, jaką zapewniamy im w kwestii ich danych czy usuwania nielegalnej treści, a także walki z niebezpieczną dla społeczności zawartością, które nie istniałyby [w przypadku oddolnych serwerów – dop. red], co naraziłoby właścicieli praw na odpowiedzialność. Ponadto wiele tytułów jest tworzonych wyłącznie z myślą o sieciowej rozgrywce, w efekcie czego te propozycje ograniczałyby wybór twórców, czyniąc te gry zbyt drogimi w produkcji.
Jak dotąd Ross Scott, inicjator Stop Killing Games, nie odniósł się do słów Video Games Europe, jednak zapowiedział na X-ie, że przygotuje na nie odpowiedź na swoim kanale YouTube. Dodatkowo zachęca graczy do tego, by pomimo uzbierania miliona podpisów nadal je składać, bowiem potrzebny jest ich zapas w razie nieuznania części z nich (np. przez błędy w formularzu) przez Unię Europejską. Ja również polecam wszystkim, którzy tego jeszcze nie zrobili, by zajrzeli na stronę europejskiej inicjatywy.
Czytaj dalej
Gracz kiszący się przez większość życia na słabiusieńkim pececie, stąd pałający miłością do kilku tytułów wydanych przed swoim rokiem urodzenia jak Thief 2 czy Heroes III. Niezdrowo analizujący spójność mechanik gry ze światem przedstawionym. Zawsze daje najwięcej punktów w charyzmę. Fortnite spalił mu zasilacz.