23
27.09.2009, 11:36Lektura na 7 minut

10 spostrzeżeń z życia redakcji czyli "Z diariusza praktykanta II"

Oto "sequel" opublikowanego przez nas jakiś czas temu w magazynie "Pamiętnika praktykanta". Tym razem w roli terminatora występuje Monk(ofWar). Oto jego wspomnienia...


Hut

Czytelnicy kojarzący osobnika pieszczotliwie zwanego enkim zapewne wiedzą, iż swego czasu spędził był ładnych parę tygodni nie tylko w amazońskiej głuszy, ale i równie egzotycznej redakcji CD-Action w charakterze chaotycznym dobrym – jako praktykant. Tego lata podobny los spotkał i mnie.

Stąd i potrzeba podzielenia się – wzorem enkiego – paroma spostrzeżeniami z tego okresu, rzecz jasna z pominięciem nieistotnych drobiazgów w rodzaju nabawienia się kokluszu łękotki i piętnastu złamań otwartych. Poza tym karoseria miała odcień czerni o dwa tony jaśniejszy od obiecanego – czas się odegrać.

1. Nieprawda, że na praktyki trudno się dostać. Ba, staranie się o wzięcie w nich udziału to niezapomniane przeżycie – nigdy wcześniej nie osiągnąłem mocy przerobowej rzędu 743 mejli/godzinę, wątpię też, by jeszcze kiedyś było mi dane tak intensywnie korespondować z Kancelarią Prezydenta. A serio, to pomimo trwającej już od dłuższego czasu współpracy z CDA miałem poważne obawy co do szans załapania się na tę legendarną praktykę – jak się okazało, zupełnie niesłusznie! Wystarczyło dwa razy mniej, niż myślałem.

2. Pierwsze chwile w redakcji i skok pulsu o 2 uderzenia (3 na minutę to u mnie prawie zawał). Nie dość, że jej siedziba wydała mi się ukryta przed światem lepiej niż bimbrownia w czasach prohibicji to jeszcze targały mną emocje porównywalne z osiąganiem szczytu Mount Everest bądź pochówkiem domowego pytona. Na całe szczęście ojcowską troską otoczył mnie dobry Ghost – pogładził po główce, strzepnął to, co zebrał, i usadził na reprezentacyjnej sofie marki „Château de Versailles, 1795”. W tle pobrzmiewały łomoty rodem z horroru klasy gore (ktoś psuł rzutki, enki pocił się nad Heavenly Sword), więc od razu poczułem się jak w domu.

3. CD-Action od kuchni to znany i lubiany cykl oświatowy nadawany przez BBC po 23, dlatego w kompleksowe omówienie poszczególnych komnat bawić się nie będę. Pozwolę sobie jednak wyjawić sekret Drzwi, Których Nie Ma – wiedzcie, że mieści się za nimi [są pewne tajemnice, które powinny zostać ukryte... – redakcja]. Pokój dla praktykantów zaś to przestronna, przewiewna cela o wymiarach 1 x 1 x 2 m. Zapewnia komfortowe warunki pracy, zaś pręty zbrojeniowe... Ech, przyznaję, to dezinformacja sponsorowana – sam nadal nie wiem, co się za nimi znajduje. Potwierdziły się natomiast moje przypuszczenia, jakoby Smugglerem był Gregorius, fan Tibii i chłodzenia procesorów. Mokrą ścierką.

4. Redakcja CDA jest spora, czym jednak zajmują się rozchełstani kowboje w dalszej jej części, już się nie dowiedziałem – ktokolwiek zakładał te wnyki, zna się na swojej robocie: prawe kolano do dzisiaj zgina mi się w drugą stronę. Wierzby szumią coś nt. detepu, jednak ja im nie wierzę – wszak graficy wyglądają stateczniej i nie noszą kolczug. Miejscem, które zostało mi wyznaczone na czas praktyk, była sala konferencyjna, gdzie pracowałem na własnym laptopie – zwyczajowo praktykanckie miejsce z komputerem zajął początkowo inny młodzian najemny. Z jednej strony czułem się niesamowicie rozpieszczony i spełniający wszystkie wymogi BHP, z drugiej zaś był to punkt chyba najbardziej oddalony od właściwego serca redakcji, przez co nie mogłem zaglądać w talerz Hutowi (i tak to robiłem – „Monczhor, ciamk, dhlaczhego thy zhawsze phrzychodzhsisz khiedy hjem, ślurp?!”) lub pogrążać się i siebie samego w rozmowach nt. WoW'a (pogardliwe spojrzenie gema na wieść o tym, że gram Huntardem, wciąż nie daje mi spać). 

5. Redakcja mnie lubi. Na widok zazdrosnych spojrzeń, jakimi obrzucałem bródkę CormaCa (i, niech będzie, perkusję do Guitar Hero, którą najwyraźniej usilnie starał się zezłomować), szybko otrzymałem propozycję udzielenia się wokalnie. Niestety, na widok kamery filmującej całe zdarzenie oraz uzbrojonego w norwegian black metalowe miny boysbandu P.E.C.H. (Phnom-enki-CormaC-Hut) przeważył we mnie wstyd i z płaczem uciekłem do swego kącika. Do dziś wspominam to z żalem przy smętnych dźwiękach Wolnej Grupy Bukowina.

6. W redakcji panuje miłość bliźniego swego. Koronnym dowodem Specjalne Miejsce w Kuchni, w którym można udostępniać reszcie redakcji rozmaite pyszności z własnej spiżarni, jak i swobodnie czerpać z tego, co zostanie tam podstawione przez innych. Powiedziałbym, że korzystałem z tej możliwości często i gęsto, umieszczając tam przysyłane z domu babki i mazury, ale kłamać brzydko i fe. Byście jednak nie mieli o mnie – przesadnie – złego zdania, dodam, że jedynym dobrem, które podczas kilku mych wizyt w kuchni zdołałem tam zauważyć, były trzy mocno zmęczone życiem wisienki.

7. Redaktorzy rozmawiają nie tylko o grach. Miesięczna obecność w redakcji pozwala mi dodać, iż bynajmniej nie mówią też jedynie o swoim sprzęcie, jednak zakrawałoby to na pszenno-buraczany żart, jakże odbiegający od wysublimowanych gier słownych zwyczajowo krążących po redakcji. Gdy zanosząc się gromkim „muahahahem”, Ghost rozpętał pandemonium zwane Przeciekami (każdy ich odcinek to paraliż redakcyjnych serwerów, podobnie ogłoszenie zawartości numeru), zdołałem skorzystać z jego nieuwagi i wtrącić swoje trzy ruble do rozmowy o sytuacji Ukraińców w Europie, w której wiódł rej znad filiżanki żętycy gem. Szkoda tylko, że potem w ramach kary za wtrącanie się przez tydzień zeskrobywałem dziwny kurz z lustra w redakcyjnej łaźni. Szorowałbym zresztą do dziś, gdyby przechodzący akurat Phnom nie zwrócił mi miłosiernie uwagi, że lustro zostało stamtąd zdjęte miesiąc wcześniej.

8. Pielgrzymki na Jasną Górę to adekwatne określenie na wycieczki fanów CDA – na (prawie) najwyższym piętrze siłą rzeczy musi być najjaśniej (gorzej z przewiewnością – odniosłem wrażenie, że Allor ¾ etatu spędza na szukaniu cyrkulacji powietrza). Autografy (również moje, o matulu) zbierają starzy i młodzi, samotne wilki i grupy zorganizowane, zupełne siusiumajtki i dziewczęta, których obecność dziwnym trafem łączy się z nagłym wzrostem temperatury i kompletnym zastojem prac, choćby i w środku deadline'u. Zdradzę wam też, że przyniesienie wałówy w formie pizzy bądź dwudziestu cheeseburgerów znacząco podnosi waszą charyzmę oraz zmniejsza szansę na wyjście z pustymi rękami. (No, w końcu ktoś musi te opakowania powynosić).

9. „W redakcji nie ma kobiet”. Kto tak powiedział?! W stopce redakcyjnej może nie, jednak w pracy co i rusz przewija się jakaś białogłowa. Ba, przeciętna reakcja męskich wizytatorów CDA na ich widok brzmi „To tak wyglądają te, jak im tam... hurysy?”. Kobiet spod znaku .jpg już nawet nie liczę. Co więcej, ze względu na kryzys redakcja najwyraźniej dorabia w wakacje, prowadząc na boku półkolonie językowe dla młodzieży pod hasłem „...’cuz every generation shall use the PlayStation!”. Tak przynajmniej sądzę, gdyż nieustannie widywałem młódź z etapu nauczania początkowego (latorośl pracownicza, zgaduję) wymiatającą w WipeOucie na PS3 lub zwracającą się z niedziałającym PSP do Wujcia Ghosta.

10. Praktykanci parzą pizzę i biegają po kawę – kolejny mit, jeśli chodzi o CDA. Wykonawcą podobnych zleceń nie byłem nigdy, a i mechaniczną robotę „dla praktykanta” otrzymałem od Mac Abry w ciągu pięciu tygodni cały jeden raz (choć przyznaję, po pięciu godzinach mak zaczyna mylić się z piaskiem). Działałem konkretniej – obtłukiwałem łbem tynk ze ścian po kolejnym zgonie w recenzowanym MapleStory lub beta-testowanym Aionie, przekopywałem internet w poszukiwaniu możliwie porąbanych MMO do sporządzenia rankingu, wczuwałem się w emeryta, spisując historię Ultimy, bądź tworzyłem dla Qn`ika listę tysiąca gier, których w CDA jeszcze nie zapowiadano (po pięciu tytułach lista się wyczerpała). Nikt też nie wisiał mi nad głową i nie kontrolował, czy rzeczywiście pracuję, czy może raczej orzę w nosie i oglądam przysłowiowe gołe baby. Gołe baby widywałem, i owszem – w ramach pracy, lepiąc na zlecenie Huta obficie ilustrowany pamflet na Igę Wyrwał. I tym oto, zapewne zniechęcającym do praktykowania w CDA akcentem... czule się z wami żegnam. Nie na długo...

[UPDATE] ode mnie, czyli Monka: ja nadal aktywnie żyję i współpracuję. I nieprawdą jest, jakoby worki ze mną znaleziono gdzieś pod Jelenią Górą, z którego to powodu newsa wystawił właśnie Hut. To była Góra, ale Zielona. ;)


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze