„Wielki marsz” zachwyca pierwszych widzów. To może być najmocniejsza ekranizacja Kinga od lat
Krytycy chwalą klimat i obsadę.
Już w przyszłym miesiącu do kin wejdzie „Wielki marsz”, będący kolejną adaptacją prozy Stephena Kinga (wydanej pierwotnie pod pseudonimem Richard Bachman). Pierwsi widzowie mieli okazję zobaczyć już film i podzielili się swoimi wrażeniami w mediach społecznościowych.
Opinie są bardzo pozytywne, choć zwykle tak bywa po pokazach przedpremierowych. Mimo to można uznać to za dobry znak i mieć nadzieję, że reżyser Francis Lawrence („Igrzyska śmierci”) i scenarzysta JT Mollner („Strange Darling”, „Bandyci i aniołki”) przygotowali naprawdę udaną adaptację dzieła Kinga.
Za co chwalony jest „Wielki marsz”? Krytycy podkreślają przede wszystkim, że Lawrence wiernie oddaje mroczny klimat powieści, a na szczególne wyróżnienie zasługuje obsada, w tym Cooper Hoffman („Licorice Pizza”) i David Jonsson („Obcy: Romulus”). Wielu komentujących docenia także to, że film unika taniego efekciarstwa, stawiając na napięcie i emocje zamiast widowiskowych fajerwerków.
»Wielki marsz« oferuje perfekcyjne, wybitne kreacje Coopera Hoffmana i Davida Jonssona. To kino pełne emocji – wstrząsające, hipnotyzujące, prowokujące i głęboko poruszające. Znakomita adaptacja prozy Stephena Kinga oraz jeden z najlepszych filmów roku. Monumentalne dzieło, przywodzące na myśl »Outsider« i »Full Metal Jacket«.
»Wielki marsz« to bez wątpienia jeden z najmocniejszych emocjonalnych ciosów tego roku. Czytałem tę książkę wielokrotnie. Można by pomyśleć, że będę przygotowany na jej tematy i najbardziej rozdzierające momenty. Nic z tego. Jestem wyczerpany – i film w pełni na to zasłużył. Od razu czuć, że materiał źródłowy został zaadaptowany przez kogoś, kto naprawdę go rozumie. Ogromny szacunek dla JT Mollnera oraz reżysera Francisa Lawrence’a za to, że nie cofali się przed pokazaniem, jak okrutny potrafi być »Wielki marsz«. A jednak to, co najbardziej mnie ujęło, to fakt, że film – mimo zanurzenia w mroku – potrafi pozostać przepełniony duszą i mieć serce we właściwym miejscu.
»Wielki marsz« pozwala Francisowi Lawrence’owi wejść w tryb »Igrzysk śmierci« z mocnym oznaczeniem R. Ciężka, krwawa i poruszająca adaptacja z nutą thrillera studia lat 80., wzmocniona dwiema wybitnymi kreacjami. Cooper Hoffman jest świetny, ale to David Jonsson biegnie z hipnotyzującą charyzmą.
»Wielki marsz« to Francis Lawrence w jego najbardziej dystopijnej, odrażającej i emocjonalnie wyczerpującej odsłonie. Cała obsada jest fantastyczna i sprawi, że będziesz zachwycać się każdym – szczególnie niesamowitym Benem Wangiem. Film podtrzymuje ogień 2025 roku jako świetnego roku dla horroru i ma moment, o którym będzie się mówić przez długi czas. Nie bierzcie na ten film popcornu.
Akcja „Wielkiego marszu” rozgrywa się w alternatywnych, totalitarnych Stanach Zjednoczonych. Co roku organizowany jest tam brutalny konkurs: stu nastoletnich chłopców wyrusza w pieszy marsz bez przerwy. Zasady są proste – nie można zejść z drogi ani zwolnić poniżej czterech mil na godzinę. Za każde wykroczenie uczestnik dostaje ostrzeżenie. Trzy ostrzeżenia oznaczają natychmiastową egzekucję. Zwycięzca będzie tylko jeden – ten, który jako ostatni pozostanie przy życiu. Nagrodą jest „spełnienie dowolnego życzenia”, cokolwiek by to miało oznaczać.
W obsadzie znaleźli się również m.in. Mark Hamill (jako bezlitosny nadzorca marszu zwany „Majorem”), Charlie Plummer („Przewrotny Umysł”), Judy Greer („Dziś 13, jutro 30”) i Roman Griffin Davis („Jojo Rabbit”). Premiera „Wielkiego marszu” zaplanowana jest na 12 września.
Czytaj dalej
Burzowa kobieta i buntownik z wyboru. Pasjonatka czarnej kawy i białej czekolady. Tworzę słowa przy dźwiękach ulubionych soundtracków. Poza tym podróżuję rowerem i jestem zapaloną serialoholiczką amerykańskich produkcji. Kontakt: gnszkmchlsk@gmail.com