17.08.2025, 10:00Lektura na 5 minut

„Together” to najpewniej najzabawniejszy horror od dawna i to absolutnie żadna wada [RECENZJA]

Pokazane podczas Nowych Horyzontów Together to jeden z tych horrorów, które w pas kłaniają się Davidowi Cronenbergowi i choć ocieka ironią, to dostarcza mnóstwo frajdy absolutnie nieironicznej. To prawdopodobnie najzabawniejszy horror roku.


Hubert Sosnowski

Wiele par stara się uważać, by nie paść ofiarą „sklejenia dupą”. Partnerzy unikają zbytniego zespolenia się i dbają o pewną dozę autonomii. „Together” Michaela Shanksa to dowcipna, ale opowiedziana z kamienną gębą eksploracja tego, co się stanie, gdy te bariery zaczną pękać, a równowaga i autonomia ulegną zaburzeniu. Ten spektakl dwójki piekielnie zdolnych aktorów (Alison Brie i Dave Fanco) dostarcza mnóstwa zabawy, którą docenią zwłaszcza miłośnicy body horroru spod znaku Davida Cronenberga czy bardziej nowoczesnych wariacji gatunku w stylu „Substancji”.

„Together” to jednak dzieło zdecydowanie lżejsze w formie, jak i przekazie – podczas gdy film Coralie Fargeat podchodził do siebie bardzo poważnie. Choć jak najbardziej znajdzie się tu miejsce na niekomfortowe pytania o naturę bliskości i zależności w parach, to podczas kręcenia nie został zmarnowany ani gram kinowego mięsa. Dostajemy ponad półtorej godziny rozrywki, która dobrze wejdzie zarówno w kinowej sali, jak i podczas wygodnego kanapowego posiedzenia.


Happy Together

Millie i Tim żyją razem od lat, a poznajemy ich, gdy wyprowadzają się z dużego miasta, by kobieta mogła realizować się jako idealistyczna nauczycielka. Tim zaś z jednej strony zostawia za sobą srogą traumę rodzinną, z drugiej – zgliszcza szans na to, że wraz z kumplami zostanie gwiazdą rocka, zwłaszcza że dźwiga już około 35 krzyżyków na karku. O ile Millie jakoś w leśnym, małomiasteczkowym środowisku się odnajduje i nawet poznaje sympatycznego, starszego kolegę z pracy (Damon Herriman), o tyle Tim przeżywa trudne chwile jeszcze zanim parka wyląduje w jaskini, która zmieni ich pojęcie bliskości, a życie przeistoczy w koszmar.

fot. Monolith Films
fot. Monolith Films

Nie spodziewajcie się jednak wszechogarniającej, dojmującej grozy, która przydusi atmosferą albo zostawi z przetrąconym umysłem po zmuszeniu do refleksji szokującymi obrazami. Bywa ostro, zdarzają się rasowe jump scare’y i jak najbardziej wzorowe budowanie napięcia pod straszydła, ale to przede wszystkim zabawa w kino i przypowieść o relacji oraz o radzeniu sobie z ranami rozwalającymi życie codzienne. Przypowieść zachęcająca do tego, byśmy sami decydowali, czy podczas seansu skupiamy się na treści czy na nieskrępowanej zabawie polegającej na przeplataniu fotelowych podskoków z pełnym ulgi rechotem.


Zabójczy żart

„Together” przyjmuje bowiem charakter horroru-zgrywusa. Bawi się z naszymi oczekiwaniami, nim przejdzie do sedna. Obrazowo opowiada o stracie Tima i przez chwilę sugeruje, że może pójść w rasową historię o duchach, ale to tylko narracyjna zmyłka i zarazem podbudowa psychologiczna, po której zaczyna się jazda. 

Ekipa Shanksa solidnie operuje formą, z precyzją wydziela napięcie w scenach grozy i kiedy mamy podskoczyć albo szykować się na najgorsze – to tak się właśnie stanie. Do tego kadry zgrabnie żonglują urokiem i dzikością amerykańskiego wygwizdowia, gdzie kawałek za sielskimi domkami znajdziemy niepokojące sekciarskie ornamenty, których nie powstydziłby się może i „True Detective”. Choć w świecie przedstawionym trwa już rok szkolny, to miejsce akcji potęguje klimat wakacyjnej, mrocznej przygody, rodem z b-klasowych, pociesznych horrorów o nastolatkach na wyjeździe. 

Przy tym jednak podskórnie czujemy odosobnienie bohaterów wynikające zarówno z tego, że po rozbiegówce rzadko ktoś tak naprawdę wtóruje im na ekranie – jak i z faktu, że na wierzch wychodzą kolejne różnice i problemy związkowe.


Sprawy rodzinne

Wszystko to doskonale wybrzmiewa dzięki parce odtwórców głównych ról – Brie i Franco to przecież para z wieloletnim stażem w realnym życiu. I przelali tę chemię na ekran. Tak przy momentach czułości prawdziwej, wymuszonej, jak i wtedy, gdy wszystko zaczyna pękać. Ich bohaterowie ładnie dopełniają się w obrębie scenariuszowych ram. Millie to idealistka, która dźwiga na plecach problematyczny związek i matkuje partnerowi, ale za ten rozpęd i wysiłek płaci cenę – w swoim nieco sztucznym optymizmie zdarza jej się pomijać istotne szczegóły. Co ciekawe, gdy odpina wrotki zaczyna nieco przypominać Shelley Duvall z „Lśnienia” i zastanawiam się, na ile to zabieg świadomy. Z kolei Tim to typowy chłopak z miasta, za dużo obiecujący sobie i innym – szybko wychodzi z niego duże, straumatyzowane dziecko. Nie sposób jednak odmówić mu uroku i spostrzegawczości.

fot. Monolith Films
fot. Monolith Films

Chemia między bohaterami sprawia, że dialogi stają się żywe. No i trzeba scenarzystom oddać – że w żadnej linijce nie znajdziecie fałszu. To zbiór kapitalnych, precyzyjnie napisanych oraz powiązanych rozmów i sytuacji, gdzie każde słowo jest po coś, dodaje postaciom ciężaru, a jednocześnie – najprawdopodobniej rozbawi Was do łez i weźmie przez zaskoczenie, jeśli spodziewaliście poważnego, dojmującego horroru.


Wakacje z duch… z body horrorem

Zadbano też o bardzo przyzwoite efekty specjalne. Na moje oko protetyka i, potencjalnie, mechatronika, przeważa tu nad CGI, które pełni raczej funkcję wsparcia i wizualnej szpachli. Nie spodziewajcie się natomiast niczego oryginalnego czy zaskakującego wizualnie. Bardzo klasycznie potraktowano też warstwę dźwiękową, wpada tu parę szlagierowych pociągnięć smyczków, dysonansów, cisz przed burzą i basu uderzającego, gdy powinien. Nieco świeżości ogranym zabiegom dodaje ironia amortyzująca strzały grozy. No i fakt, że reżyser oparł się puszczeniu w którymkolwiek momencie „Happy Together” Turtlesów świadczy o tym, że Shanks najprawdopodobniej jest twórcą niezwykle zdyscyplinowanym, a przynajmniej powściągliwym.

To w ogóle zaleta filmu Shanksa – dyscyplina narracyjna. Miks rozmaitych elementów, przeskok z miasta na wieś, żonglowanie nastrojami i spajanie wszystkiego ostrym, budowanym na życiowych niezgrabnościach, humorze – wyszło bardzo spójnie. Pewnie, wielkich zaskoczeń formalnych się nie spodziewajcie, one czają się raczej w niuansach relacyjnych i dobrze ogranej montażowej ironii, ale taki jest urok tego obrazu. 

Ocena

Ponadprzeciętny horrorowy popcorniak z dodatkową wartością odżywczą, który przy dobrych, wakacyjnych wiatrach może zawojować część kin. Może nie zjednoczy widzów w odbiorczy monolit, ale sporej części zapewni porządną, filmową uciechę. 

7+
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Hubert Sosnowski

Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.

Profil
Wpisów26

Obserwujących1

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze