25
3.07.2013, 08:00Lektura na 9 minut

[BLOGI] Co to jest Disciples: Reincarnation?

Uwielbiam teksty, któe piszą ludzie zafascynowani jakimiś grami. Tak, jak nasz bloger Rankin zafascynowany jest Disciples: Reincarnation, które postanowił przybliżyć wszystkim z was. Warto poczytać!


Blogi

###

Jak zapewne większość ludzi, którym truję i spamuję w tej sprawie zdążyła zauważyć, od dłuższego czasu gram namiętnie w Disciples: Reincarnation. Co to jest Disciples: Reincarnation? tl;dr version - Disciples 3 without all the suck. A pełnym zdaniem...

...a nawet od samego początku. Disciples: Sacred Lands było strategią turową z dość mocno zaznaczonymi elementami RPG. Było grą znikąd, a jednak stworzoną z tym mitycznym sercem - choć modele jednostek były, eee, słabe, to klimat - artworki, oprawa dźwiękowa, a także nowatorska mechanika "ewolucji" żołnierzy, sprawiły, że niejeden gracz zapamiętał Sacred Lands w pozytywnym świetle, a gra zarobiła dość, aby dostać sequel pełną gębą, stworzony na zasadzie - więcej, lepiej, fajniej. Sequel na tyle dobry, że wraz z Heroes of Might and Magic 3 i (rzadziej wspominanym :C) Age of Wonders utworzył niedościgniony kanon pecetowych turówek fantasy. I dostał garść dodatków.

Historia Disciples: Reincarnation jest - podług tego, co mi się udało ustalić - zawiła i pełna bólów porodowych. Otóż najpierw było Disciples 3 Renaissance, tworzone przez zupełnie inną firmę, niż dotąd odpowiedzialna za serię, i przyjęte chłodno z mnóstwa powodów. Potem pojawiło się Disciples 3 Resurrection, które dodawało grywalnych ożywieńców. Potem twórcy pracowali nad/wydali Disciples 3 Rebirth, które dodawało parę nowości, w tym powrót podróży morsko-wodnej. W tym miejscu grę w swoje łapki dostało jeszcze inne studio. Zmniejszyło ono rozmiar pola bitwy, kompletnie przeskalowało mechanikę i statystyki (koniec z dziesiątkami tysięcy HP), utworzyło od nowa mapy kampanii (i chyba też nieco zmodyfikowało fabułę, ale tu są tylko moje przypuszczenia), a także wymordowało większość, jeśli nie wszystkie, bugi. Celem ich prac było utworzenie de facto nextgenowego Disciples 2, a wynikiem ich prac jest właśnie Reincarnation. Żeby nie było jednak zbyt różowo, studio odpowiedzialne za grę zbankrutowało, ostatni patch wydało prywatnym, darmowym wysiłkiem, a szczegóły publikacji sfinalizowało tylko z garścią wydawców - z tego, co mi wiadomo, grę można dostać tylko w naszym polskim muve, a także na bodajże gamersgate.

A jest czego żałować.

Sednem D3Rein jest, podobnie jak w poprzednich odsłonach serii, kampania, a raczej kampanie. Tutaj mamy łączną liczbę czterech, po jednej dla każdej grywalnej rasy: Imperium, demony, elfy i ożywieńcy. Kampanie, podług tego co zdążyłem przejść, tworzą spójną i ułożoną chronologicznie fabułę. I choć map-rozdziałów jest na papierze mało (fabuła imperium zamyka się w 6 misjach), to indywidualne mapy są naprawdę duże i starczają na długo (średnio 10 godzin gry na mapę). Każdą zaczyna się z głównym, fabularnym, bohaterem, którego utrata powoduje koniec gry, a także jednym, wybranym, importowanym z poprzedniej mapy. Pozostałych uprzednio posiadanych herosów można zresztą odkupić w dowolnym mieście za odpowiednio wyższą opłatą. Jak już napisałem, mapy są duże, a przede wszystkim - bardzo otwarte, choć czasem, aby z tej otwartości skorzystać, trzeba będzie się zdrowo nagimnastykować... albo nagrindować. Ponieważ zaś wszystkie podziemia, wieże, itp. co kilka tur się regenerują z losową zawartością i nagrodami, okazji do nabicia expa nigdy nie zabraknie. Na każdy akt-rozdział-mapę składa się wątek główny, a także garść pobocznych, aktywowanych po napotkaniu odpowiedniego NPC. Wszystkie misje są zrealizowane jednakowo - dojdź do wskazanego punktu na mapie, ew. dojdź do wskazanego punktu na mapie i ubij co tam znajdziesz.

Minus oskryptowania misji jest jednak inny, a mianowicie fakt, że wszystkie skrypty działają tak, jakby je aktywował bohater fabularny, mimo, że może to zrobić dowolna aktywna jednostka. Prowadziło to do nieco groteskowych sytuacji, na przykład porwania eskortowanej osoby spod bram odległego miasta, mimo, że jednostka tę osobę reprezentująca siedziała bezpiecznie w stolicy. W ogóle zresztą nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nić fabularna gry, choć sama w sobie klimatyczna i dość intrygująca, średnio współgra z mechaniką i stylem turowej gry strategicznej. Wrażenie to jednak nie mogło zmienić faktu, że kampanię imperium zaliczyłem z przyjemnością od deski do deski, co od bardzo dawna mi się nie trafiło.


Redaktor
Blogi
Wpisów30

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze