11
23.08.2022, 13:15Lektura na 11 minut

Deus Ex: Wzloty, upadki i niepewna przyszłość Adama Jensena

W 11. rocznicę premiery Deus Eksa: Buntu ludzkości i szóste urodziny Deus Eksa: Rozłamu ludzkości przyjrzyjmy się temu, co w wymienionych tytułach zagrało, a co nie, a także zastanowimy się, jaka przyszłość może czekać tę markę w nowych rękach.

Wydany w czerwcu 2000 roku Deus Ex to jedna z tych produkcji, których wpływ na branżę trudno przecenić. Warren Spector stworzył grę swoich marzeń, a ta ponad 20 lat później wciąż nie ma sobie równych w gatunku immersive simów. Przy całym szacunku do dzieł studia Arkane żaden Dishonored czy inny Prey nie daje graczowi aż takiej swobody i nie nagradza jego kreatywnego myślenia w równie satysfakcjonujący sposób. Jak przeskoczyć taki tytuł? Nie wiem.

Nie wiedzieli tego również twórcy z Ion Storm, którzy pod przewodnictwem Harveya Smitha, głównego projektanta „jedynki”, stworzyli Deus Eksa: Invisible War (Spector ograniczył się tym razem do konsultacji). Tytuł pod każdym względem ustępował pierwowzorowi (no, może poza grafiką) i pozostawił po sobie tak duży niesmak, że serię zahibernowano na resztę dekady. Wszelkie próby reanimacji lądowały w koszu i tylko jeden pomysł po gruntownym przebudowaniu trafił finalnie na rynek – Project: Snowblind. Na pełnowymiarowy powrót zdecydowało się dopiero pewne świeżo założone studio...


Rewolucja, która nie miała prawa się udać

Eidos Montréal powstało w 2007 roku i po licznych przejęciach jego właściciela ostatecznie w 2009 znalazło się pod skrzydłami Square Enix. Od początku było wiadomo, że debiutanckim projektem studia zostanie kontynuacja Deus Eksa. Twórcy obrali sobie za główny cel modernizację mechaniki oryginału w taki sposób, by gra stała się przystępniejsza dla nowych odbiorców (gdybym był złośliwy, napisałbym: aby dało się w to grać na konsolach), ale jednocześnie nie traktowała ich jak idiotów. Na tym bowiem głównie poległo Invisible War: używanie tego samego typu amunicji do wszystkich rodzajów broni to jedna z największych głupot, jakie widziałem w grach.

Odbiło się to oczywiście na wolności wyboru sposobów dojścia do celu, z czego zasłynął pierwszy Deus Ex. Dla przykładu: jeśli w „jedynce” stawały nam na drodze drzwi, prawdopodobnie mogliśmy otworzyć je wytrychem, wysadzić rakietnicą albo dostać się do zamkniętego pomieszczenia zupełnie inną drogą. (Którą? To zależało od umiejętności postaci i naszej spostrzegawczości). W Buncie ludzkości 90% przypadków to hakerskie minigry, które są całkiem pomysłowe i satysfakcjonujące, ale w połowie historii potrafią już znudzić. Większość poziomów możemy też obejść za pomocą tuneli wentylacyjnych, co samo w sobie błyskawicznie stało się memem.

Deus Ex: Human Revolution

Choć nie brakuje ortodoksyjnych fanów „jedynki”, dla których takie uproszczenia wydają się nie do przyjęcia, osobiście uważam, że warto było je poczynić (a strzałki prowadzące do celu można sobie wyłączyć w menu, pamiętajcie). Bunt ludzkości to o wiele przystępniejsza gra, ale wciąż dająca mnóstwo frajdy i satysfakcji. A zamiast nieograniczonej wolności dostaliśmy coś innego...


Pandemia, rządowy spisek i kosmici

Powyższy śródtytuł wygląda jak nagłówek dziennika z ostatnich dwóch lat, ale nie, to tylko moja próba streszczenia fabuły pierwszego Deus Eksa. Produkcja Warrena Spectora wykreowała ciekawy świat i przedstawiła nam kilka zapadających w pamięć postaci, choć nie były to jakieś wyżyny storytellingu. W „jedynce” chodziło o coś innego: to gracz miał stworzyć własnego bohatera, dopasować go do preferowanego stylu gry odpowiednim doborem umiejętności i kształtować jego historię, poszukując coraz to nowszych sposobów na zaliczenie postawionego przed nim zadania. Doskonale pokazywał to już pierwszy poziom: słynna misja na Liberty Island możliwa była do przejścia na przynajmniej kilkanaście sposobów.

Tymczasem Bunt ludzkości postawił na zupełnie inną narrację i modne w tamtych czasach filmowe doświadczenie. Grę Eidosu Montréal rozpoczyna wstęp rodem z pierwszego Half-Life’a. Wcielamy się w Adama Jensena – byłego gliniarza z barwną przeszłością – który obecnie pełni funkcję szefa ochrony w jednej z największych korporacji świata. U boku bliskiej jego sercu doktor Megan Reed zwiedzamy siedzibę Sarif Industries i przyglądamy się życiu codziennemu pracowników firmy – aż sielankę przerywa niespodziewany atak.

Deus Ex: Human Revolution

Troje odrażających osobników, wspartych grupą terrorystów, sieje mord i zniszczenie. Gracz ma szansę wypróbować umiejętności Adama i nauczyć się sterowania. Niestety nawet bezbłędne opanowanie klawiszologii nie pozwoli nam uratować Megan, która ginie pod koniec sekwencji. Niewiele brakuje, by Jensena spotkał podobny los, lecz mężczyzna błyskawicznie trafia na stół operacyjny i zostaje poddany szeregowi augmentacji, co nie tylko ratuje mu życie, lecz także czyni z niego potężnego cyborga. Cały proces obserwujemy w rewelacyjnej czołówce z dramatyczną muzyką Michaela McCanna.

W odróżnieniu od misji na Liberty Island pierwsze minuty Buntu ludzkości nie dają graczowi praktycznie żadnej swobody. Są jednak w stanie zbudować więź między nim a Adamem. Razem z Jensenem czujemy chęć zemsty na mordercach ukochanej. Podzielamy wątpliwości co do wprowadzonych bez wiedzy i zgody mężczyzny daleko idących zmian w jego organizmie. To właśnie stąd wzięło się spopularyzowane przez grę hasło „I never asked for this” („Nigdy o to nie prosiłem”).

Jeśli historia o byłym policjancie z Detroit, który bez pytania zostaje przywrócony do życia dzięki nowoczesnej technologii, brzmi wam znajomo, to słusznie. Twórcy ewidentnie inspirowali się „RoboCopem” (1987) w reżyserii Paula Verhoevena i w ogóle się z tym nie kryją. Na posterunku w Buncie ludzkości możemy nawet podsłuchać rozmowę dwóch policjantów na temat tego filmu. Podobnych smaczków znalazło się w grze więcej (polecam plakaty Final Fantasy XXVII), choć głównie wiążą się z oryginalnym Deus Eksem. Już pierwsza scena z produkcji Eidosu Montréal pokazuje nam Boba Page’a, wielokrotnie wspomina się także Josepha Manderleya. Jeśli znamy fabułę „jedynki”, od razu będziemy wiedzieli, o kogo chodzi. Jeśli nie, tylko utwierdzimy się w przekonaniu, że wokół nas budowany jest większy spisek.

Deus Ex: Human Revolution
Easter egg z Final Fantasy XXVII w grze Deus Ex: Bunt ludzkości.

CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „rajmund” Gańko

Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.

Profil
Wpisów1838

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze