The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D - recenzja
The Legend of Zelda: Ocarina of Time jest jedną z najbardziej "kultowych" gier wszechczasów, więc i nic dziwnego, że Nintendo postanowiło odświeżyć ją na swojej nowej konsoli przenośnej. Jak wyszło i czy po trzynastu latach Okaryna ma szansę podbić serca nowoczesnych graczy? Sprawdził to Berlin.
Jeżeli nie słyszeliście o Okarynie Czasu, to prawdopodobnie wychowywaliście się w pawlaczu. Nie trafić na tę grę, to jak nie wiedzieć jak wygląda tyranozaur. To jest ten rodzaj wiedzy, który każdy gracz ma zapisany w DNA, a jeżeli z jakiegoś powodu nie ma, to nie powinien się do tego nawet przyznawać. Nie musieliście nigdy w Okarynę na poczciwym Nintendo 64 grać, nie musieliście nawet patrzeć, jak ktoś ją przechodzi - na pewno jednak słyszeliście o tym tytule i prawdopodobnie też wiecie, że zawsze pojawia się w zestawieniach najlepszych gier wszechczasów.
Dlatego też pisanie o niej jest jak recenzowanie "Władcy Pierścieni". Wszystko zostało już powiedziane, wszystko każdy już wie, a i nawet nie widząc pada do Nintendo 64 na oczy jest w stanie opowiedzieć dlaczego według większości jest to gra wybitna.
Niestety jakoś tak się złożyło, że w okolicach 1998, kiedy Ocarina of Time pojawiła się na rynku, wolałem biegać po Gold Saucer, niż Hyrule i słuchać o problemach egzystencjalnych Clouda, niż patrzeć na milczącego Linka. Z jakiegoś powodu więc ominął mnie "geniusz" Okaryny wtedy i niestety z jakiegoś powodu ominął mnie niedawno, kiedy dostałem w ręce jej odświeżoną wersję.
Zagraj to jeszcze raz, Link.
The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D to remake gry sprzed trzynastu lat, który praktycznie niczym nie różni się od pierwowzoru. Poza podrasowaniem grafiki i dodaniem do całości efektu 3D niewiele się zmieniło, a i zmiany, których dokonano sprowadzają się do zwyczajnej kosmetyki. Wszyscy fani oryginału mogą więc krzyknąć z radości, a cała reszta, której nostalgia do grania nie motywuje, potraktować Okarynę 3D jak podręcznik do historii i zwyczajnie nadrobić zaległości.
W nowej Okarynie nie ma dodatkowych miejscówek, nie ma dramatycznych ingerencji w świat gry, nie ma nawet przesadnie wielu ułatwień, które sprawiłyby, że stanie się bardziej przystępna dla nowoczesnego gracza. Jeżeli nie znacie oryginalnej Okaryny na pamięć, to prawdopodobnie dopóki nie zobaczycie gdzieś na YouTube, jak czas ją potraktował, nie zdacie sobie sprawy z tego, że rzeczywiście gracie w remake. The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D jest chyba najbardziej zachowawczym odświeżeniem kultowego klasyka, jakie w życiu widziałem.
Ale to podobno dobrze, bo przecież geniuszu nie należy na siłę poprawiać. I teoretycznie to prawda - Okaryna trzyma się zaskakująco dobrze nawet teraz, a już szczególnie, kiedy porówna się ją z innymi grami z tamtych czasów. Problem w tym, że to, co wywierało na graczach wrażenie w 1998 roku niekoniecznie musi działać na nich teraz. Ocarina of Time 3D to wciąż tylko ta sama gra z przegródki dawno już zapomnianych action-adventure, o której mówi się głośno głównie dlatego, że jest kultowa. Sprzedaż tego tytułu nakręcają trzy czynniki: nostalgia, brak konkurencji, oraz - w przypadku graczy, którzy Nintendo 64 w domu nie mieli - chęć poznania tej historii w przystosowanej do naszych czasów wersji.
Wszyscy, którzy chcą sobie ten klasyk z dzieciństwa przypomnieć będą zachwyceni, a raczej - są, bo już dawno mają swój egzemplarz w domach. Pozwólcie więc, że dalsza część tekstu skierowana będzie do graczy, którzy nie mieli wcześniej okazji uratować Hyrule i chcieliby nadrobić zaległości.
Lepszej okazji ku temu na pewno nie będzie - to remake prawie idealny. Zachowuje z pierwowzoru wszystko, co dobre i nie dodaje niczego, co byłoby niewłaściwe. Niestety w 2011 roku nie jest to już niestety produkcja przełomowa. Nie zrozumcie mnie źle: to wybitna gra, która w tamtych czasach była czymś niesamowitym i nadal jest to cholernie grywalna produkcja, która zje wam ponad dwadzieścia godzin z weekendu i dobrze ten "stracony czas" wynagrodzi. Nie oczekujcie jednak, że zmieni wasze życie, bo tak się po prostu nie stanie - na takie przyjemności już trzynaście lat za późno.
Przede wszystkim dlatego, że Okaryna to głównie bieganie i rozwiązywanie zagadek pomieszane z biciem potworów. Nie ma w tym porażającej fabuły, ani nawet tego specyficznego japońskiego klimatu, który krzyczy w twarz gracza: "Jestem dziwny, uważaj na mnie". To zwyczajna bajka, w której milczący bohater musi uratować księżniczkę, królestwo i świat zwalczając wielkie zło, po drodze wyciągając jeszcze przy okazji miecz z kamienia. W Okarynie nie ma porażających dialogów, nie ma głębokich postaci, żadnego drugiego dna, a nawet jakiegoś dylematu moralnego. To jest prosta zręcznościówka, w której zaciąć można się tylko na zagadkach - a i to z dwóch powodów. Po pierwsze: to gra, która ma ponad dziesięć lat na karku, a wtedy nikt się z graczem nie patyczkował, po drugie: można jej nie docenić i nie skojarzyć, że w tamtych czasach już można było nosić pudła i stawiać je na przyciskach.
I remake tego wszystkiego nie naprawia - jedyne, co dodaje to specjalne kamienie z podpowiedziami, z którymi wystarczy porozmawiać, by zobaczyć nagrany film z rozwiązaniem co bardziej upierdliwych zagadek. Brawa za to, ale przecież od zwykłego odświeżenia i tak drastycznych zmian nie można oczekiwać, prawda?
Kogoś mi przypominasz, ale jakby wyładniałaś
Nawet graficznie Okaryna 3D nie powala tak, jak mogłaby w dzisiejszych czasach. Prawda: podmieniono praktycznie wszystko, co się podmienić bezboleśnie dla oryginału dało. Podciągnięto rozdzielczości i wstawiono trójwymiarowe modele w miejsce tekstur, ale to jednak trochę za mało. Bieganie po polach Hyrule, które kiedyś mogło zapierać dech w młodzieńczych piersiach teraz nie wywiera żadnego wrażenia, bo wygląda, jak kolejna nieprzemyślana lokacja w dowolnej nowoczesnej grze - trawa jest płaska, drzewo pojawia się raz na kilka minut, a wychodzące z ziemi nocami szkielety to też żadne urozmaicenie. Backtracking, czyli nieustanne bieganie pomiędzy jednym końcem mapy na drugi, by rozwiązać byle zadanie (a najczęściej po prostu miotając się, kiedy nie wiadomo co robić) miał urok lata temu, kiedy jakimś cudem wszyscy mieli zbyt dużo czasu wolnego, ale teraz nie sprawdza się za dobrze. Tym bardziej, kiedy biegać można z zamkniętymi oczami, bo poruszanie się po płaskich przestrzeniach uwagi w ogóle nie wymaga. Zwyczajna upierdliwość.
Prawda: wystarczy spojrzeć na modele postaci, by zauważyć, że nie wyglądają już jak potworki pożyczone od kubistów. Wszystko jest wygładzone, słońce zachodzi jakby ładniej, a i potwory wreszcie są bardziej szczegółowe, ale jednak takie czary w 2011 roku nie działają - na pewno nie w tym wydaniu.
W kwestiach graficznych jedynym dodatkiem z prawdziwego zdarzenia jest efekt 3D, który działa ładnie i sprawnie. Wreszcie dostaliśmy sensowną grę Nintendo, w której ktoś nad tym usiadł, popracował i pomyślał. Po przesunięciu suwaka do góry kolory stają się bardziej wyraziste, a i całe Hyrule nabiera, całkiem zresztą dosłownie, nowego wymiaru. Niestety jednak trójwymiar jest kapryśny - na tak mały ekran wolę patrzeć przez okulary, a wtedy jakimś cudem moje oczy nie są w stanie widzieć sensownego 3D. Niekoniecznie też mam ochotę grać siedząc nieruchomo, więc i szybko zrezygnowałem z bajerów na rzecz wygody, chociaż - co trzeba podkreślić - ludzie różnie na 3DS-owy trójwymiar reagują. Mam wrażenie, że ten dodatek w ogóle służy głównie do zachwycania się nim przez pierwsze pół godziny i upiększania filmików, ale cóż: może po prostu tego gadżetu nie rozumiem.
Po wyłączeniu efektu 3D zostaje już tylko jeden bajer, który oferuje 3DS, a który dodano do nowej Okaryny: czujnik przyspieszenia. W tej wersji gry można rozglądać się po świecie ruszając konsolą i jest to zaskakująco dobre rozwiązanie - przede wszystkim dlatego, że jako gracz nieprzyzwyczajony do majstrowania kamerą za pomocą analoga na padzie byłem w stanie załapać to instynktownie. Podobnie sprawa ma się z celowaniem z broni dystansowych - wystarczy ruszyć 3DS-em w odpowiednią stronę, by wymierzyć, a że tempo rozgrywki jakieś wybitnie dynamiczne nie jest, okazuje się to być naprawdę świetnym rozwiązaniem. Niestety nie można tego powiedzieć o wbudowanym system namierzania w trakcie walki wręcz, lub rzucania bumerangiem, bo ten jest zwyczajnie "przestarzały". O ile kilkanaście lat temu celowanie w określonego, najbliższego wroga było nowatorskie, to aktualnie jest po prostu koszmarnie niewygodne. Wystarczy dodać do tego fakt, że Okaryna namierzania wrogów i przycisków na sufitach często po prostu wymaga, by zrozumieć, że frustracja w trakcie rozgrywki to uczucie absolutnie normalne i wskazane. Nikt nie raczył po trzynastu latach poprawić tego systemu - jeżeli na ekranie jest więcej niż trzech wrogów w podobnych do siebie odległościach "złapanie" tego właściwego to zwyczajna męka.
Nie będę nawet wspominać o tym, że kamera - jak i w każdej starej grze, w której bohaterem biega się po trójwymiarowych przestrzeniach - jest czasami tak bardzo irytująca, że nawet "czujnikowe" rozglądanie się jej nie ratuje. Koszmar, ale niestety usprawiedliwiony przez fakt, że to "tylko remake".
Ogromnym plusem jest za to umieszczenie "menu szybkiego wybierania" na ekranie dotykowym. Dzięki niemu pod ręką ma się mapę, wybrane przedmioty i dostęp do wszystkiego, co potrzebne. Gracze, którzy pamiętają problem z ubieraniem butów w oryginalnej Okarynie na pewno odetchną widząc to nowe rozwiązanie, ale z drugiej strony niezmieniony system byłby zwyczajnym strzałem w stopę, więc i nie ma czym się tu zachwycać.
The Legend of Zelda: Ocarina of Why Did You Like This Game Again?
Nie można jednak powiedzieć, że Okaryna jest grą złą, czy niedopracowaną. Z jednej strony bieganie po Hyrule i rzucanie kurczakami nawet po trzynastu latach potrafi być przyjemne, z drugiej jednak to, co akurat w moich kategoriach sprawia, że gra jest ponadczasowa, to niesamowita historia i bogactwo fabularne. Zelda bogata jest niestety tylko w akcję i bieganie, a po tych trzynastu latach nie mógłbym przejmować się mniej Ganondorfem i księżniczką Zeldą. Nawet widząc jej "odmieniony" w połowie gry zamek w pełnym, oferowanym przez 3DS-a, trójwymiarze. To po prostu nie jest ciekawe.
Mimo wszystko: Zelda to nie Final Fantasy i niespecjalnie można od niej fabularnych rewelacji oczekiwać. Okaryna 3D to po prostu bardziej przystępna Okaryna. Jest ładniejsza, trochę łatwiejsza i na pewno wygodniej się w nią gra, niż na tym wizjonerskim dokonaniu japońskiej myśli technicznej, które sprzedawano jako pad do Nintendo 64. Jeżeli więc oryginał był grą - według wielu - doskonałą, to jej nowa wersja jest po prostu jeszcze lepsza.
Oferuje też więcej: po skończeniu głównego wątku można przejść go jeszcze raz mierząc się z trybem Master Quest dostępnym do tej pory tylko w specjalnej edycji kolekcjonerskiej lata temu. W nim zabawa przestaje być milutką zręcznościówką, w której ginie się głównie z powodu kiepskiego namierzania i innych problemów natury technicznej, a staje się sensownym wyzwaniem dla prawdziwych hardkorowców. Można też zmierzyć się z wszystkimi bossami w specjalnym trybie Boss Rush, ale z jakiegoś powodu nie znalazłem w tym dodatku niczego przesadnie interesującego.
The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D jest grą świetną - oferuje kilkanaście, lub kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy, ale tego typu gry trzeba lubić, żeby się w nią w ogóle wciągnąć. Jest trochę, jak dobra platformówka, tyle że w trójwymiarze - gra się w nią po linii prostej, od punktu A do punktu Z i robi to, co każą robić w trakcie. Ostrzegam jednak, że w 2011 roku może być wam ciężko przejąć się rozpadającym się w drzazgi Hyrule, a i to, co było rewolucyjne w tamtych czasach teraz ciężko uznać za w ogóle interesujące. Nie radzę nastawiać się na grę, o której wspaniałości słuchaliście przez tyle lat, bo prawdopodobnie bez tego pierwiastka nostalgii unoszącego się w powietrzu niczym was nie zaskoczy i nie dorośnie do swojej legendy.
8.5/10
A jeżeli spędziliście pół dzieciństwa grając w Okarynę na Nintendo 64, to jedyną słuszną oceną będzie 10/10, więc i spokojnie sobie możecie podmienić numerki tam na końcu.
---
Plusy
+ Dokładnie to samo, co wcześniej, ale lepiej
+ Specyficzny "Nintendoklimat"
+ Czujnik przyspieszenia, lepsze menu z przedmiotami
+ Przyzwoite (wreszcie!) 3D
+ Ogromna ilość zabawy i dobrze zachowany stosunek: jakość/cena
Minusy:
- Irytująca kamera
- Irytujące autocelowanie
- Godziny miotania się bez celu
- Bez poczucia "nostalgii" ta gra nie jest aż tak dobra
- I dosyć mocno się zestarzała
Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!