29
28.03.2024, 14:15Lektura na 8 minut

Horizon Forbidden West – recenzja. Zakazany Zachód gościnny dla pecetowców

Sony coraz chętniej odkręca pecetowcom kurek ze swymi największymi hitami. Na pierwszego Horizona czekaliśmy trzy lata, na Spider-Mana – sześć, a o Uncharted 4 lepiej nawet nie wspominać. W tym kontekście Forbidden West wydaje się niemal nowością.


Paweł „Cursian” Raban

W obecnych realiach wizyta drugiej części przygód Aloy na komputerach była oczywistością, ale fakt, że doszło do niej raptem dwa lata po debiucie na PS5, pozytywnie mnie zaskoczył. Po „blaszaną” edycję sięgałem jednak ze sporymi obawami. Ostatnio z portem gry Sony miałem bowiem styczność przy okazji nieszczęsnego The Last of Us. Wcześniej ukazał się co prawda cały szereg względnie bezproblemowych produkcji i logika podpowiadała, że jedna spektakularna katastrofa niekoniecznie musi przerodzić się w trend, lecz mimo to pozostawałem nieufny. Na domiar złego kod na Forbidden West przysłano mi niesamowicie późno, w dodatku zabezpieczony tak, by dało się z niego skorzystać dopiero po premierze. Podobne zagrywki ze strony wydawców rzadko oznaczają dobre wieści, na szczęście w tym przypadku obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione.


Piękny zachód

Sony do roboty nad wersją PC zaprzęgło firmę Nixxes, znaną z portowania rozmaitych gier i zazwyczaj dobrze wypełniającą swoje obowiązki. Próby trzymania was w niepewności i tak skutecznie zrujnował tytuł tego tekstu, więc od razu wyjawię, że Holendrzy ponownie nie zawiedli. Grałem w rozdzielczości 3440 × 1440 na komputerze wyposażonym w RTX-a 3080, i7-12700K oraz 32 GB RAM-u. Zdecydowałem się przy tym na „jakościowy” DLSS oraz najwyższe ustawienia graficzne, przekraczając tym samym ich zalecany dla podobnego sprzętu poziom.

Horizon Forbidden West
Horizon Forbidden West

Mimo to Forbidden West utrzymywało z reguły ok. 80-90 klatek na sekundę (z okazjonalnymi odchyleniami w obie strony), co uznaję za wynik wielce zadowalający. Najgorsze, co mnie spotkało, to stosunkowo rzadkie spadki poniżej „pięćdziesiątki”, przy czym miały one miejsce głównie w miastach bądź lokacjach pokrytych dużą ilością powiewającej na wietrze roślinności.

Rozrzucane hojną ręką dekoracje, szalejące snopy świateł, dynamiczne cienie czy gęste kłęby dymu to wszakże wymagające środowisko nawet dla najpotężniejszych komputerów, a mój już się do takowych nie zalicza. Ujmę to tak: wziąwszy pod uwagę konfigurację, na której grałem, oraz fakt, że na maksymalnych ustawieniach Forbidden West to jedna z najpiękniejszych produkcji dostępnych obecnie na rynku, zdecydowanie nie ma się czego czepiać. Tym bardziej że w razie problemów można przecież skorzystać z rozsądnie rozbudowanego menu opcji graficznych i gdzieniegdzie spuścić nieco z tonu.

Zabawa na pececie ma też tę zaletę, że choć przez większość czasu grałem padem od Xboksa – tak mi po prostu było wygodniej – w razie potrzeby w mgnieniu oka przełączałem się na klawiaturę i mysz. Przydawało się to głównie w trakcie starć z bossami zmuszających do porzucenia bezpiecznych krzaczorów i błyskawicznego celowania w niewielkie, wrażliwe punkty. W przypadku szybszych robotów nie jest to wcale takie łatwe, nawet uwzględniając możliwość chwilowego spowolnienia czasu. Osoby gardzące skradaniem się i zawsze walczące z otwartą przyłbicą mogą w związku z tym zechcieć na stałe postawić na gryzonia, co zdaje się całkiem sensownym wyborem. Jedyny problem polega na tym, że nie wszystkie klawisze da się przepisać. Z jakiegoś powodu TAB „na sztywno” odpowiada za mapę, choć u konkurencji służy zazwyczaj do wywoływania menu broni. Domyślam się, że początkowo może to być trochę irytujące.

Horizon Forbidden West
Horizon Forbidden West

Okruchy postępu

Jeśli chodzi o samą grę, szczegółowe opisywanie konkretnych elementów rozgrywki w przypadku dwuletniego bądź co bądź tytułu (zrecenzowanego przez nas TUTAJ) nie ma większego sensu, ale jakaś krótka refleksja na ten temat mimo wszystko się wam należy. Zacznijmy od tego, że „jedynkę” uznaję za rzecz dobrą, ale daleką od wybitności. Ot, typowa solidna produkcja z otwartym światem. Niezły pomysł na realia, ciekawe w teorii mechanizmy walki i masa opcjonalnych zapychaczy dla wytrwałych. Sęk w tym, że pomijając punkt wyjścia, fabuła nie budziła większych emocji, podobnie zresztą jak poszczególni bohaterowie, z wyłączeniem być może Aloy.

Starcia również delikatnie rozczarowywały, ponieważ całe to „rozkawałkowywanie” robotów i żonglerka bronią oraz typami amunicji stanowiły w dużej mierze sztukę dla sztuki. Po cóż było kombinować, skoro najlepiej i tak sprawdzał się załadowany trzema strzałami łuk snajperski i stare jak świat celowanie w świecące punkty? Zadawane w ten sposób obrażenia z powodzeniem wystarczały, by błyskawicznie ubić większość wrogów bez przejmowania się odpornościami, podatnościami i całą resztą(*). Podsumowując: fajnie, ale tchu mi raczej nie zapierało.

(*) Przynajmniej na normalnym poziomie trudności, bo nie wykluczam, że na wyższych sytuacja wygląda nieco inaczej.

Horizon Forbidden West
Horizon Forbidden West

„Dwójkę” można określić słowami „więcej tego samego, tyle że w nieco wyższej jakości”. Postęp, choć zauważalny, nie jest przy tym w żadnym razie oszałamiający. W oczy rzucają się np. nieco lepiej napisane postacie – wciąż nie zapamiętam raczej nikogo na dłużej, ale przynajmniej siedząc przed monitorem, czułem się w miarę zainteresowany tym, o czym bohaterowie paplają. Stanowi to w dużej mierze konsekwencję naturalniejszych dialogów, a przede wszystkim licznych, świetnie wyreżyserowanych przerywników filmowych. W kwestii rozgrywki warto zwrócić uwagę m.in. na rozbudowany system rozwoju protagonistki, sporo umiejętności aktywnych oraz kilka nowych zabawek, w tym wyszukany „lotniospadochron”.


U Aloy po staremu

Pomijając powyższe wyjątki, Forbidden West to niemal ta sama gra co poprzednio, choć mam wrażenie, że daje nieco mniejszą swobodę w eksploracji. Zazwyczaj ignoruję główny wątek tak długo, jak to tylko możliwe, i w pierwszej kolejności zaliczam „poboczniaki”, tutaj jednak musiałem porzucić przyzwyczajenia. Twórcy co chwila zawracali mnie z wybranej ścieżki z powodu braku odpowiedniego narzędzia. W Zero Dawn również się to zdarzało, tyle że znacznie rzadziej. Mam świadomość, że to dość niszowy problem, ale dziwi mnie, iż w gatunku, który z samej swej natury powinien promować kręcenie się gdzie oczy poniosą, wprowadzono tak surowe ograniczenia.

Horizon Forbidden West
Horizon Forbidden West

Jeśli chodzi o walkę, większość broni wciąż wydaje mi się bezużyteczna, lecz „snajperka” przestała aż tak wyraźnie dominować nad resztą. Nie zmienia to faktu, że jak dla mnie mogłoby nie istnieć nic poza włócznią oraz łukami w wariantach zwykłym i wyborowym, co najwyżej z kilkoma różnymi rodzajami pocisków. Od wielkiego dzwonu zdarzało mi się jeszcze wyciągać z sakwy miotacz oszczepów. Nie wykluczam wszakże, że to kwestia indywidualnego podejścia i wy znajdziecie zastosowanie również dla reszty sprzętu. Tak czy inaczej, walczy się całkiem nieźle, po prostu ten element rozgrywki nigdy nie był w Horizonach tak przełomowy, jak gdzieniegdzie sugerowano. Podobny wniosek można zresztą wysnuć w zasadzie o całej produkcji: jest przyjemna, satysfakcjonująca i porządnie wykonana, jednak bynajmniej nie nowatorska. Pytanie tylko, czy wszystkie gry koniecznie muszą takie być. Ja w każdym razie przygodę z Forbidden West uważam za zadowalającą, ale na pewno nie zachwycającą.


A jednak można!

Na koniec chciałbym jeszcze pochwalić polski dubbing, który jak zwykle wyszedł Sony co najmniej dobrze. Dawno już minęły czasy, gdy wyczynów naszych aktorów nie dało się słuchać, i najwyższa pora zacząć ich wreszcie doceniać. Julia Kołakowska-Bytner jako Aloy wypada znakomicie (podobnie jak w „jedynce” zresztą), a i większości pozostałej obsady nie sposób wiele zarzucić, choć gdzieniegdzie drewnem jeszcze oczywiście trochę zawiewa. Jeśli wciąż gracie tylko po angielsku, sprawdźcie, a nuż i wam się spodoba. Przy okazji zauważycie co prawda, że treść nagrań i napisów w naszym języku regularnie się ze sobą rozjeżdża, ale ważne, że sens pozostaje ten sam. Skoro już mowa o strawie dla ucha, Forbidden West oferuje kilka pięknych utworów muzycznych, wraca też zachwycający motyw główny z Zero Dawn.

Horizon Forbidden West
Horizon Forbidden West

Pecetowa wersja Forbidden West wypada więcej niż zadowalająco. Owszem, potrafi być wymagająca dla sprzętu, a animacja gdzieniegdzie chrupie, ale wziąwszy pod uwagę wyśmienitą grafikę i ogólną stabilność, nie ma powodów do szczególnego marudzenia. To zdecydowanie inna liga niż The Last of Us, które w okolicach premiery na „blaszakach” było w zasadzie szrotem. Sama gra… cóż, nikogo raczej nie zachwyci masą świeżych pomysłów, jednak jeśli ktoś ma ochotę pobiegać jeszcze trochę po otwartych światach, tutejszy wydaje się całkiem rozsądną propozycją.

PS W skład edycji PC wchodzi fabularny dodatek Burning Shores.

Ocena

Forbidden West sprawia przyjemność, choć nie zachwyca niczym nowatorskim. Pod względem rozgrywki to po prostu nieco podkręcona „jedynka”. Pecetowemu portowi trudno cokolwiek zarzucić – na odpowiednim komputerze gra wygląda prześlicznie, rzadko gubi klatki i nie sprawia większych problemów technicznych.

8
Ocena końcowa

Plusy

  • na najwyższych ustawieniach potrafi wyglądać niesamowicie
  • stabilny port: brak poważnych błędów czy wizyt na pulpicie
  • sama gra jest przyjemna w odbiorze, nawet jeśli nieco wtórna
  • dodatek fabularny w zestawie

Minusy

  • chwilami potrafi gubić klatki, ale przy takiej oprawie ma do tego prawo
  • kto oczekiwał istotnych zmian w rozgrywce względem „jedynki”, nie znajdzie ich


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3207

Obserwujących6

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze