Jak dzięki toksycznemu perfekcjonizmowi powstała najlepsza seria gier w historii. Recenzja książki „Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us”
Książka Nicolasa Deneschaua, choć nieidealna, jest pozycją obowiązkową nie tylko dla każdego fana The Last of Us, ale również dla tych, którzy do dzisiaj nie wybaczyli Naughty Dog kierunku, w którym historia Ellie i Joela podążyła w drugiej odsłonie serii.
W „Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us” autor na 350 stronach przeprowadza bowiem wnikliwą analizę nie tylko jak, ale i dlaczego powstały obie gry. Dzięki temu nie jest to kolejna publikacja pokroju „Itchy, tasty. Nieoficjalna historia Resident Evil", będąca raczej kalendarium wydarzeń niż studium przypadku. Deneschau pokusił się o próbę wyjaśnienia, skąd takie, a nie inne decyzje i dlaczego – jego zdaniem – motywacje bohaterów zdają egzamin, a Naughty Dog – w obrębie uniwersum The Last of Us – stworzyło nie jedno, ale dwa arcydzieła. I nawet jeśli według mnie momentami w książce zabrakło nieco bardziej krytycznego spojrzenia na decyzje studia, to przedstawione argumenty dawały do myślenia.
Oceniam po okładce
Nim jednak przejdziemy do zawartości, chciałbym zająć się aspektami wizualnymi samego wydania. Za 60 złotych dostajemy książkę w twardej oprawie i choć grafika okładkowa nie przypadła mi do gustu, to całość prezentuje się bardzo dobrze. Jedyne, co mógłbym zarzucić rodzimemu wydawnictwu, to zbyt mały rozmiar fontu oraz wąska interlinia, które sprawiły, że pierwszych kilkadziesiąt stron nie było najprzyjemniejsze w odbiorze. W końcu jednak przyzwyczaiłem się do przesadnego upakowania znaków i przestałem na to zwracać uwagę.
Wymiernie pomogła w tym treść, a więc i polskie tłumaczenie – bardzo dobre, choć nie wystrzegło się paru drobnych pomyłek. O ile jednak o tym byłem w stanie zapomnieć, tak redaktorska dusza krwawiła od nadmiaru powtórzeń maści wszelakiej – przecież słowo „gra” ma co najmniej kilka synonimów! Trudno mi jednak powiedzieć, na ile ta kwestia będzie zauważalna dla przeciętnego czytelnika, a na ile to skrzywienie zawodowe z mojej strony. Tak czy inaczej – zarówno tłumaczenie, jak i redakcję do spółki z korektą mogę pochwalić. I piszę o tym głównie ze względu na to, że nie jest to wcale tak oczywiste przy okazji polskich wydawnictw książkowych o grach.

Wokół gry
Na pierwszy rzut oka struktura książki „Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us” jest typowa dla tego typu publikacji – zaczynamy od początków Naughty Dog, które są niezbędne do zrozumienia genezy The Last of Us, następnie przechodzimy przez pierwszą część i dodatek Left Behind, by wreszcie zająć się Part II. Autor jednak przyjął podejście nieco bardziej badawcze – choć zagląda za kulisy produkcji i poświęca im sporo miejsca, to przede wszystkim skupia się na fabule obu gier i analizuje możliwe do odnalezienia w nich motywy, starając się ukazać, jak pieczołowitą, aptekarską niemal robotę wykonali scenarzyści z Neilem Druckmannem na czele.
Nie doczekamy się tutaj historii budowanej na godzinach rozmów z twórcami – autor sięga raczej po wypowiedzi z oficjalnych podcastów Sony, z wywiadów dostępnych w sieci i na podstawie tych fragmentów buduje narrację. Korzysta również z teorii naukowych czy innych publikacji – powracającym motywem jest cytowanie fragmentów esejów Roberta McKee, traktujących o pisaniu scenariusza, których wpływ na Druckmanna widać w wielu scenach dylogii The Last of Us.
I właśnie na wyżej wymienionych źródłach Deneschau opiera swoje wnioski. Nie ze wszystkimi się zgadzam, ale są dobrze uargumentowaną opozycją i pozwalają spojrzeć na TLOU z innej perspektywy. Frustrowały was niektóre decyzje bohaterów i wydarzenia, do uczestniczenia w jakich byliście zmuszani podczas rozgrywki? To teraz dowiecie się, dlaczego tak się działo. Przynajmniej zdaniem autora.
Toksyczny perfekcjonizm
Ważnym elementem snutej przez Deneschaua opowieści jest przywiązanie Naughty Dog do detali, na które pozwala nietypowa, płaska struktura studia i niemal nieograniczone środki finansowe płynące od Sony. Kilku artystów pracujących nad modelem plecaka Ellie przez parę miesięcy? Czemu nie! Zaawansowana fizyka kabli, zajmująca od strony projektanckiej ogrom czasu? Pewnie! Realistycznie tłukące się szkło? Oczywiście, że tak! Praca po godzinach, stanowiąca powód trafienia części pracowników do szpitala? No jakbyś nam w myślach czytał!

I tutaj zauważam jeden z głównych problemów książki „Ostatni z nas. Zrozumieć The Last of Us” – autor poświęca bardzo dużo miejsca na opis stworzenia wyżej wymienionych elementów gier, a zdecydowanie mniej zajmuje krytyczne spojrzenie na to, co tego typu toksyczny perfekcjonizm robi z pracownikami. Wprawdzie na paru stronach rozprawia się z crunchową tożsamością Naughty Dog i omawia masowe eksodusy po każdej dużej premierze studia, niemniej wydaje się to niewystarczające, chciałoby się, by zajęło to więcej miejsca i wybrzmiało wyraźniej.
Obóz Druckmanna
Nie ma co owijać w bawełnę – pisarz uważa obie części The Last of Us za arcydzieła narracji. W przypadku rozgrywki jest w stanie przyznać, że nigdy nie była ona najmocniejszą stroną Naughty Dog i próżno szukać w niej czegokolwiek poza dopracowaną do granic możliwości grą akcji z mechanikami, które widzieliśmy już w dziesiątkach innych produkcji. W kontekście narracyjnym pozostaje jednak niemalże bezkrytyczny wobec scenopisarstwa Druckmanna, Straleya, Gross i innych.
To jednak nieszkodliwa opinia, czego nie można powiedzieć o bagatelizowaniu kwestii false advertisingu przy okazji promocji drugiej części. I piszę to z perspektywy osoby, która zaakceptowała decyzję Naughty Dog w tej kwestii i nie ma jej studiu za złe. Jednak jest we mnie jakiś opór wobec tak bezrefleksyjnego podejścia do tej niebezpiecznej praktyki.
Przymykam również ostatecznie oko na pewne niedopowiedzenia – jako fan muzyki Gustavo Santaolalli trudno było mi zdzierżyć to, że w książce zamiast nazwy ronroco używano szerszego znaczeniowo charango(*). Faktem też pozostaje, że jako wielbiciel TLOU nie dowiedziałem się zbyt wielu nowych rzeczy na temat produkcji obu gier, ale nie było to celem, jaki przed sobą postawił autor.
Zamiast tego pokusił się o wnikliwą wiwisekcję historii dylogii The Last of Us, która jest więcej niż udana. Nawet jeśli nie wszystkie wnioski uważam za trafne, to dały mi one do myślenia. A przecież o to w dobrej literaturze na samym końcu chodzi. Ta sztuka Deneschauowi się udała, podobnie jak wcześniej – przy okazji TLOU – Naughty Dog. Jeśli jako odbiorca masz potrzebę wejść w dyskusję z dziełem, jeśli wywołuje ono w tobie sprzeciw, to należy to uznać za sukces.
(*) Ronroco to rodzaj charango, więc nie jest to błąd per se, jednak Santaolallę uznaje się za ojca chrzestnego ronroco, więc aż prosiło się o użycie tej właśnie nazwy.
Ocena
Ocena
Książka Nicolasa Deneschaua jest idealnym sposobem na powrót do historii opowiedzianej w obu częściach The Last of Us. Autor umiejętnie przeplata wątki produkcyjne z narracyjnymi zawiłościami fabuły dylogii Naughty Dog. Daleko pozycji do ideału, niemniej całość zaprasza do zastanowienia się nad wieloma kwestiami i poddaniu ich ponownej ocenie. A przy tym została naprawdę dobrze przetłumaczona i wydana.
Czytaj dalej
W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.