Szef Gearboksa odpowiada na krytykę graczy. Budżet Borderlands 4 ma być gigantyczny
Pitchford zdał sobie sprawę, że nieco zagalopował się w poprzednim poście.
Już niedługo premiera czwartej odsłony Borderlands, a Randy Pitchford nie byłby sobą, gdyby pozwolił na spokojne oczekiwanie. Wczoraj informowaliśmy was o jego wypowiedzi dotyczącej nowego standardu cenowego w branży gier, który obecnie wynosi 80 dolarów. Pitchford stwierdził, że ceny nie są jego decyzją, a prawdziwi fani „zawsze znajdą sposób”, by zdobyć grę.
Jeśli jesteś prawdziwym fanem, znajdziesz sposób, by tego dokonać (zdobyć 80 dolarów na nową grę – przyp. red.). Mój lokalny sklep z grami miał Starflighta na Segę Genesis za 80 dolarów w 1991 roku, gdy kończyłem liceum i pracowałem za minimalną stawkę w lodziarni przy Pismo Beach, i znalazłem sposób, by to zrobić (kupić tę grę – przyp. red.).
Pitchford postanowił odpowiedzieć na krytykę, udostępniając na X-ie (dawniej Twitterze) nagranie z odbywającego się kilka tygodni temu PAX East.
W nagraniu wypowiada się w sposób znacznie bardziej wyważony niż w przytoczonym wcześniej poście. Dodatkowo uchyla rąbka tajemnicy na temat budżetu nadchodzącego tytułu Gearboksa.
Z jednej strony mamy konkurencyjny rynek, gdzie osoby podejmujące decyzje o cenach chcą sprzedać jak najwięcej kopii i muszą uważać na tych, którzy są wrażliwi na ceny. (...) Są też tacy, którzy akceptują fakt, że budżety na gry rosną, że są cła na fizyczne wydania i że… robi się ciężko, serio. Borderlands 4 ma ponad dwa razy większy budżet produkcyjny niż Borderlands 3.
I jasne, rozumiem, o co chodzi Pitchfordowi, i rzeczywiście jego wcześniejsza wypowiedź była mocno nietrafiona. Natomiast, jak trafnie zauważa Andy Chalk z PC Gamera, ostatnie „sukcesy” gier AAA raczej podkreślają niewydolność modelu wielkobudżetowego niż go uzasadniają.
Weźmy choćby nowego Dooma – zapłacimy za niego spore pieniądze, ale czy okaże się hitem? Na to przyjdzie nam poczekać do oficjalnych raportów finansowych. Jednak gdy Bethesda chwali się 3 milionami graczy, a nie sprzedanymi kopiami, to – cytując klasyka – wiedz, że coś się dzieje.
Podobnie było również z Assassin’s Creed Shadows. Inna sprawa to zarządy, które najwyraźniej nie do końca rozumieją, czego tak naprawdę chcą gracze. Przykład? Andrew Wilson stwierdził niedawno, że Dragon Age: The Veilguard nie jest sukcesem, bo zabrakło w nim elementów gry-usługi.
Czytaj dalej
Rodowity bałuciarz i entuzjasta popkultury. W wolnych chwilach robi filmiki o grach na YouTubie. Kontakt: filip.chrzuszcz@cdaction.pl