Resident Evil: Capcom ponoć anulował fanowskie remaki „jedynki” i Code: Veronica

Przyszło nam żyć w dobie remake'ów. Mam wrażenie, że zwłaszcza ten rok był w nie owocny, ale to może ze względu na wieści dotyczące odświeżonych wersji pierwszego Gothica i Wiedźmina. A przecież jeszcze niedługo ukaże się remake Resident Evila 4 (niestety bez polskiej wersji językowej). I to właśnie o Capcomie będzie mowa, przynajmniej poniekąd.

Jako że o wieściach dotyczących remake'ów Resident Evila 1 i Code: Veronica ani widu, ani słychu, sprawy w swoje ręce wzięła grupka fanów, która zaczęła prace około dwa lata temu. Niestety nie będzie nam dane zobaczyć efektu ich wysiłków, bo jak ogłosił Croft, jeden z fanów i uczestników projektu, oba remaki zostały anulowane przez Capcom. Warto zaznaczyć, że japoński gigant miał podać konkretne powody prawne i licencyjne, dlaczego taki fanowski remake nie ma prawa bytu.

Oficjalnego powodu decyzji (tj. komentarza w sprawie prosto od Capcomu) nie znamy. Pojawiają się jednak domysły, że problemem był duży rozgłos, jaki zyskały fanowskie projekty. Niektórzy skłaniają się ku teorii, że to przez ich mocno oficjalny wygląd (około 90% assetów miało pochodzić z innych remake'ów Capcomu). Jeszcze inni palcem wskazują fakt, że ekipa Crofta zbierała dotacje, czyli de facto zarabiała na marce, do której nie ma praw. Gdyby jednak właśnie to było problemem, prawdopodobnie znalazłoby się inne rozwiązanie niż całkowite anulowanie projektów.

Oficjalna wypowiedź Crofta jasno sugerowała, że nie ma on za złe decyzji Capcomu i nawet ją rozumie, o czym opowiedział w kilkunastominutowym filmie...

...za to Kotaku donosi, że na serwerze na Discordzie padły z klawiatury Crofta nieco mniej sympatyczne słowa o Capcomie. Jego zdaniem japoński developer anulował projekty „ze zwykłej złośliwości, bo i tak nie ma żadnych przesłanek, że Capcom chce zrobić remake Resident Evila Code: Veronica”. Co jest połowiczną prawdą: choć Capcom nie zalecał się nastawiać na taki projekt, firma stwierdziła też, że zrobi go, jeśli nadarzy się okazja. A na deser Croft wrzucił na Twittera mema porównującego Capcom do Nintendo.

Ostatecznie sedno całej sprawy i to, po czyjej stronie leży racja (jeśli leży gdziekolwiek), pozostają w sferze domysłów. Przynajmniej dopóki Capcom i grupa fanów nie wejdą na oficjalną i publiczną drogę komunikacji. A skoro o tym mowa, to Kotaku poprosiło nawet Crofta o przekazanie im maili od japońskiego developera jako dowodu w sprawie (ponieważ prośba o anulowanie projektów miała mieć dość agresywny ton). Ostatecznie Kotaku nie otrzymało maili, ale za to informację, że pierwsza wiadomość od Capcomu przyszła 12 grudnia... tyle że nie mam pojęcia, co to zmienia.