25
7.07.2023, 16:00Lektura na 3 minuty

Najlepszy rok dla gier? Cliff Bleszinski wspomina lepsze czasy

Stare gry mają w sobie coś niezwykłego. Lubicie je czasem powspominać?


Marcin Hołowacz

Dziady zawsze narzekają na to, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma czasów. Spikain słyszał to wiele razy i nie jest zwolennikiem bezrefleksyjnego idealizowania przeszłości, ponieważ jego zdaniem żyjemy w czasach, w których na Steamie co chwilę pojawia się coś naprawdę dobrego.

Każdego miesiąca swe premiery celebrują setki nowych gier, a wśród nich z reguły trafiają się jakieś perełki. Problemem może okazać się jedynie fakt, iż bez odpowiedniego marketingu dzieła wielu niezależnych twórców giną w informacyjnym szumie. Pamiętajmy zatem, że nie tylko mainstreamem człowiek żyje i czasem po prostu trzeba zadać sobie odrobinę trudu, żeby znaleźć coś naprawdę świeżego i wciągającego.


Cliff Bleszinski wspomina 2004 rok

Zapomnijmy na chwilę o krytykowaniu tych osób, które lubią powspominać lepsze czasy, i zwróćmy uwagę na niedawny tweet, którym podzielił się znany twórca gier, Cliff Bleszinski.

Jego zdaniem 2004 rok był naprawdę wyjątkowy i niezwykle dobry dla branży. Gracze mieli okazję delektować się wspaniałym i do dziś mile wspominanym Fable. Wielu z nas spędziło niezapomniane chwile w tropikalnym słońcu pierwszej odsłony serii Far Cry, gdzie uzbrojeni najemnicy niekoniecznie stanowili największe zagrożenie. W tej produkcji wolność eksploracji potrafiła spowodować opad szczęki, lecz prawdziwa swoboda pojawiała się dopiero w Grand Theft Auto: San Andreas! Nie dość, że CJ mógł biegać, jeździć i latać po ogromnej mapie, to jeszcze mogliśmy wpływać na takie niuanse, jak jego muskulatura, fryzura, a nawet skuteczność podążania za tym cholernym pociągiem (Big Smoke zawsze chętnie o tym przypomina).

To nie koniec, bo przecież 2004 rok obdarował nas takimi hitami, jak Half-Life 2, Knights of the Old Republic II, Counter-Strike: Source, Need for Speed: Underground 2, Thief: Deadly Shadows, World of Warcraft, a nawet Vampire: The Masquerade – Bloodlines, które nawet mimo wątpliwego stanu technicznego, oferowało kawał dobrej rozgrywki w świecie mroku.

Pewnie niektórzy w to nie uwierzą, ale jakby tego było mało, kiedyś gry wychodziły naprawdę ukończone i nie miały całej masy tworzonych na kolanie hotfixów. Ponadto nie byliśmy zasypywani mikrotransakcjami, walutami premium, pociętą zawartością ukrytą w DLC, płatnymi oszczędzaczami czasu, inwazyjnymi mechanikami pay-to-win, wizjonerskimi rozwiązaniami z blockchainem i NFT oraz grami wymagającymi do działania dostępu do internetu, bez cienia szansy na tryb offline. Ach tak, pamiętajmy również o nabierającym na sile forsowaniu wersji cyfrowych i porzucaniu pudełkowych wydań.

Co w związku z powyższym? Wielu powie, że nic, bo aktualnie wszystko jest na dobrej drodze. Mimo tego jest również grupa tych słynnych, wiecznie narzekających dziadów, którzy chętnie wracają myślami do przeszłości. Przeszłości, która obsypywała ich niezwykłymi, tworzonymi z pasją arcydziełami, przy okazji szanującymi ich czas oraz pieniądze. Czy jest w tym spora dawka przesadnej idealizacji? To więcej niż pewne! Nostalgia jest silnym narkotykiem… ale musicie przyznać, że wspominanie starych gier i krytykowanie współczesnych trendów mimo wszystko ma jakąś rację bytu i nie jest wyłącznie bezrefleksyjnym idealizowaniem przeszłości.


Czytaj dalej

Redaktor
Marcin Hołowacz

Gry to moja pasja i zawsze w coś pogrywam, choć często jestem w tyle z najnowszymi premierami. W pewnym momencie pokochałem roguelite'y, ale przydałby się większy skill. Jeśli trafia mi się taka okazja, wtedy staram się również pisać o grach.

Profil
Wpisów375

Obserwujących5

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze