113
11.10.2009, 12:58Lektura na 4 minuty

Gry według CDA: Walki z bossami

Być może będziemy podobne artykuły powtarzać częściej, ale nie trzymajcie nas za słowo. Na razie jednak jest - nasi redaktorzy wspominają walki z bossami, które najbardziej zapadły im w pamięć.


Hut

W piątek, kilka chwil przed wyjściem z redakcji, zadałem chłopakom pytanie o walkę z bossem, jaka najbardziej zapadła mi w pamięć. Ponieważ wszyscy myśleli już o tym, żeby iść do domu, gdzie gramy dla przyjemności, a nie z obowiązku, odpowiedzi są krótkie i opisują te walki z bossami, które jako pierwsze przyszły im na myśl. Być może jednak dzięki temu to rzeczywiście te starcia, które najbardziej zapadły członkom naszej ekipy w pamięć?

Gem
pierwszy boss, Ninja Gaiden
Naturalnie Ninja Gaiden i pierwszy boss – mistrz szkoły ninja. Docieramy do niego po jakichś 20-40 minutach gry, akurat kiedy zaczynamy czuć się w miarę pewnie w zabójczym świecie gry. I wtedy – zonk – łomot za łomotem, bez jak się zdaje cienia szansy przedarcia się przez jego świszczące nunchaku. Zwycięstwo w tej walce czyni gracza Graczem.

Mac Abra
Ktahu, King's Bounty: Armored Princess
Może inaczej – mi najbardziej dał w kość ostatnimi raty niejaki Ktahu, z King's Bounty: Armored Princess. Głównie dlatego, że walczyłem z nim -naście razy, za każdy razem przegrywając "o włos", więc wydawało mi się, że w kolejnej próbie "to już na pewno dam radę". Dopiero potem okazało się, że... walczyłem z nim ZA WCZEŚNIE... tzn. nie mając rozwiniętych pewnych umiejętności po prostu byłem skazany na porażkę. Ale co to była za radocha jak w końcu padł na dziób (bo miał dziób). Nie ukrywam, że wygłosiłem wówczas krótki acz bogaty w warrrrkotliwe  słowa speech, w którym podsumowałem jego i niecnotliwie prowadzenie się jego żeńskich przodkiń, w tonie "...i kto jest TERAZ debeściak?". :)

QNik
nie-spełniający-oczekiwań-jaszczur, Diablo
Pierwsza część Diablo, 1996 rok. Długo przemierzałem wzdłuż i wszerz korytarze, zbierałem cały możliwy loot, maksowałem swojego wojownika, nakupiłem pół inventory flaszek z napojami leczniczymi itd., itp. Gdy już doszło co do czego, stanąłem z wielkim jaszczurem twarzą w twarz, zamachnąłem się... Raz... Drugi raz... Trzeci raz... I koniec. No cóż, spodziewałem się czegoś więcej.

Gregorius
Tytan, Unreal
Boss ten może nie był bardzo wymagający, ale pod względem wrażenia i satysfakcji pozostawił w tyle wszystkie inne kreatury, jakie zarżnąłem w swej karierze gracza. W zasadzie nie wiedziałem, co mnie czeka. Dziarsko wskoczyłem na środek areny w jakimś koloseum, po czym ziemia się zatrzęsła. Dosłownie i w przenośni. Na środek wlazło kilkunastometrowe coś, co z radości na mój widok zaczęło rzucać kamieniami wielkości malucha. Samochodu, nie dziecka. Takie emocje trudno zapomnieć, tytan zaś robi wrażenie nawet dziś, choć boję się go jakby mniej ;).

Ghost
ostatni boss, Serious Sam
Trudno mi się zdecydować, walka z bossem jakiej gry była dla mnie najbardziej pamiętna. Myślę, jedna że powinienem wspomnieć o finalnym bossie w Serious Sam. Walka z nim była długa, zacięta i wymagała całkiem dużej ilości amunicji. Nie była też monotonna, gdyż boss wypuszczał na mnie hordy innych stworów, zmieniał bronie. Generalnie wspominam ją jako udaną i miłą rozpierdziuchę.

Allor
Majordomo Executus, World of Warcraft
Przedostatni boss w Molten Core, pierwszej dużej rajdowej instancji w World of Warcraft. Czterdziestu typa podzielonych na grupy i zajmujących się ośmioma addami było nie lada wyzwaniem, w dodatku pierwszy raz pokonaliśmy go dopiero wtedy, gdy krzykami udało się obudzić jednego z tanków (było już dobrze po północy...). To się już nie powtórzy!

enki
Sephiroth, Final Fantasy VII
Nagrodę w kategorii "Best Boss Ensemble" musiałbym dać wszystkim członkom FOXHOUND z pierwszego Metal Gear Solida. Wiem, że wszyscy zachwycają się walką z Psycho Mantisem, ale równie mocno zapadły w mej pamięci starcia z Revolver Ocelotem, Vulcan Ravenem oraz Sniper Wolf.
Ten jeden jedyny boss, przed którym trząsłem portkami już trzykrotnie (choć za każdym razem nieco mniej, bo byłem lepiej przygotowany) to Sephiroth - dwu-, a nawet trzyetapowe starcie kończące Final Fantasy VII. Pierwsze i jedyne w grze zmuszenie do rozdzielenia postaci na dwie grupy i bicie raz jednej, raz drugiej strony bossa to jedno, ale zabierająca około 95% życia Super Nova w drugiej u dla graczy, którzy mieli z nią do czynienia po raz pierwszy, powodowała tzw. bezcenny wyraz twarzy. No i na koniec Omni-Slash na gołą klatę białowłosego. Klasyka.

Hut
Esteroth Paingiver, Black Crypt
Pamięć mam nie najlepszą, więc pewnie wybrałbym coś, co mam jeszcze w głowie z ostatnich tygodni/miesięcy (choćby walkę z  bossem z Prototype), gdyby nie to, że od ponad 15 lat wspominam starcie z bossem gry Black Crypt, RPG na Amigę. Miał bardzo heavy-metalową ksywkę – Esteroth Paingiver – a zabić (czy właściwie odesłać do innego wymiaru) można go było tylko przy użyciu czterech broni, których poszukiwało się przez całą grę. Dlatego ta ostatnia walka była zwieńczeniem wszystkich godzin poświęconych na dojście do tego miejsca.

A jakie są wasze?


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze