„Indiana Jones 5” dopiero w 2021 roku
Wytwórnia musi wierzyć w długowieczność Harrisona Forda.
Wygląda na to, że Variety miało nosa, przeczuwając aż roczną obsuwę nowego „Indiany Jonesa”. Pierwotnie zdjęcia do filmu miały rozpocząć się w Wielkiej Brytanii w kwietniu 2019 roku, a premierę przewidywano na lato 2020. Nic z tego. Ekipa pracująca nad filmem powiększyła się ostatnio o kluczowego dla przedsięwzięcia Jonathana Kasdana, współscenarzystę „Hana Solo” (najnowsze „Gwiezdne wojny” nie poradziły sobie najlepiej w kinach, choć moim zdaniem są całkiem udane). Syn Lawrence’a Kasdana, współautora scenariusza do „Poszukiwaczy zaginionej Arki”, połączy siły z Davidem Koeppem (scenarzystą m.in. „Parku Jurajskiego” z 1993 roku, „Aniołów i demonów” i zeszłorocznej „Mumii”). The Hollywood Reporter donosi, że konieczność dalszej pracy nad scenariuszem spowodowała przesunięcie światowej premiery na 9 lipca 2021 roku.
Przypomnę, że nowego „Indianę” – tak jak wszystkie poprzednie odsłony legendarnej serii – wyreżyseruje Steven Spielbierg, a w roli tytułowej ponownie zobaczymy 75-letniego Harrisona Forda, dla którego wcielanie się w niekonwencjonalnego archeologa i współpraca ze Spielbergiem to „wielka frajda, której nie może się doczekać”. Na ekranie nie pojawi się natomiast Shia LeBeouf, a więc także Mutt – syn Indiany wprowadzony w 2008 roku w „Królestwie Kryształowej Czaszki”, w któym wielu widziało naturalnego następcę Forda jako wiodącego aktora serii.
Gram od ponad 30 lat (zaczynałem na Atari 130 XE, które wciąż mam na biurku), najchętniej sięgam po produkcje z silnym pierwiastkiem akcji, a najbardziej cenię te, które wciągają opowieściami i szarpią za emocje. W wolnych chwilach uprawiam na gitarze metal, czytam, oglądam (za) dużo seriali i odpędzam kijem Football Managery, w których topiłem kiedyś mnóstwo godzin.