22
24.08.2012, 14:00Lektura na 5 minut

[BLOGI] Bo przedawkowałem nekromorfinę

Bardzo spodobał mi się blogowy wpis Kordgorna, który postanowił zwierzyć się ze swoich "indywidualnych i chorych przy okazji odczuciach towarzyszących mu podczas szalonego młócenia nekromorfów". Trzeba zachęcać bardziej?


CD-Action

ne zaraz wyjdą. Wiem to. Wywleką swoje powykręcane gnaty i dorwą się do mojego biednego brzuszyska. Żebym to ja im jeszcze coś zawinił. No gdzie do diaska to wszystko się nagle pochowało, co? O Szlag! O Szlag! <słychać strzały i upadające krzesło>

Jak go nie zabijesz to utniemy im ręce.

Od razu mówię, że nie jestem żadnym fanem horrorów w formie growej. Filmy są dla mnie bardzo zjadliwe ale jeśli chodzi o twory w postaci elektronicznej rozgrywki... Jejku. Nie jestem w stanie powiedzieć co konkretnie powoduje u mnie reakcje obronną w postaci szybkiego wyłączania „Dead Space” za każdym możliwym zapisem postępów w grze. Ciemności to ja się nigdy nie bałem, wyskakujących psiako-koto-smoków z zarośli również, no więc co? Co ma takiego „Dead Space” czego moje otoczenie nie ma? Wydaje mi się, że dokładnej odpowiedzi na te pytania to ja nigdy nie poznam bo zawsze będzie czaiło się we mnie jakieś mroczne coś czerpiące satysfakcję z moich odruchów bezwarunkowych podczas próby przedarcia się bez szwanku przez dowolną, ciemną, brudną i zapyziałą uliczkę albo (co gorsza) opanowany przez hordę mutantów kosmiczny statek.

Tak w ogóle to czym będę rzucał w ścianę?

Ten wpis nie jest ani recenzją świetnej gry „Dead Space” ani też nie ma zamiaru definiować pojęcia strachu. Wiadomo, że mógłbym pokusić się o jedno i o drugie ale po co, skoro było to już przerabiane tyle razy przez tyle osób, że recykling jaki by tutaj wystąpił zyskałby konsystencję masła. Lub mydła w kostce. Dlatego chciałbym przedstawić coś, czego nikt inny wcześniej nie zrobił w dokładnie taki sam sposób – opowiem Wam o moich indywidualnych i chorych przy okazji odczuciach towarzyszących mi podczas szalonego młócenia nekromorfów.

Członki, wszędzie członki!*

No i wchodzę do tej głupiej komory. Jeszcze zanim otworzą się ostatnie drzwi a ja zostanę wpuszczony do dość dużej sali to już wiem co mnie konkretnego tam czeka. Wywleką się tłumnie a ja biedny zostanę zmuszony uciekać do najbliższego kąta dzięki czemu pole ostrzału ulegnie zmniejszeniu a ja poczuję delikatny komfort tego, że moje plecy będą czyste. Tak, plan już gotowy – wybrana ulubiona ściana do przylepienia i miejscówka do schowania. Wczołguję się ostrożnie, pokonując odległość mnie dzielącą od upatrzonych wcześniej miejsc, metr za metrem. Nagle zauważam, że moja postać zrobiła dopiero kilka kroków a minęło już jakieś pięć minut. Ostrożnie rozglądam się co chwilę, przystając i przysłuchując. Wiem, że gdzieś tutaj te cwane kreatury siedzą i czekają tylko aż wyjdę na środek pomieszczenia, żeby zarzucić we mnie swoje paskudne cielska z każdego możliwego kierunku. Ale nie... Przelazłem cały pokój wzdłóż i wszerz a tu ani widu, ani słychu mutantów. Czy tutaj zawsze musi być coś nie tak? Najlepsze jest to, że jak później wracam i muszę przejść tą samą drogą to akurat wtedy nagle odpalaja się syreny, drzwi się zatrzaskują a ja muszę uciekać bo mnie chcą wszamać z użyciem tych swoich rączek.

Powyżej podana sytuacja najlepiej oddaje to w jaki sposób „Dead Space” szczuje gracza i powoduje, że on sam nie wie co ma robić albo na co powinien się przygotować (teoretycznie, no bo w praktyce to zawsze chodzi o to, żeby się członkami w kreatywny sposób bawić). Czasami uczucie zaszczucia jest tak silne, że powoduje u mnie pojawienie się syndromu przylepienia do ściany i zastanawiania się czy warto wyłączyć grę, spróbować ruszyć postacią do przodu o metr albo wrócić do najbliższego „check pointa”, zapisać, dane przerzucić na pendrive’a a grę odinstalować skacząc z mostu przy okazji.

Z drugiej strony zauważyłem, że praktycznie wszystkie efekty i zmiany zachodzące w mojej psychice ulegają zmniejszeniu lub całkowitemu zaniknięciu w momencie gdy podczas rozgrywki towarzyszy mi osoba trzecia. Co jest dziwne, nawet bardzo bo przecież ktoś kto siedzi obok nie bierze czynnego udziału w rozgrywce (nie wspiera bohatera gry dodatkową giwerą) a jedynie obserwuje ekran. Czy więc właśnie o to chodzi? O to, że nasza podświadomość dzieli się na dwie części? Jedna wessana w grę odbiera z niej bodźce które uchodzą za naturalne znaki i sygnały informujące o zagrożeniu a druga czerpie informacje ze świata realnego. Wszystko to jest koniec końców zmieszane i otrzymujemy efekt ostateczny w postaci zminimalizowania skutków działania dużej ilości na raz nekromorfiny.

*Tak, dokładnie! Chodzi o męskie, twarde, zmutowane ramiona i nogi nekromorfów. A coś myślał"

Czy ja wariuję?

Zdaję sobie sprawę, że moje zachowanie może stanowczo odbiegać od normy i emanować popsuciem głowy, jednak nic nie jestem w stanie poradzić na to, że granie w „Dead Space” mnie przerasta. Przejście tego tytułu zajmuje mi jakieś... em... kilka miesięcy, ponieważ potrafię do niego podchodzić i porzucać co jakiś czas. Tak bardzo chciałbym już przejść część pierwszą, żebym w końcu mógł spędzić następne pół roku przy „Dead Space 2”. A jeszcze trójka na widoku... Swoją drogą, myślicie, że może to być metoda na tworzenie ponadprzeciętnych gier – horrorów? Motyw „Nasza gra domyślnie wystarczy na trzy godziny, ale będziesz się tak bał, że przejście jej zajmie Ci dwa lata!” może być realny? Eh, czasami myślę, że robię się po prostu za miękki.

Ps: a jak tam Wasze reakcje przy tego typu grach? 

 

Wpis na blogu autora

----------------------------

Blogi na głównej? Tak, oczywiście! Mamy na stronie CDA wielu utalentowanych bloggerów, których teksty warto przeczytać, a na które moglibyście nie trafić nie mając czasu wchodzić na forum. Będziemy więc wam to ułatwiać publikując co ciekawsze teksty na stronie, a i tym samym nagradzać wysiłki naszych blogowych literatów wystawiając ich wam na pożarcie!


Redaktor
CD-Action
Wpisów1103

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze