49
11.04.2012, 16:00Lektura na 4 minuty

[Środy z GOG.com] Shogo: Mobile Armor Division

GOG.com przechodzi gruntowny remont - teraz sprzedają już nie tylko klasyki i starocie, ale także gry indie i rozszerzone wersje w miarę świeżych hitów. Warto zapoznać się z ich ofertą, a przy okazji powspominać w co się kiedyś grało. Co środę będziemy więc zaglądać w przeszłość i opowiadać o różnych, możliwe że już zapomnianych, hitach. W tym tygodniu - Shogo: Mobile Armor Division!


Berlin

Pamiętacie Shogo: Mobile Armor Division? Tak, tego FPS-a utrzymanego w klimatach anime, w którym biegało się nie tylko na własnych nogach, ale też za pomocą ogromnego mecha bojowego? To dobrze, że pamiętacie, bo to był jeden z najodważniejszych FPS-ów ostatniego dwudziestolecia. Nie dość, że w 1998 roku sprzedawał głęboką (jak na strzelaninę) historię, to jeszcze upchnął ją w mangowej estetyce, na którą zarówno wtedy jak i teraz ogromny procent populacji ma nieuleczalną alergię. W tamtych czasach można było wyjść jednak z założenia, że równie dużo osób może mieć na takie rzeczy chcicę (w końcu mieszanka inspirowanej japońskimi komiksami i animacjami grafiki z FPS-em to wciąż niecodzienny widok), ale szybko okazało się, że chętnych było zdecydowanie zbyt mało, by zabezpieczyć markę Shogo i pozwolić Monolith Productions zając się sequelem.

Pamiętam, że dawno, dawno temu wróciłem podekscytowany do domu z dodaną do jakiegoś niestniejącego już magazynu płytą z Shogo. Niestety złośliwość rzeczy martwych, jak zawsze, zepsuła wszystko: gra nie chciała działać, bo miałem za słaby sprzęt, żeby zobaczyć nawet otwierającą animację. Zdobyta później wersja z CD-Action gdzieś mi się zgubiła, a kiedy spróbowałem po latach z pożyczonym od kogoś oryginałem, miałem zbyt dobry sprzęt żeby w ogóle odpaliło. Teraz (wreszcie!) się udało, bo wersja z GOG.com hula bez najmniejszego problemu na “siódemce”, a nie dość że pozwala dostosować rozdzielczość, to jeszcze nie gubi ani muzyki, ani głosów, które zlewały się przy wszystkich moich poprzednich próbach w nieznośny biały szum.

I mając w końcu okazję zapoznać się z klasyką... zdziwiłem się bardzo, a jednocześnie przeniosłem w czasie o kilkanaście lat. Nie mogłem uwierzyć, że jestem w stanie umrzeć na normalnym poziomie trudności, nie przyszło mi też do głowy, że przez kilka minut będę krążyć po mapach szukając wyjścia. A gdzie moja minimapa? Gdzie briefing, albo wskazówki? Jak tak można gracza samego sobie zostawić?!

Shogo wrzuca cię w sam środek wojny pomiędzy Siłami Dobra a Paskudnymi Rebeliantami: straciłeś już dziewczynę, brata i najlepszego przyjaciela, więc jedyne na co masz ochotę, to zemścić się na tych bydlakach, którzy ich zabili. No, ewentualnie jeszcze romansować z siostrą swojej byłej, ale o tym tutaj nie wypada mówić. Wsiadasz więc do ogromnego mecha i rozdeptujesz grupki wrogów próbujących zrobić ci krzywdę jakimiś żałosnymi wyrzutniami rakiet, patrząc przy tym jak strumienie przypominającej budyń krwi oblewają ekran. I śmiejesz się w głos, bo specyficzny styl grafiki od samego początku krzyczy: "To nie jest realne!", więc nie zastanawiając się nad niczym czujesz się po prostu jakbyś jeździł walcem po mrowiskach

W Shogo czuć potęgę i przewagę, jaką daje mech nad tymi robaczkami, które czasami masz nawet szansę zauważyć pod swoimi nogami. W 2012 roku ciężko jest się do tego przyzwyczaić, bo w dobie szczegółowych otoczeń i fotorealistycznych krajobrazów umowność ustawionych obok siebie czterech klocków imitujących domy nie daje jasnego sygnału, że masz kilkanaście metrów wzrostu... ale kiedy porówna się malutkie czołgi, ciężarówki i ludzi z lekko tylko wyższymi od postaci gracza budynkami, wtedy naprawde robi to wrażenie. 

Dlatego też patrząc na Shogo ciężko jest nie myśleć automatycznie o remake’u, albo sequelu. Nowoczesna technologia pozwoliłaby o wiele lepiej uchwycić doświadczenie bycia kilkunasto/kilkudziesięciometrowym gigantem próbującym sprawnie manewrować po ulicach żałośnie małego - budowanego przecież z myślą o ludziach normalnego wzrostu - miasteczka pełnego karłowatych wrogów. I chociaż klimatycznie tej grze bliżej jest do klimatu Gundama, niż mrocznego Neon Genesis Evangelion, to lekki retusz w stronę przytłumionego, ciemnego stylu graficznego mógłby wyjść jej tylko na dobre – odpychające przeciętnego gracza postacie mogłyby stać się rzeczywiście przekonującymi istotami, a nie tylko dwuwymiarowymi kartonikami, jak to wygląda w Shogo.

Niestety, tej akurat grze, czas nie służy zbyt dobrze, ale pomimo tego chyba warto przypomnieć sobie jak wyglądały FPS-y w kilkanaście lat temu. Klasykę w stylu Half-Life, czy Unreal każdy ma już po stokroć ograną, a Shogo - chociaż nie powala aż tak bardzo - wciąż ma całkiem sporo do zaoferowania. Świetny, dynamiczny gameplay pełen beztroskiego strzelania i ten oldschoolowy klimat, kiedy rzeczywiście jeszcze można było czuć w FPS-ach jakieś konkretne wyzwanie. A przy tym, paradoksalnie, brak frustracji bo nie jest to tytuł kosztujący dwieście złotych, a zwykły staroć za niecałe dwadzieścia. Jak kogoś weźmie nostalgia, albo będzie chciał sprawdzić jak wyglądał dobrze zrobiony, nietypowy i odważny FPS czternaście lat temu – to jest właśnie coś na dobry początek grzebania w klasyce.

Cena GOG.com: 5,99 dolarów (~18 PLN)

W paczce:
- manual (20 stron)
- tapeta
- klawiszologia
- muzyka z gry
- awatar


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze