44
19.06.2011, 16:24Lektura na 7 minut

[By the way] Okamiden, czyli kwiaty, fajerwerki i kontury boskości

Szukałem ostatnio Boga w grach komputerowych i po wielu niepowodzeniach, rozczarowaniach i zawodach znalazłem go w końcu w niespodziewanym miejscu - w japońskim Okamiden.


Berlin

Od kilku miesięcy szukam gier, które pozwoliłyby mi wcielić się w boga. I to nie tych najbardziej banalnych RTS-ów z religijną otoczką, ani slasherów w stylu God of War, które z boskości mają tylko kilka nazw własnych wrzuconych na chybił-trafił do scenariusza. Szukam czegoś, co rzeczywiście dałoby mi złudzenie bycia "czymś nadprzyrodzonym" i to nie w kolejny odbity od matrycy sposób.

Niestety - mogę się oczywiście mylić, w końcu nie da się znać wszystkich gier, które kiedykolwiek powstały - trafiłem na razie na niewiele tytułów nie będących sztampą pokroju Populous,Spore, czy innego Dungeon Keeper i Overlord. Z drugiej strony: możliwe, że szukałem po prostu w niewłaściwym miejscu, czyli w grach europejskich i amerykańskich.

Barierą może być bowiem nasza chrześcijańska koncepcja Boga, która przełożona na zera i jedynki po prostu nie jest w stanie sprawdzić się jako gra komputerowa.  Mając za bohatera całkowicie bierny absolut nie jesteśmy w stanie sklecić nawet zalążka porządnej fabuły - czysto teoretycznie, oczywiście, bo mimo wszystko bardzo chciałbym to zobaczyć.

Postanowiłem zwrócić się więc w stronę innego kraju z diametralnie inną kulturą - w stronę Japonii. Ich bóstwa funkcjonowały i wciąż funkcjonują trochę inaczej, niż cokolwiek, co my wymyśliliśmy po przyjęciu Chrystusa. W ich wierzeniach zwykły rybak ratując żółwia, nad którym ktoś się znęcał mógł trafić do podwodnego królestwa i wziąć sobie za żonę księżniczkę boga mórz (czego zresztą w opowieści nie zrobił). Shinto opiera się, w znacznym skrócie, na czczeniu świętych stref, w których budowano świątynie... a same święte strefy potrafiły być po prostu najpiękniejszym w okolicy strumykiem, albo bardzo kolorowym drzewem. Religijność Japończyków działała na podobnych zasadach, co religijność Greków, której przykładem posłużę się, by opisać o co chodzi, bo jednak z Zeusem jesteśmy bardziej oswojeni, niż z Amaterasu, prawda?

W czasach Talesa mówiono często, że "panta plere theon", czyli że wszystko jest pełne bogów. Dosłownie wszystko: od kamyka przy drodze, po drzewko obok stawu. I to nie jednego Boga, jak u nas w chrześcijaństwie, ale milionów bożków, z czego każdy odpowiadał tylko i wyłącznie za swoje podwórko. Było to wtedy logiczne - o wiele bardziej, niż jedno bóstwo z podzielnością uwagi na tyle wielką, by widzieć wszystko i móc mieć wpływ na wszystkich.

Jednak nawet w filozofii Talesa jesteśmy w stanie znaleźć echo chrześcijaństwa (a raczej w chrześcijaństwie jesteśmy w stanie znaleźć trochę z Talesa, ale to mniej ważne w tym momencie). Grecy z reguły nadawali cechy boskie naturze ożywionej - ludziom, zwierzętom, czy drzewom, a wszelka nieożywiona wypadała poza rachunek. Właśnie u tego filozofa pojawiły się przesłanki o tym, że magnes oddziaływujący na metal jest jak najbardziej ożywiony, bo wprawia go w ruch. Kiedy więc byle magnes nadał cech natury ożywionej przedmiotowi martwemu, bogowie naprawdę zaczęli przepełniać absolutnie wszystko.

Bogowie jednak mogli umrzeć. Mogli przegrać i przestać się liczyć: ich boskość mierzona była tylko i wyłącznie w ilości ludzi, którzy w nich wierzyli. W bezbolesny dla czytelnika sposób opisał to Pratchett w swoich "Pomniejszych bóstwach", a zasada ta tyczyła się wszystkich bez wyjątku - może poza Bogiem chrześcijan, który samym swoim istnieniem zanegował wszystkich innych.

To jest świetne pole do popisu dla gier komputerowych, które zresztą czasami anonimowych bogów w ramach bohaterów wykorzystywały i wykorzystują. Zresztą: czy Kratos mordujący wszystkich mieszkańców Olimpu po kolei nie jest wizją co najmniej niesamowitą? - całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego, co tyle lat mieliśmy w głowach myśląc o boskości?

Problem w tym, że razem z postępującym otępianiem gier zapominamy o tym, że bogowie przede wszystkim odpowiadają za tworzenie, a nie księgę Izajasza, zsyłanie potopów i plagi egipskie. Bogowie w mitologiach dają życie, sprawiają że nad ranem wstaje słońce i przywracają ślepcom wzrok - są tam, gdzie akurat ich potrzebujemy i robią to, czego my zrobić nie możemy. Dlatego God of War jest świetną historyjką opartą na gejmplejowej bezmyślnej łupance, ale wbrew pozorom nie jest bezpośrednio historią o bogach.

God of War opowiada tylko i wyłącznie o człowieku, bo bogowie służą w tej grze tylko za pierwiastek "epickości fabularno-wizualnej", którego wszyscy od gier w HD oczekują.

Wśród gier, które boskości ugryźć nie potrafią, wydane na Nintendo DS Okamiden (a także Okami z PS2/Wii) okazało się być dokładnie tym, czego szukałem. Czymś więcej, niż tylko kolejną produkcją, w której bóstwo i boskość sprowadza się do dłoni zwisającej z chmur, czy figury ojcowskiej, na którą należy się zbuntować.

Okazało się być czymś podobnym do "Trzech wierszy religijnych", które Wojaczek napisał w trakcie jednego ze swoich alkoholowych objawień. O co w nich chodzi, dlaczego to zrobił i tym podobne pytania nie są w tej chwili ważne - interesuje nas tylko trzeci z nich, którego fragment brzmi tak:

                A za mną słyszę szept wzruszonej gleby
                I choć się nie odwracam wiem: to wschodzą pędy
                I już słyszę: wybuchają kwiaty
                Z pąków jak z nocy kosmicznej nowe światy

Wyobraźcie to sobie. Wyobraźcie sobie człowieka-boga, który idąc spokojnie przed siebie sprawia, że za nim rozkwitają pędy, wybuchają kwiaty, a świat staje się piękniejszy dzięki ich obecności - tym właśnie zajmują się pogańscy bogowie, tak działają.

Nie poświęciłem dużo czasu Okami, niestety - nie miałem okazji. Spędziłem jednak wiele godzin z Okamiden na DS-ie i przez większość tego czasu zachwycony nie mogłem się nadziwić jak bardzo to jest piękne. Wiersz Wojaczka pojawił się tutaj nie bez powodu - Okamiden dokładnie tak wygląda.

W tej grze byłem bogiem, który malując słońce na niebie sprawiał, że zioła dla umierających kwitły. Byłem bogiem, który wskrzeszał duchy opiekuńcze żyjące w drzewach gnijących z powodu panoszącego się po świecie Zła. Z każdym moim krokiem pojawiały się za mną kwiaty a i przez większość czasu pomagałem ludziom w rozwiązaniu ich małych problemów i walczyłem ze złem wcielając się w Chibiterasu, młodego wilczka - syna bogini Amaterasu, który całą swą potęgę musiał dopiero zdobyć, a która i tak była ograniczona do kilku potrzebnych akurat trików. Nie byłem kimś, kto decyduje o życiu i historii świata, bo ma na to ochotę - nie byłem Bogiem, który może zesłać na grzeszników wielki ogień, ale za to byłem kimś, kto ma przed sobą robotę do wykonania i wykonać ją po prostu musi.

Byłem za ten świat odpowiedzialny, a jednocześnie nie mogłem magicznie uleczyć umierającej dziewczynki, której jedynym marzeniem było zobaczyć jeszcze raz w swoim życiu fajerwerki.

Byłem bogiem, który robił dokładnie to, do czego ludzie go wymyślili.

W Okami, oraz Okamiden postaci są bardziej wykaligrafowane, niż narysowane. Mocne linie, które będąc konturami jednocześnie wylewają się za nie sprawiają, że całość wygląda jak dziecięca wyrywanka, a nie "poważna gra dla poważnych graczy". Ten dziwaczny kierunek artystyczny oddaje jednak bardzo dobrze sposób, w jaki w tych grach "działa" boskość: ograniczony grubym konturem Chibiterasu może wpływać tylko i wyłącznie na ograniczone odgórnie sprawy. Nie może zrobić wszystkiego, ani samolubnie zadecydować o tym, co stanie się ze światem. Jego moc została też dodatkowo zamknięta w butelkach atramentu, które musiałem zbierać, by używać niebiańskiego pędzla.

Dzięki temu wszystkiemu po raz pierwszy poczułem, że moja boskość w grze ma jakiekolwiek znaczenie. A to jest chyba najważniejsze, bo po co komu bóg, który sam nie wie po co w ogóle jest bogiem?


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze