Najlepszy „Obcy” od 1979 roku? „Obcy: Ziemia” – recenzja pierwszych odcinków
Obejrzałem dwa epizody pierwszego serialu z uniwersum Obcego. To za wcześnie, żeby odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule. Ale wystarczająco, aby przyznać, że…
…póki co jestem pod ogromnym wrażeniem! Znając nazwisko showrunnera, Noah Hawleya, który dał nam takie serialowe perełki jak „Fargo” czy „Legion”, liczyłem na naprawdę dobrą telewizję. Dostałem ją… i to z nawiązką. Początek „Ziemi” zachwyca klimatem od pierwszych minut. Z jednej strony zachowuje elementy, za jakie można kochać filmy o ksenomorfach, z drugiej – pod wieloma względami wykracza poza to, co znamy z kinowych produkcji.
Piotruś Pan i ksenomorf
Jak już sam tytuł sugeruje, akcja rozgrywa się na naszej planecie, na której awaryjnie lądował statek Maginot należący do doskonale nam znanej korporacji Weyland-Yutani. Problem w tym, że rozbił się o wieżowiec na terenie kontrolowanym przez inną firmę, Prodigy, zarządzaną przez młodocianego geniusza Boya Kavaliera (Samuel Blenkin). Dzięki jego staraniom udaje się stworzyć pierwsze hybrydy, syntetyczne istoty, do których przetransferowano ludzką świadomość – w tym wypadku kilkorga śmiertelnie chorych dzieci. Kiedy jedna z hybryd, Wendy (Sydney Chandler), zauważa, że w walącym się budynku jest jej brat, medyk na usługach Prodigy, przekonuje Kavaliera, aby wysłał ją i resztę „pacjentów” z misją ratunkową. Szkopuł w tym, że na statku transportowano pozaziemskie formy życia. W tym jedną z najgroźniejszych w całym kosmosie. Dobrze wiecie, o którą istotę chodzi.

Serial od pierwszych minut – gdy przedstawia wydarzenia na wspomnianym statku Maginot – zachwyca klimatem, idealnie wpisując się w retrofuturystyczny vibe znany z „Ósmego pasażera Nostromo”. Po zejściu na Ziemię pokazuje natomiast inne oblicze, trochę cyberpunkowe, ale bardzo mocno, heh, przyziemne. Niezależnie jednak od miejsca akcji trudno się nie zachwycić tym, co widzimy. Hawley zawsze miał smykałkę do rzemiosła filmowego i nie inaczej jest w tym przypadku. Wspaniałe ujęcia, doskonała praca kamery i budujący napięcie montaż aż proszą się o seans na wielkim ekranie. Obraz świetnie uzupełnia niepokojąca ścieżka dźwiękowa – kompozytor Jeff Russo bez wątpienia stanął na wysokości zadania.
Nie taki obcy
A co najbardziej przykuwa na razie do ekranu? Wątek hybryd, który nie tylko wprowadza coś nowego do uniwersum, ale też świetnie wpisuje się w obecny dialog o sztucznej inteligencji (Kavalier wprost mówi, że przyszłością jest właśnie ulepszanie ludzi, a nie ich zastępowanie przez AI). Na pochwałę zasługują przede wszystkim aktorzy i aktorki wcielający się w zgraję z „Nibylandii” (rozumiecie, bo bohaterowie to młode osoby zamknięte w „powłokach”, które się nie zestarzeją).
Nie chcę zdradzać za dużo, ale odgrywanie dziecka w dorosłym ciele, stanowiącym śmiercionośną broń, a jednocześnie pozbawionym hormonów, jest pełne niuansów. I obsadzie, na czele z Chandler, doskonale udaje się te niuanse oddać. Cała ekipa prezentuje przytłumione emocje, czasem zachowuje się infantylnie, a mimo swojej wielkiej mocy również bardzo się boi. Wypada to trochę niepokojąco, a zarazem niezwykle naturalnie i tworzy świetną dynamikę między postaciami na ekranie.

No ale pewnie zastanawia was, jak wypada gwóźdź programu, czyli sceny z tytułowym Obcym. Moja pierwsza myśl była taka, że… trochę go tu za dużo! W filmach działał najlepiej, kiedy przez większość czasu go nie widzieliśmy, a tutaj pojawia się stosunkowo często. Bałem się początkowo, że ucierpi na tym budowanie napięcia i elementy grozy, a serial szybko zmieni się w prostego akcyjniaka, lecz uspokajam: horror wciąż jest wpisany w DNA tej produkcji (choć nie gra pierwszych skrzypiec).
Ksenomorf przerażająco łatwo wtapia się w otoczenie, sporo działa poza kamerą i nie robi tylko za mięso armatnie. Co prawda mam wrażenie, że serial z czasem wytracić to napięcie i pójdzie w kierunku naparzanki, ale liczę, że tak się nie stanie. Póki co daję „Obcemu: Ziemi” duży kredyt zaufania. Wspaniałe kadry, rewelacyjny klimat, świetny wątek hybryd, zabójczy ksenomorf – czego chcieć więcej? No, poza kolejnymi odcinki, ma się rozumieć!
Ocena
Ocena
„Obcy: Ziemia” po dwóch pierwszych odcinkach obiecuje sporo i pokazuje, że ma potencjał, by dotrzymać tychże obietnic. Urzeka niezwykłym klimatem, w udany sposób miksując to, co najlepsze w filmowej serii, z zupełnie nowym podejściem do tematu.