2
22.04.2025, 15:00Lektura na 4 minuty

„Grzesznicy” – recenzja. Krwawa jatka w rytmie bluesa

Jeśli macie zapamiętać tylko dwie rzeczy o „Grzesznikach” Ryana Cooglera („Czarna Pantera”, „Creed”), niech będą to te: po pierwsze to bardzo udany film, po drugie nie oglądajcie żadnych zwiastunów. Naprawdę. Lepiej wiedzieć mniej przed seansem.


Paweł Kicman

Bliźniacy Smoke i Stack (w obu rolach Michael B. Jordan) wracają w rodzinne strony Delty Missisipi, aby otworzyć przybytek z rozrywką i dobrym alkoholem. Nowe miejsce ma dać ich uciśnionej społeczności chwile wytchnienia od pracy na plantacjach. Jednak gdzie spotyka się krwawa forsa, familijne grzechy i muzyka tak prawdziwa, że aż tworząca wyrwę w rzeczywistości, tam diabeł siada w pierwszym rzędzie.


Southern Gothic

„Grzesznicy” to ciekawa mieszanka. Z jednej strony mamy tutaj duszny klimat Południa z epoki praw Jima Crowa (akcja dzieje się w latach 30. XIX wieku), z drugiej – porządną dawkę hoodoo i… wierzeń bardziej „europejskich”. Tłem staje się więc nie tylko nierówność rasowa i międzywojenna gangsterka, lecz także pradawne zło, które kolonizatorzy sprowadzili ze sobą i z niewolnikami. Z kolei najważniejsza w tym wszystkim jest… muzyka! Młody syn pastora, Sammie Moore (w tej roli Miles Caton), gra tutaj bluesa tak nadnaturalnie pięknego, że ten przyciąga duchy – dobre i złe. Ale te drugie, co ciekawe, też przychodzą ze śpiewem na ustach. I dla obu stron owa muzyka służy za więcej niż tylko symbol – to ścieżka do jedności i wyzwolenia.

Celowo nie piszę, jaką formę przyjmuje zło w „Grzesznikach”, bo chcę uniknąć tego, co robią zwiastuny, które bardzo mocno psują odbiór filmu. Im mniej wiemy na temat tego obrazu, tym lepiej działa jego struktura. Bo kiedy już spodziewamy się konkretnych rzeczy, pierwsza połowa może się nieco dłużyć. Ale nawet niezależnie od oczekiwań ta powolność w rozkręcaniu się będzie pewnie dla wielu minusem. Coogler wprowadza tutaj sporo osobistych wątków i niestety nielicznym daje porządnie wybrzmieć w trakcie pełnego akcji ostatniego aktu. Gdyby tylko trochę inaczej porozkładał akcenty, mogłoby to wszystko zadziałać dużo lepiej – nabrać większego tempa, ale i pozwolić wątkom naturalnie się rozwinąć i domknąć.


Blues Brothers

Niemniej to tak naprawdę mój jedyny zarzut wobec „Grzeszników”. Bo akcja, dialogi, klimat, aktorstwo, groza, energia i rzecz jasna muzyka – wszystko to znajduje się na swoim miejscu i działa doskonale! Postacie są pełne charakteru nie tylko dzięki świetnym kreacjom zarówno głównej, jak i drugoplanowej obsady, ale też za sprawą scenariusza. Jeśli chodzi o horror, to nie ma go tutaj za dużo, lecz bardzo sprawnie uzupełnia akcję i buduje napięcie tam, gdzie trzeba. Chciałoby się co prawda więcej i strachu, i walk, jednak to, co dostajemy, i tak satysfakcjonuje. Może właśnie dlatego, że nie przytłacza. To nie typowy blockbuster, w którym ciągle musi się coś dziać, żeby utrzymać naszą uwagę.

Warner Bros.
Warner Bros.

Ale wróćmy do warstwy audio! Od hipnotyzującego bluesa po irlandzkie ludowe przyśpiewki – czuć tutaj na każdym kroku porywający rytm, na fali którego ten obraz płynie przez cały czas z fantastyczną energią. No i jest w „Grzesznikach” taka muzyczna scena, naprawdę zapadająca w pamięć. Nie zdradzę zbyt wiele, napomknę jedynie, że jako ogromnemu fanowi anachronizmów dłonie same składały mi się do oklasków w reakcji na część pomysłów Cooglera. Bardzo podoba mi się też pewna nieoczywistość w podejściu reżysera do kwestii nierówności rasowej. To już nie tylko „czarni kontra biali”, ale szerzej „ofiary i oprawcy”. Ciekawe i odświeżające, nawet jeśli podane zaledwie jako przystawka do dania głównego.

„Grzesznicy” to naprawdę intrygująca mieszanka gatunkowa, łącząca dramat, horror, akcyjniaka i hołd dla bluesa (a nawet muzyki ogólnie). Pięknie nakręcona, momentami hipnotyzująca, stanowi łakomy kąsek i dla osób, które szukają dobrej rozrywki na wiosenny wieczór, i dla fanów i fanek kina gatunkowego, liczących na coś więcej niż tylko łubudubu. I może nie wszystkim przypadnie do gustu tempo i struktura opowieści, ale podejrzewam, że większość widowni wyjdzie z kina zadowolona.

Ocena

Stojący klimatem i muzyką nowy film Ryana Cooglera to bardzo przyjemna niespodzianka. Mająca może małe problemy z tempem i strukturą, ale kipiąca od energii, skąpana w bluesie, oferująca świetną rozrywkę na wiosenny wieczór. Mieszanka grozy, akcji i historii wypada tutaj naprawdę dobrze.

8
Ocena końcowa


Redaktor
Paweł Kicman

Za dnia projektuję gry tabletop RPG, w nocy zajmuję się dziennikarstwem popkulturowym (m.in. dla CD-Action, Nowa Fantastyka, Pismo, dwutygodnik). Uwielbiam grać w koszykówkę, poznawać lore Soulsów i pić mleko waniliowe.

Profil
Wpisów41

Obserwujących3

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze