17
14.01.2024, 14:50Lektura na 4 minuty

Pierwszy odcinek „Detektywa: Krainy nocy” daje mi nadzieję na powrót do najlepszej formy serialu

Serialowa antologia „Detektyw” rozwija się w nietypowy sposób – kolejny sezon dostajemy co kilka lat. Czwarta część zyskała nawet własny podtytuł, a efektem odświeżenia formatu i wymiany twórców może być druga najlepsza historia opowiedziana w ramach tej marki.


Jakub „rajmund” Gańko

Aż trudno uwierzyć, że mija właśnie 10 lat, odkąd „Detektyw” zauroczył nas tajemniczą atmosferą Luizjany, wciągnął intrygą snutą przez Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta, a także sprawił, że do dziś od czasu do czasu nucę sobie przy goleniu „Far from Any Road” The Handsome Family. Na nieposzlakowaną opinię pierwszego sezonu nie wpłynęły nawet za bardzo zarzuty pod adresem jego twórcy, Nica Pizzolatto, który podobno miał zapożyczyć nieco zbyt wiele z dzieł kultowego pisarza weird fiction, Thomasa Ligottiego.

Renomę „Detektywa” zszargał sezon drugi, w którym zabrakło równie angażującej fabuły, a poplątany scenariusz nie ułatwiał jej odbioru. HBO wyciągnęło wnioski z tego, jak kończy się udzielanie pełnej swobody artystycznej Pizzolatto, więc przy trzeciej części antologii wyznaczyło mu scenarzystów do pomocy i nie poganiało z robotą. Przez to czekaliśmy na nią aż cztery lata, ale opłaciło się: „Detektyw” wrócił na właściwe tory. Mimo to jego twórca nie miał szansy opowiedzieć nowej historii. Przy „Krainie nocy” pełnił już tylko funkcję producencką, a stery objęła meksykańska reżyserka i scenarzystka Issa López.


Tak wygląda moje miasto nocą

Akcja czwartego sezonu „Detektywa” rozgrywa się na ośnieżonej Alasce, którą z powodzeniem udaje rzeczywista Islandia. Zanim na kolejne tygodnie zamieni się w tytułową krainę nocy, w pierwszych scenach obserwujemy ostatni zachód słońca i grupę biologów pracujących na stacji badawczej Tsalal. Jak nauczyło nas „Coś” Johna Carpentera, takie ekspedycje często nie kończą się najlepiej. Cała ekipa znika bez śladu w niewyjaśnionych okolicznościach i choć w pierwszym odcinku nie wpadamy jeszcze na trop żadnego monstrum z kosmosu, zjawiska metafizyczne wyraźnie zaznaczają swoją obecność.

„Detektyw: Kraina nocy”
fot. materiały prasowe

Osadzenie historii w takich okolicznościach natury było strzałem w dziesiątkę. To klimat zdecydowanie odmienny od tego prezentowanego w poprzednich sezonach, a jednocześnie jeszcze bardziej ponury i z większym potencjałem na budowanie niepokoju. W końcu co może być mroczniejszego niż ciągnąca się w nieskończoność noc polarna? Dużą rolę w kreowaniu atmosfery tradycyjnie odgrywa muzyka. Twórcy „Detektywa” zawsze wiedzieli, jak zilustrować serial odpowiednimi utworami, i tym razem również się popisali. Wykorzystana w czołówce piosenka „Bury a Friend” Billie Eilish to wymarzony motyw przewodni dla tej historii.


Dokąd się udajemy, gdy zapadamy w sen?

Zniknięcie naukowców ze stacji badawczej gdzieś na skutym lodem końcu świata stanowi intrygujący punkt wyjścia, ale w praktyce szybko schodzi na dalszy plan. Grana przez Jodie Foster detektywka Liz Danvers wznawia śledztwo związane z brutalną śmiercią aktywistki, którym przed laty zajmowała się policjantka Evangeline Navarro. Kobiety łączą siły i widzę tu potencjał na równie udany duet, co ten z pierwszej części serii. „Detektyw” nawet w swoim najsłabszym sezonie błyszczał doborem obsady (nihilistyczne, barowe pogaduchy Colina Farrella to dosłownie wszystko, co pamiętam z tamtych odcinków) i tym razem też szykuje się plejada interesujących postaci.

„Detektyw: Kraina nocy”
fot. materiały prasowe

Jest to też kolejne pole, na którym formuła serialu została odczuwalnie odświeżona. Po trzech sezonach skupionych na facetach i „męskich historiach” López oddaje głos kobietom. Liz Danvers, podobnie jak grana przez Kate Winslet protagonistka „Mare z Easttown”, musi jakoś godzić styczność z niewyobrażalnym złem na płaszczyźnie zawodowej i problemy rodzinnej codzienności. Mężczyźni są tu głównie fajtłapowaci, nieudolni i na dodatek używają głupich szczoteczek do zębów. Jednocześnie za każdą postacią stoi jakaś trauma, a ich wielowymiarowość zachęciła mnie do poznania dręczących je demonów w kolejnych odcinkach.


Król w ciemności

Pewnie to tylko lepiej, że tym razem nikt nie będzie cytował „Króla w żółci” Roberta Chambersa, a narracja – przynajmniej w pierwszym odcinku – prowadzona jest w chronologiczny sposób (powraca za to pewien charakterystyczny symbol!). López mówiła w wywiadach, że marzyło jej się stworzenie mrocznego lustrzanego odbicia pierwszego sezonu „Detektywa”, i wiele wskazuje na to, że jej się udało. Nie mam wątpliwości co do świeżej, a jednocześnie wciąż idealnie pasującej do tej antologii estetyki, a także kreacji aktorskich na najwyższym poziomie. Jeśli śledztwo w kolejnych pięciu odcinkach utrzyma poziom i nie rozczaruje zakończeniem, może nas czekać podobnie udana pozycja, co kultowa opowieść Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta.

Ocena

Pierwszy odcinek „Detektywa: Krainy nocy” daje nadzieję, że może to być najciekawsze śledztwo od czasu sprawy badanej przez Rusta Cohle’a i Marty’ego Harta. Naturalnie ponury klimat, świetnie dobrana obsada i intrygująco zawiązana akcja sprawiają, że już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków!

8+
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „rajmund” Gańko

Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.

Profil
Wpisów2161

Obserwujących11

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze