7.08.2025, 14:00Lektura na 5 minut

To miała być chińska odpowiedź na Ghost of Tsushima. Where Winds Meet okazało się czymś dużo większym, ale nie wiem, czy to dobrze

Gamingowa ofensywa Państwa Środka trwa w najlepsze. Po ciepło przyjętym Black Myth: Wukong oraz niedawnym Wuchang: Fallen Feathers przyszła pora na wyczekiwaną produkcję bez dwukropka w tytule.


Jakub „rajmund” Gańko

Debiutanckie dzieło Everstone Studio dało o sobie znać po raz pierwszy podczas Gamescomu w 2022 roku. Zjawiskowo piękny zwiastun przekonywał nas, że nie tylko ujrzymy poruszające zachody słońca i poetyckie widoki spadających liści, lecz także weźmiemy udział w efektownych walkach rodem z kina wuxia. Aby je należycie ukazać, zatrudniono nawet wielokrotnie nagradzanego choreografa – Stephena Tunga. Czy Sucker Punch i FromSoftware mają się czego obawiać?


Przyczajony duch

Wymieniam te studia nie bez powodu. Nie jest żadną tajemnicą, że główną inspirację dla chińskich twórców stanowiło Ghost of Tsushima, a nastawienie na walkę rodzi od razu skojarzenia z Sekiro: Shadows Die Twice. Where Winds Meet od pierwszych chwil wygląda na podobną grę, tyle że osadzoną w średniowiecznych Chinach za czasów dynastii Song. To dla tego regionu okres wyjątkowego rozkwitu zarówno gospodarczego, jak i kulturowego, a więc wymarzony setting na piękną produkcję z otwartym światem. A już szczególnie gdy wierność faktom historycznym porzuci się na rzecz fantastycznych potworów z dalekowschodniej mitologii.

Where Winds Meet
Where Winds Meet

Wspomniany świat jest ogromny, co odczułem już na podstawie udostępnionej bety oferującej zaledwie ułamek jego krain. Produkcja zachęca do zwiedzania i za samą eksplorację nagradza punktami doświadczenia, a na każdym kroku czekają nas pomniejsze zadania, próby i wyzwania, dungeony skrywające cenny loot, nawet łamigłówki z kotami. Spotkamy całe mnóstwo enpeców, a biorąc pod uwagę, że część z nich pojawia się tylko o określonej porze dnia i nocy, niektóre zlecenia uwarunkowane są zaś szeregiem dodatkowych czynników, nietrudno poczuć się tym wszystkim przytłoczonym. A przecież nawet jeszcze nie napisałem nic o systemie rozwoju postaci…

Początkowo, gdy samouczki prowadzą nas za rękę i dokładnie pokazują, co mamy wybierać, tytuł może nie robić aż takiego wrażenia. Szybko dojdą jednak profesje rozwijane osobnymi questami, frakcje i ich uwarunkowania dyplomatyczne, całe sieci relacji z innymi bohaterami… A wspominałem o kreatorze postaci? To chyba najbardziej rozbudowane narzędzie tego typu, jakie kiedykolwiek widziałem. A w toku gry dodatkowo znajdziemy tonę „kosmetyków”.

Where Winds Meet
Where Winds Meet

Powiew latających sztyletów

Zwiastuny Where Winds Meet odpowiednio pokazywały, czego się spodziewać. Pojedynki – tytuł ten wypełniono nimi po brzegi – przygotowano z niezwykłą starannością i już ich oglądanie to czysta przyjemność. Samo dashowanie w powietrzu na tle kwitnących kolkwicji prezentuje się cudownie. Jak się jednak prowadzi takie starcia samodzielnie? Wszystko zależy od tego, który poziom trudności wybierzemy (można go dowolnie zmieniać, nie licząc trybu hardcore, ale o nim za chwilę). System walki oparto na blokowaniu, unikach oraz parowaniu. O pierwszych dwóch nie ma co opowiadać, lecz to ostatnie wydaje się najciekawsze.

Jeśli gramy na niskim poziomie trudności, parowanie będzie się wiązało po prostu z łatwym QTE. Jeżeli jednak zdecydowaliśmy się na większe wyzwanie, gra niczego nam nie podpowie, a dobry moment na rzeczone parowanie okaże się zupełnie inny dla każdego przeciwnika. Pojedynki z bossami stają się przez to istną katorgą, ale jeśli ktoś oczekiwał bezlitosnego soulslike’a, w taki sposób zabawy mu nie zabraknie. Polecam też wtedy wspomniany tryb hardcore, który nie tylko wzmocni wytrzymałość przeciwników i osłabi nasze ataki, lecz także poszerzy wachlarz kombosów wroga i przytnie okna na ataki.

Where Winds Meet
Where Winds Meet

Ogromnemu światu niewiele ustępuje arsenał. Miecze, łuki, włócznie, parasolki, wachlarze, glewie, bicze – czego tu nie ma! A oczywiście każdy oręż wiąże się z dodatkowym ulepszaniem czy bonusami za używanie spójnego zestawu. Ponadto możemy podpatrywać napotykane w trakcie wędrówek zwierzęta, choćby niedźwiedzie lub żaby, aby uczyć się nowych technik. Pomysłów ludziom z Everstone Studio z pewnością nie brakowało. Postanowili więc, że podzielą się nimi z jak największą liczbą graczy – i to chyba najwyższa pora, abym zaczął wyrażać swoje wątpliwości.


(Nie)ukryte MMO

Tym, co bowiem najbardziej odróżnia Where Winds Meet od Ghost of Tsushima czy Sekiro, jest ewidentne nastawienie na rozgrywkę sieciową. I nie dajcie się nabrać na to, że tytuł oferuje teoretycznie zamknięty tryb dla jednego gracza. To miły gest ze strony twórców, ale sama konstrukcja produkcji od razu zdradza rodowód MMO. Mówi o tym dosadnie nie tylko zatrzęsienie fetch questów, ale też przeładowany do granic możliwości interfejs. Nawet jeśli zdecydujemy się na wspomniany tryb solo, w dalszym ciągu musimy oglądać chat zalewany prośbami o zostanie naszą waifu. Możemy unikać innych ludzi, ale nie uciekniemy przed przepustką bojową, która na każdym kroku będzie nas kusić mikropłatnościami.

Where Winds Meet
Where Winds Meet

A ponieważ Where Winds Meet to MMO produkcji chińskiej, przygotowano je również z myślą o smartfonach – i przed tym niestety też nie uciekniemy. Widać to szczególnie po oprawie graficznej, trzymającej bardzo nierówny poziom. Nieraz zapiera dech pięknymi sceneriami, by chwilę później popsuć całe wrażenie niskiej jakości teksturą czy mało szczegółowym modelem postaci. Beta przywitała mnie też na PS5 gubieniem obrazu na rzecz czarnego ekranu (lekarstwem było jedynie chwilowe wyjście do menu), fragmentami nieprzetłumaczonych z chińskiego komunikatów oraz pełnoprawnym wywalaniem z gry.

Doceniam ogromne ambicje twórców z Everstone Studio i podejrzewam, że miłośnicy MMO będą bawić się w ich dziele świetnie. Sam jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że Where Winds Meet wypadłoby znacznie lepiej jako produkcja dla jednego gracza. Nawet gdyby wiązało się to z okrojeniem pewnych elementów – a może właśnie dokładnie wtedy.

W Where Winds Meet graliśmy na PS5.

Cieszy

  • wciągający i spójny setting
  • widowiskowy system walki
  • wiele oryginalnych pomysłów
  • tona zawartości

Niepokoi

  • momentami jest tego wszystkiego aż za dużo
  • skomplikowany i nie zawsze czytelny interfejs
  • nierówna oprawa graficzna


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „rajmund” Gańko

Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.

Profil
Wpisów2245

Obserwujących11

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze