3
10.05.2021, 19:25Lektura na 5 minut

[Sprawdzam] Świętuję zamiast grać

Obchodzę na Twitchu miesiąc urodzinowy i prawie w nic nie gram, a potem przychodzi weekend i panikuję, bo nie mam nic do „Sprawdzam”!


Iza „9kier” Pogiernicka

 


Dark Nights with Poe and Munro

D'Avekki Studios | PC | interaktywny film FMV • sześć odcinków

Noce z Poe i Munro to najdziwniejszy interaktywny film FMV, z jakim miałam do czynienia. W teorii to thriller z okazjonalnymi wątkami paranormalnymi, w praktyce przesadzona gra aktorska oraz niepoważne zwroty fabularnie sprawiają, że miejscami ogląda się go jak komedię. Tytułowi bohaterowie prowadzą stację radiową w miasteczku August, odbierają telefony słuchaczy, a od czasu do czasu przeprowadzają jakieś śledztwo. Kto porywa dzieci z sąsiedztwa? Czy w okolicy Wolf Street faktycznie grasuje wilkołak? W jaki sposób można wykręcić się z wypowiedzianego życzenia? Wyrwana z pin-upowej produkcji Munro i dziwaczny Poe – przerysowani sekretni kochankowie – to zdecydowanie najmocniejszy element gry, bo już za składającą się z sześciu odcinków fabułą miejscami trudno nadążyć. Sceny zmieniają się szybko, a decyzje podejmuje się w ciemno, bo często trudno zgadnąć, co sugerują dostępne, nieintuicyjne opcje. Moje zagubienie może też wynikać z faktu, że nie grałam w The Shapeshifting Detective tego samego studia, bo Dark Nights with Poe and Munro to „prequel spin-off” – jednak z drugiej strony, skoro gram chronologicznie, mam prawo oczekiwać, by wszystko było zrozumiałe, zwłaszcza że nie mówię wyłącznie o nieistotnych smaczkach. Ukłonów w stronę fanów innych produkcji D’Avekki nie brakuje, przykładowo jedna z sekwencji rozgrywa się w lokacji znanej z The Infectious Madness of Doctor Dekker, do którego zresztą powinnam wrócić. Humor jest specyficzny i cieszę się, że developerzy porzucili system zapytań z Doktora Dekkera i tym razem pozwolili po prostu cieszyć się dialogami. Każdy odcinek ma różne zakończenia, ale nie poznam wszystkich – cztery godziny z grą mi wystarczą i nie planuję jej ogrywać ponownie.

 


Die in the Dungeon

Alarts, Jaun, adrioxo, SexyBuggy | PC | taktyczna • roguelike • kości • darmowa

Planowałam odpalić Die in the Dungeon na pół godziny, bo brakowało mi jednej gry do „Sprawdzam”, po czym spędziłam z tytułem cały wieczór. Gracz wciela się w żabę, która próbuje pokonać dwadzieścia pięter lochów, a w moim przypadku zawsze ginie w okolicach osiemnastego. Die in the Dungeon nawet nie próbuje czegokolwiek tłumaczyć – wrzuciło mnie od razu do pierwszej walki pozbawionej jakiegokolwiek samouczka i nie miałam pojęcia, co robię. Teraz już wiem – w grze chodzi o to, by zagrywać kostki z wylosowanej puli w taki sposób, żeby zabić wszystkich przeciwników. Niektóre kości są zwyczajne, inne mają specjalne właściwości (np. zostają na stole, da się ich użyć tylko raz na potyczkę albo są puste, dzięki czemu można je zagrać za darmo, poza limitem trzech kości na turę), a po każdym poziomie ma się do wyboru jedną z dwóch rzeczy – w puli jest m.in. leczenie, ulepszanie kości, wyrzucenie jednej z nich z talii lub zyskanie nowej. Mam dużą cierpliwość do powtarzalnych ścieżek dźwiękowych, ale tu po godzinie nie dawałam już rady, więc ją wyciszyłam. Die in the Dungeon jest bardzo proste, lecz myślę, że sporo jeszcze przede mną ukrywa – jeśli lubisz rogueliki, pobierz grę z itch.io i wypróbuj, bo jest tam dostępna za darmo.

 


Killer Queen Black

Liquid Bit, BumbleBear Games | PC, NS, XBO, XBX | akcja • multiplayer • pszczoły

Odpaliłam Killer Queen Black na XBX jeszcze z łóżka, bo mój chłopak powiedział mi, że można tam wygrać przez dotarcie ślimakiem do mety. Wydało mi się to tak absurdalne, że musiałam zobaczyć, z czym to się je, i zanim się obejrzałam, zostałam pszczołą. W grze walczą ze sobą dwa roje, a każdy z nich składa się z królowej i trzech robotnic. Królowa ma dwa rodzaje ataków i potrafi przejmować specjalne bramy; robotnice mogą ujeżdżać ślimaka, przenosić do bazy różowe kulki (pewnie jakiś pyłek, ale wygląda jak owoce) oraz zmieniać klasę we wspomnianych bramach. Mecze trwają zaledwie chwilę, a wygrać można na trzy sposoby – albo poprzez doprowadzenie ślimaka do mety po swojej stronie, albo poprzez wypełnienie wszystkich otworów w bazie tymi różowymi kulkami, albo poprzez zabicie wrogiej królowej trzy razy. Moim powołaniem w Killer Queen Black okazała się wojaczka, a konkretnie latanie z obracającą się maczugą i wysyłanie pszczół z przeciwnej drużyny na tamten świat. Mimo że graliśmy w multiplayerze (do trzech zwycięstw), ścieraliśmy się przede wszystkim z botami, ale nie było tego tak bardzo czuć, poza tym może to i lepiej – mniejsza presja na start. Jeśli masz trójkę znajomych, możecie stworzyć drużynę i wtedy jest zapewne jeszcze fajniej. A jeżeli masz 8-osobową grupę (lub mniejszą, parzystą) i każdy przyniesie swojego pada, to już w ogóle ekstra, bo możecie sobie pograć lokalnie. Nie wiem tylko, dlaczego nie da się wtedy uzupełnić braków botami, skoro w multi się dało.

 

„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI

Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (od wtorku do czwartku od ok. 13, w piątki od ok. 20, a w soboty od ok. 16). Do zobaczenia!


Redaktor
Iza „9kier” Pogiernicka

Streamuję w przyjemnej atmosferze gry, których nie znasz. Zajrzyj: www.twitch.tv/9kier ;)

Profil
Wpisów388

Obserwujących28

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze