9
2.05.2020, 15:39Lektura na 5 minut

Assassin’s Creed Valhalla – zapowiedź

Brodaci asasyni szykują się do rajdu na nasze monitory.


Paweł „Cursian” Raban

Assassin’s Creed w czasach wikingów zostało zapowiedziane ledwie kilka dni temu i sieć niemal eksplodowała szczegółami na temat gry. Osobiście zacieram ręce, bo mimo że brodaci panowie pchają się do gier szeroką ławą i tak wolę ich od Francuzów, starożytnych Egipcjan, Spartan czy kogo tam przez te wszystkie lata podtykano nam pod ekrany.

Choć pod względem rozgrywki Valhalla będzie oczywiście czerpała z dorobku poprzedniczek, nie zawaha się też wprowadzić kliku nowości i jeszcze mocniej pchnąć zabawę w kierunku RPG.

A może by tak popłynąć do Anglii?

Akcja Valhalli toczy się w drugiej połowie IX wieku, a gracz wciela się w członka (lub członkinię, bo płeć bohatera można wybrać) jednego z klanów zamieszkujących tereny Norwegii. Eivor i jego (dla wygody przyjmijmy, że to on) pobratymcy zmagają się z coraz poważniejszymi problemami, a ich los staje pod znakiem zapytania.

Nie dość, że sytuacja polityczna na miejscu robi się coraz bardziej niebezpieczna, to doskwiera im też głód i niedobór podstawowych surowców. Jedynym sensownym wyjściem wydaje się więc załadowanie dobytku na łodzie i poszukanie dla siebie nowego domu u wybrzeży Anglii.

Alfred z Wessex (zwany później Alfredem Wielkim) nie zamierza oczywiście bezczynnie czekać i pozwalać obcym panoszyć się po własnych ziemiach. Kwestią czasu jest więc, kiedy poleje się krew. Ubisoft podkreśla, że konflikt nie będzie tutaj przedstawiony w czarno-białych barwach: pośród wikingów pojawią się prawdzie zakały, a sam Alfred nie będzie ucieleśnieniem zła i typowym czarnym charakterem, a raczej wodzem starającym się zrobić co konieczne, by ochronić własnych poddanych.


(Kliknij, aby powiększyć)

Palić, gwałcić i… budować?!

Twórcy stawiają sobie za punkt honoru zerwanie z wizerunkiem wikinga jako krwiożerczego wariata, rzucającego się z toporem na wszystko, co pojawi się w zasięgu jego wzorku. Owszem, będziemy wojować i to dużo (w każdą z łap da się chwycić wybrany oręż, włączając w to choćby po jednej tarczy), ale nie zbraknie też spokojniejszych momentów.

Wzorem Assassin’s Creed III będziemy zarządzać własną wioską, ale tym razem ma to przyjąć nieco bardziej atrakcyjną formę. Eivor będzie mógł postawić przydatne budowle, choćby warsztat kowala czy chatkę tatuatora, a następnie sukcesywnie je ulepszać. Włości będą też służyły jako soczewka skupiająca konsekwencje wszystkich podejmowanych w czasie gry decyzji. Działania bohatera wpłyną na życie mieszkańców i albo im je ułatwią, albo znacząco skomplikują.

Wioska posłuży za swego rodzaju hub, w którym podejmiemy się nowych zadań i wejdziemy w interakcje z przyjaciółmi (padają porównania do Normandii z Mass Effecta). Zwykłe gawędy poprzeplatane będą wspólnymi zabawami, choćby polowaniami czy konkursami pijackimi.


(Kliknij, aby powiększyć)

Żeglarz to czy szczur lądowy?

Biorąc pod uwagę rozległe tereny, do jakich przyzwyczaiły nas ostatnie części serii, wielu z was zastanawia się pewnie, czy i tym razem będzie gdzie przepaść na ponad sto godzin (sam mam tyle na liczniku w Odyssey, a nie grałem w DLC…). Wygląda na to, że tak.

Gra rozpocznie się w Norwegii, ale większą część przygody spędzimy w Anglii. Zwiedzić będzie można cztery rozległe regiony w tym Wessex czy Nortumbrię. Do tego dochodzą trzy duże miasta: Londyn, Winchester oraz Jórvík, czyli dzisiejszy York.

Po okolicy nie będzie trzeba oczywiście biegać wyłącznie pieszo, bo nie zabraknie też okrętu (trudno, by było inaczej…). Na tę chwilę nie wiadomo o nim zbyt wiele, ale z całą pewnością będzie go można ulepszać i rozbudowywać o kolejne elementy, które zwiększa wytrzymałość czy szybkość.


(Kliknij, aby powiększyć)

Cyferki, cyferki!

Od dwóch ostatnich odsłon Asasyni coraz mocniej zbaczają w kierunku RPG i tym razem nie będzie inaczej. Pomijając wybory moralne dokonywane w trakcie głównego wątku (można zadecydować choćby o sojusznikach) oraz rozwój wioski i okrętu, modyfikacjom będzie podlegał też oczywiście Eivor.

Brodacz zdobędzie coraz przydatniejsze graty, a także ulepszy zebrane wcześniej za pomocą run. Dzięki tym ostatnim teoretycznie powinno być możliwe ciągłe usprawnianie ulubionego oręża i nierozstawanie się z nim przez całą grę (coś jak moje trujące sztylety z Odyssey? – witaj w klubie, set z bonusem do trucizny rządzi! - przy. Ninho).

W odstawkę pójdzie natomiast tradycyjne drzewko talentów. Bohater będzie zdobywać naturalnie nowe zdolności, ale dostęp do nich ma być znacznie elastyczniejszy, więc wybieranie zbędnego „zapychacza” tylko po to, by odblokować sobie dostęp do ukrytego za nim diamentu, powinno odejść w niepamięć.


(Kliknij, aby powiększyć)

Toż to magia!

Mimo zapewnień o przywiązaniu do realiów historycznych, Ubisoft nie zamierza rezygnować z magiczno-współczesnego oblicza serii. Dowód mogliśmy zobaczyć już w zwiastunie, na którym daje się dostrzec Odyna przyjmującego postać kruka (swoją drogą ptaszysko ponownie będzie pełnio rolę drona zwiadowczego).

Nie znamy jeszcze zbyt wielu szczegółów, ale według odpowiedzialnego za fabułę Darby’ego McDevitta ma to przyjąć formę zbliżoną do Origins, a wszelkie nadnaturalne zjawiska będą zależały od osobistej interpretacji gracza. Na dobrą sprawę można przyjąć, że Eivor wcale nie widział boskiego awatara, a jedynie tak mu się zdawało, kiedy w bitewnym szale dał się ponieść powszechnym wówczas wierzeniom – tak ma być przez całą grę. W odróżnieniu od Odyssey prawdopodobnie nie skrzyżujemy więc broni z mitycznymi stworami. Całe szczęście.

Sądząc na podstawie doczasowych doniesień, Assassin’s Creed Valhalla nie będzie dla serii rewolucją na miarę Origins, a „jedynie” kolejnym rozwinięciem przedstawionej wówczas formuły. Dobrze to czy źle: oceńcie sami. Ja mogę z tym żyć, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ciekawe realia. Premiera pod koniec tego roku na PC, XBO, PS4 i kolejnej generacji konsol.


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3207

Obserwujących6

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze