86
11.04.2019, 12:58Lektura na 4 minuty

„Bo przecież w internecie mam wszystko za darmo”. Czyżby?

Adam tłumaczy filmy i seriale, a po godzinach: pisze o grach. Dawid prowadzi własną działalność gospodarczą, a po godzinach: pisze o grach. Joachim doktoryzuje się z filologii polskiej, a po godzinach: pisze o grach. Olek tworzy gry. A po godzinach: pisze o grach.


Mateusz Witczak

Adam, Dawid, Joachim i Olek to autorzy o sporych dorobkach w branżowych pismach i portalach. Na usta ciśnie się więc pytanie: dlaczego piszą o grach jedynie po godzinach? Nieco zawoalowanej odpowiedzi dostarcza tytuł tego felietonu.

Sobór nicejski I – wyznanie wiary
Otrzymanie etatu w naszym segmencie rynku to chwila... o, przepraszam, chwała, w której rozstępują się morza i oceany, anielski orszak zstępuje z niebios, by chóralnie wyśpiewać triumfalny hymn, a na delikwenta spływa wiekuisty snop światła. Jednak zbawienia, jak uczą Pismo Święte oraz praktyka zawodowa, doświadczają nieliczni. Pierwsze publikacje prasowe miałem na koncie jako piętnastolatek. Pierwszą umowę o pracę zobaczyłem dwanaście lat później.

Znalazłem się wówczas w uprzywilejowanej pozycji, bo większość autorów, których teksty znacie z branżowych mediów, para się pisaniem albo po godzinach, albo w ramach freelancerki. W tym drugim wariancie mówimy o ludziach, którzy – gdy czytacie te słowa – zapewne klecą poradnik dla pracodawcy X, recenzję dla pracodawcy Y i wywiad dla pracodawcy Z. A wszystko to w przerwie kawowej na zagranicznej konferencji i – rzecz jasna – już po natrzaskaniu dziennej transzy newsów.

Wiele tekstów powstaje z nożem na gardle, bo wydawca wyśle klucz za trzy godziny, a embargo na recenzję spada za 34 minuty. A przecież taki (chronologicznie anormalny) artykuł to tylko kolejny krok na drodze niekończącego się maratonu zaległości, ponagleń i deadline’ów, na którym już dawno nie widać mety. W warunkach wiecznego pośpiechu i notorycznego zawalenia zleceniami trudno o dbałość o formę, dogłębny research czy głębszą refleksję. A po prawdzie: również o aktualizację kompetencji zawodowych.

Przeskok
Niewielu to mordercze tempo wytrzymuje. Dla większości pisanie o grach okazuje się trampoliną, pozwalającą wskoczyć na stanowisko – na przykład – eksperta ds. public relations. Spójrzmy no tylko na zawodowe biografie ludzi, którzy jeszcze pięć lat temu nadawali ton rodzimemu dziennikarstwu: Marcin Kosman (PSX Extreme i wiele innych mediów) to teraz PR-owiec (dawniej CDP.pl, teraz – na swoim). Mateusz Gołąb (Gamezilla.pl) – również (agencji Galaktus). Tomasz Kutera (Polygamia) był przez chwilę PR-owcem Klabatera, a dziś zarządza zespołem w Wirtualnej Polsce. Być może zastanawiacie się, dlaczego na naszych łamach rzadko goszczą Hut czy Berlin. Otóż obaj umknęli w stronę gamedevu, który – nie pudrujmy – zdecydowanie częściej kusi gwarancją zatrudnienia, opłacaniem składek emerytalnych oraz ubezpieczeniem zdrowotnym.

No i stawkami. Jako nie tak znowu dawny ambasador freelancerów (tych rzeczywistych, a nie anthemowych) przyznaję, że z pisania na umowę o dzieło da się wyżyć. Ale jest to okupione chronicznym brakiem snu, śmieciową dietą (w dłuższej perspektywie: nadwagą), a niekiedy wręcz: rozpadem relacji międzyludzkich. Trudno je bowiem podtrzymać, gdy twój dzień pracy potrafi trwać 21 godzin. Często piętnujemy, jako media, kulturę crunchu u dużych wydawców i developerów, zupełnie przy tym pomijając, że w dziennikarstwie branżowym również temat nie jest obcy.

Nie żeby etatowcy byli w szczególnie komfortowej sytuacji. Akurat ja na zarobki nie mogę narzekać, ale pewien Czołowy Polski Serwis kusił swego czasu pensją rzędu 2,2 tys. zł na rękę. Przy czym kandydat powinien za tę kwotę czuwać nad newsroomem, pisać poradniki, zestawienia, artykuły premierowe, recenzje, tworzyć materiały na YouTubie, odbębniać dyżury w dziale informacyjnym, nie bać się tłumaczeń, jeździć w delegacje, poprawiać prace innych i jeszcze tylko, słowo daję, brakuje na tej liście czesania gości redakcji oraz drobnych prac konserwacyjnych. 

10 najlepszych zestawień
To prowadzi nas do kolejnej kwestii: rachunku ekonomicznego. Zdradzę wam, że miałem kiedyś okazję porozmawiać sobie w taksówce ze świeżo upieczonym naczelnym Pewnego Dużego Portalu. Ów żachnął się wówczas, że pod jego kierownictwem medium „pójdzie w tabloid”. Z perspektywy czasu wiem, że miał przez to na myśli: w zestawienia „top 10 czegoś tam w grach”, publikowanie „newsów” bazujących na anonimowych, spisanych łamaną angielszczyzną doniesieniach 4chanowców oraz w artykuły w rodzaju „Ej, Diablo to było fajne, co nie?”.

Jak być może wiecie, właśnie przyglądamy się trudnościom, na jakie natrafiają gracze z niepełnosprawnościami. Odzew jest ogromny. Jestem w kontakcie z kilkudziesięcioma osobami – twórcami kontrolerów, wydawcami, niepełnosprawnymi developerami, graczami i esportowcami, stowarzyszeniami zrzeszającymi ludzi o różnym stopniu niepełnosprawności (niewidomych, głuchych, osoby z porażeniem mózgowym itp., itd.). Poza dogłębnym researchem muszę zweryfikować informacje u źródeł, umówić się na spotkania i telefoniczne wywiady. To, jestem przekonany, będzie duży, potrzebny tekst... ale przecież mógłbym zamiast tego machnąć wieczorkiem artykuł z cyklu „10 biustów, które zmieniły gry wideo”. Dziennikarskie śledztwo w sprawie zamknięcia skrzydła developerskiego w CI Games albo kultury pracy w CD Projekcie Red to kwestia tygodni. „Beczki w grach: jak to z nimi było?” albo „Gothic – najciekawsze mody” – weekendu. To pokusa, której – mając żony, dzieci i kredyty – trudno nie ulec.

Trafny wybór
Jeżeli – jako odbiorcy – chcemy otrzymywać poważne materiały, powinniśmy poważnie podchodzić do mediów. Nie tylko zresztą tych branżowych – sam płacę abonamenty i kupuję prasę, bo mam przekonanie, że za dobre teksty trzeba płacić. Inwestuję w krytyków, których opinie świadczą o dogłębnym zrozumieniu dzieła, oraz w publicystów, którzy nie boją się wisieć godzinami na telefonach i skrzynkach mailowych. Powtarzając, że „w internecie wszystko mamy za darmo”, sami skazujemy się na recenzje pióra nieobeznanych studentów, zastawienia najfajniejszych bossów od przepracowanych pragmatyków oraz na felietony o głębi stawów ogrodowych popełnione przez osoby, które na co dzień kopią stawy ogrodowe.


Redaktor
Mateusz Witczak

Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.

Profil
Wpisów3462

Obserwujących20

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze