[3 dni z Project CARS] Samochodem dookoła świata
Jako osoba lubiąca się wirtualnie pościgać, potrafię czerpać sporo frajdy ze zwiedzania wirtualnych torów w ciekawych lokacjach. Choć osobiscie preferuję mniej monotonne, wymyślone trasy, trudno mi wzgardzić świetnie odzwierciedlonym prawdziwym torem.
W przypadku Project CARS dostaję obie te rzeczy, a twórcy chyba chcieli iść w rekord biorąc pod uwagę ilość oddanych miejscówek. Powyżej setki różnych tras, w ponad 30 lokacjach to liczby, które robią wrażenie. Wrażenie robi też dbałość, z jakimi zostały przeniesione do wirtualnego świata prawdziwe tory – Nürburgring, Le Mans, Laguna Seca czy Road America to nazwy dobrze znane miłośnikom wyścigów, a to tylko część miejsc, w których przychodzi walczyć o miejsce na podium. Jest też kilka brytyjskich torów, przechwyconych do gry przy użyciu technologii skanowania laserowego – proces ten pozwala na wyłapanie najmniejszych detali co do milimetra, choć trzeba przyznać, że nawet przy „zwykłych”, nieskanowanych trasach, panowie z Slighty Mad Studios świetnie poradzili sobie z odwzorowaniem rzeczywistości, co doskonale pokazują materiały stworzone przez społeczność, ogrywającą buildy gry w wersji beta.
Wśród fikcyjnych tras obsadzonych w prawdziwych miejscach znajdują się też takie, w których trzeba przebrnąć od punktu A do punktu B, zatem nie wszystkie wyścigi polegają na robieniu kółek na zamkniętym torze. Świetnym przykładem jest tor California Highway – kilkanaście kilometrów do przejechania plus dynamicznie zmieniająca się pora dnia przed dotarciem do mety. Robi wrażenie!
Szkoda tylko, że nie pokuszono się o stworzenie prostego edytora tras – szerokie możliwości tuningowania aut w grze aż się prosi o to, żeby zbudować sobie własny tor, by przetestować jazdę bokiem czy rozwijanie olbrzymich prędkości. Na szczęście lista dostępnych miejsc jest na tyle długa, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie.