10
15.11.2014, 18:20Lektura na 4 minuty

Natural Doctrine - recenzja cdaction.pl

Miłośnicy japońskich strategii turowych nie mogą powiedzieć, że są rozpieszczani przez twórców – reprezentanci gatunku pojawiają się w szczątkowych ilościach, więc na wieść o Natural Doctrine, nowej turówce od Kadokawa Games, kilku osobom z pewnością skoczyło ciśnienie, jednak czy słusznie? Recenzja cdaction.pl!


ping

Dostępne na: PS3, PS4, PSV
Grałem na: PS4

Wyjaśnijmy sobie jedno – Natural Doctrine to produkcja w klimatach fantasy, z pięknie rysowanymi, mangowymi artami o doskonałej fa... No właśnie, jakiej fabule? Po szczątkowym wprowadzeniu zostajesz rzucony w wir tutorialowej bitwy, która wyjaśnia ułamek tajników walki. Szybko się okazuje, że twórcy nie chcą sprzedać odbiorcy interesującej historii pełnej fabularnych twistów, Natural Doctrine jest grą stworzoną po to, by gracz cierpiał. Cierpiał na wielu poziomach – począwszy od zderzenia się z zawiłościami w systemie rozgrywki, na wyśrubowanym poziomie trudności kończąc. Magicy z Kadokawa Games stworzyli grę, która zawstydzi nawet największego maniaka konsolowych taktyków, co oczywiście wiąże się z tym, że trudno ją polecić szerszemu gronu graczy.

Bitwy toczą się na mapach podzielonych nie na gridy, jak to zwykle bywa, a sekcje, po których postaci z drużyny mogą się swobodnie przemieszczać. Przemyślane rozstawianie bohaterów to klucz do sukcesu, gdyż będąc w zasięgu innych, można korzystać z przydatnej opcji jaką jest łączenie akcji – w ramach tury jednostki, przy odrobinie planowania da się zaatakować kilkoma sojusznikami jednocześnie. W zależności od ich rozstawienia, do siły ataku dopisywane są procentowe bonusy, jednak trzeba uważać na otoczenie - sterując postacią, która walczy przy pomocy broni palnej, musisz upewnić się, że na linii strzału nie ma jakiejś przeszkody – zdarzało mi się zranić członka drużyny przy kiepsko zaplanowanej akcji. Umiejętne korzystanie z łączenia akcji jest niezbędne do przetrwania w niebezpiecznym świecie, choć trzeba cały czas pamiętać o tym, że identyczne zasady obowiązują przeciwników. Początki z Natural Doctrine były ciężkie – starcia często kończyły się na tym, że wrogowie bez pardonu łączyli swoje kolejne akcje, nie dopuszczając do rozpoczęcia mojej tury. Po paru chwilach mogłem obserwować animację śmierci jednego z bohaterów, co równoznaczne jest z koniecznością rozpoczęcia rozgrywki od ostatniego save’a. Piękny napis Game Over pojawia się na ekranie prawie tak często, jak w przypadku serii Dark Souls, przynajmniej na początku.

Pomiędzy kolejnymi bitwami można poprawiać predyspozycje swojej ekipy – każdy ma drzewko z bonusami do statystyk i umiejętnościami, które odblokowuje się przy pomocy zdobywanych wraz z postępami punktów. Oprócz tego ważne jest dbanie o ekwipunek. Wędrówki po zatęchłych jaskiniach celem podbicia statystyk i zebrania zacnego oręża to tutaj chleb powszedni. Momentami łapałem się na lekkim grindzie, łatwo nie jest, więc sporo czasu upłynie poza głównym wątkiem.

Na papierze Natural Doctrine brzmi dobrze, nareszcie jakaś hardkorowa gra dla gości, którzy zjedli zęby na Vandal Hearts, Tactics Ogre i innych tuzach gatunku. Niestety rzeczywistość prezentuje się inaczej – to gra ciężkostrawna. Starcia straszliwie się ślimaczą, poszczególne animacje trwają zdecydowanie zbyt długo, a oglądanie ich setki razy potrafi znużyć. Trudno oczekiwać dynamiki od tego typu gry, jednak często miałem wrażenie, że niepotrzebnie tracę czas. Denerwował mnie też po macoszemu potraktowany wątek fabularny – ze strzępów historii trudno stworzyć logiczną, interesującą całość. Bohaterowie są niesamowicie bezpłciowi, bliżej im bardziej do szachowych pionków, niż wirtualnych bytów wypełnionych charakterem i emocjami.

Oprawa wizualna również nie wyróżniała się niczym szczególnym, choć grałem na PS4 nie sądzę, żeby gra wyglądała znacznie gorzej na słabszych platformach. Dominowały smutne odcienie szarości, zaś projekty poziomów delikatnie pisząc nie należały do najlepszych jakie widziałem. Sympatycy grania w języku, którego nie rozumieją z pewnością ucieszą się na wieść o tym, że europejskie wydanie Natural Doctrine zawiera również japońską ścieżkę dźwiękowa (oprócz anglojęzycznego dubbingu). Osobiście przystałem przy wersji zlokalizowanej, szybko zapominając o japońskich, piskliwych głosikach.

Po rozpoczęciu przygody miałem mieszane uczucia, z jednej strony cieszyłem się z wyzwania, jakie stawiane jest przed graczem, z drugiej zaś rozgrywka straszliwie się dłużyła i bezlitośnie karała za każdy mały błąd. Upłynęło kilka godzin i doszedłem do wniosku, że coś tu nie klikło. Być może gdyby gra motywowała do dalszego brnięcia ciekawym wątkiem fabularnym, zacisnąłbym zęby i ochoczo zarywał przy niej noce. Niestety zabrakło spoiwa między brutalnym gameplayem, a chęcią zabawy. Jeżeli brakuje ci trudnej, japońskiej turówki, możesz spróbować – dla mniej odważnych przewidziano tryb easy (choć też stanowi on pewne wyzwanie). Ja jednak będę się trzymał sprawdzonych tytułów – wolę kolejny raz skończyć Final Fantasy Tactics, niż męczyć się z Natural Doctrine.

 

Ocena: 2/6

+ Jest hardkorowo

- Jest hardkorowo
- Zabrakło mięsa, fabuła i postaci są słabe.
- Ślimaczące się walki


Redaktor
ping
Wpisów6

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze