43
1.11.2013, 18:00Lektura na 6 minut

[Weekend] Historia pewnego miecza

Wszyscy wiemy, że w Dark Souls umiera się wiele, wiele razy. To kluczowa mechanika rozgrywki, bo nieustannie przypomina o tym, że jeszcze sporo przed nami i wiele musimy się nauczyć. From Software podobną lekcję, ale o wiele bardziej subtelną, zamknęło jednak w czymś jeszcze. W pewnym mieczu, który otrzymuje się z ogona smoka, a którego używają tylko cieniasy...


Berlin

Po kilkunastu godzinach grania w Dark Souls, kiedy udało mi się załapać podstawowy i proste sposoby, by przeżyć chwilę dłużej, wściekałem się, widząc na ekranie kolejne YOU DIED. Ciągle traciłem dusze (waluta, za którą kupuje się przedmioty i nabija levele), ciągle musiałem powtarzać jakieś fragmenty, ciągle coś wyprowadzało mnie z równowagi.

Sto godzin później zainstalowałem sobie moda, który zamiast zwykłego "Umarłeś" krzyczał mi w twarz YOU DIED LIKE A BITCH i za każdym razem, uśmiechnięty, kiwałem głową. Dokładnie to się działo: zdychałem przez nieuwagę i głupotę. A to spadłem z drewnianego dachu, próbując przebiec przez Blighttown, a to uznałem, że nie będę tracić czasu na jakiegoś przeciwnika i po prostu go ominę (mhm, tak, to zawsze działa...).

Ale ta zmiana w podejściu do zabawy, nauczenie się akceptowania porażek, była długim, dosyć męczącym procesem – treningiem, do którego nie podchodziłem zbyt poważnie, przez co nadal nie radzę sobie z niektórymi fragmentami. Wspominam o tym z prostego powodu: ostatnio w redakcji mieliśmy krótką rozmowę o tym, czy Dark Souls da się przejść grindując – napakować postać tak, żeby nic nie mogło jej powstrzymać i biec przed siebie, jak w nowoczesnym FPS-ie. Teoretycznie da się to zrobić, ale nie wierzę, że ktoś może mieć tyle samozaparcia, by rzeczywiście spróbować: From Software zresztą dobrze wiedziało, jak sobie z kimś takim poradzić.

A przynajmniej tak mi się wydaje, bo właśnie podczas tej wymiany zdań przypomniałem sobie o ekstremalnie silnym mieczu, który da się dostać praktycznie na samym początku zabawy. Nie pamiętam gdzie, ale gdzieś usłyszałem o teorii, że twórcy bardzo dobrze wiedzieli o możliwym do wykonania, banalnym triku, by zdobyć go o wiele za szybko i celowo go nie załatali. A może nawet sami podłożyli go graczom, bo chcieli im COŚ uświadomić.

Proszę państwa, oto Drake Sword.

drake-sword_175br.jpg

Drake Sword jest potężnym mieczem – przez ładnych parę godzin gry pozwala kroić wrogów jak masło i sprawia, że rzadko kto stanowi rzeczywiste wyzwanie. Często określa się go „trybem easy”, bo pozwala odetchnąć od bycia nieustannie bitym, poniżanym i miażdżonym przez każdą kolejną lokację i każdego nowego przeciwnika. Do pewnego momentu.

Żeby dostać ten miecz trzeba zrobić jedną z dwóch rzeczy: wbiec na pewien most i pokonać wielkiego smoka, którego ogień zabija w parę sekund, a zachowanie zmienia się na cholernie agresywne po byle uderzeniu. Nie muszę tłumaczyć, dlaczego ta opcja po kilku godzinach grania po prostu odpada. Drugi sposób jest taki: trzeba stanąć pod mostem, wycelować z łuku w zwisający ogon gada i po prostu celnie strzelić. Około siedemdziesiąt razy. Drake Sword magicznie pojawia się w ekwipunku.

To tania zagrywka. Korzystałem z niej wiele razy, bo wiele razy zaczynałem grę od początku, i dopiero po czasie zrozumiałem, jak wielkim jest błędem. Wszyscy hardkorowcy mówili, że nie warto – ostrzegali, że w mitycznym dla mnie wtedy Anor Londo ta broń stanie się bezużyteczna. Bo „się nie skaluje”, bo „jak będziesz ulepszać inne, to okażą się lepsze”. Słyszałem o maksymalizowaniu efektów i optymalizacji środków koniecznych do efektywnego grania, ale nikt nie powiedział mi prostej rzeczy: Drake Sword jest po to, żebym niedługo zaczął dostawać po dupie jeszcze bardziej.

ornstein_175br.jpg

Większość przeciwników, których spotyka się chwilę po dostaniu go, należy do kategorii „łatwi do ubicia”. To rozleniwia, daje złudne poczucie potęgi – Dark Souls zmienia się wtedy na chwilę w zachodnie RPG, w którym im więcej macha się toporem, tym więcej obrażeń zadają topory. Magicznie stajemy się lepsi, bo jakaś statystyka idzie w górę, a nie dlatego, że gramy lepiej. I Drake Sword sprawia, że to uczucie trwa kilka ładnych godzin – ten miecz uzależnia od siebie, zmienia styl rozgrywki w coś sztucznego, coś mechanicznie przypominającego Skyrim.

Ale każdy jest w stanie zauważyć, że w pewnym momencie i tak robi się trudniej. Pojawiają się wrogowie, którzy nie padają po jednym ciosie. Czasami atakują w grupach i efektywne wbicie miecza w plecy nie eliminuje problemu: pozbywa się go na kilka sekund, zanim wstanie z ziemi. Rzeczy przez kilka godzin zupełnie niepotrzebne (parowanie, kontrolowanie tłumu) stają się znowu przydatne, jak na początku gry, bo From Software stopniowo podbija poziom wyzwania. Bardzo powoli – Undead Parish to banał, w Depths problemem może być klątwa (tnąca pasek HP do połowy) i boss na końcu, a w Blighttown ciasnota kładek. Drake Sword radzi sobie z wszystkim, co te miejsca zamieszkuje bardzo dobrze: poziom trudności rośnie mniej więcej tak, jak spodziewamy się, że będzie rósł.

Skoncentrowani na tym jednym mieczu możemy przeoczyć jednak pewną subtelną rzecz: Drake Sword jest potężny, ale się nie rozwija. Pakując punkty w siłę czy w zręczność zyskujemy niewielkie bonusy, ale długoterminowo nie mają one żadnego znaczenia. Ten miecz jest zatrzymany w czasie, w tym jednym wycinku gry, w którym stanowi rozwiązanie dla wszystkich problemów – zafiksowani na nim, przyzwyczajeni do jego potęgi, nie chcemy się z nim rozstać. Długo nie chciałem przerzucić się na słabsze bronie, bo przecież „działał”. Dalej był dobry. Może nie tak dobry, jak wcześniej, ale przecież...

Racjonalizowałem sobie w ten sposób to, że znowu zacząłem dostawać po tyłku. Sen’s Fortress było dla mnie pasmem ciągłego YOU DIED i mozolnie przebijałem się dalej cały czas wierząc, że sytuacja się poprawi. Dopiero wiele godzin później zrozumiałem, że Drake Sword nie jest żadnym rozwiązaniem, ale co najwyżej narzędziem – łatwym sposobem, by przyspieszyć sobie kilka fragmentów gry... jednocześnie pakując wszystkie zdobyte za jego pomocą środki w jakąś długoterminową strategię.

Dopiero później zrozumiałem, że tuż przed Drake Swordem mogę zdobyć Uchigatanę – katanę, która po odpowiednim ulepszeniu i prowadzeniu postaci w konkretny sposób, towarzyszyła mi do samego końca gry. I przez pół NG+, kiedy postanowiłem przerzucić się na Great Scythe. Może i nie było tak łatwo, może z niektórymi walczyłem cztery razy dłużej, ale dzięki temu czegoś się nauczyłem.

I dzięki temu byłem w stanie pozbyć się YOU DIED na rzecz YOU DIED LIKE A BITCH. Bo w pewnym momencie grania, po wielu godzinach, umierać już po prostu nie wypada.

thx_175br.jpg

Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze