6
17.10.2013, 17:15Lektura na 7 minut

Armored Core: Verdict Day - recenzja cdaction.pl!

Dark Souls pokazało jasno, że hardkorowe, japońskie gry akcji wciąż mogą zostać docenione. Zapowiedź kontynuacji Pacific Rim zaskoczyła wielu i udowodniła, że wielkie roboty potrafią sprzedać się i na Zachodzie. A jednak From Software nadal nie może przebić się z serią Armored Core do głównego nurtu. Wielka szkoda, bo Verdict Day udowadnia po raz kolejny, że na to zasługują. Recenzja cdaction.pl!


Cross

ARMORED CORE: VERDICT DAY

Armored Core: Verdict Day
Dostępne na:
PS3/360
Grałem na: PS3
Wersja językowa: angielska

Z jednej strony mam trochę żalu do graczy i dziennikarzy, którzy na wielu portalach potrafią wypisywać peany na cześć Dark Souls, a potem zupełnie zignorować wszystkie inne, czasem nawet lepsze gry stworzone przez Fromsoft. Wiele mówi fakt, że na metacritic.com najwyższą średnią w całej serii Armored Core ma jej druga, chyba najsłabsza część, która jako tytuł startowy na PS2 skorzystała z braku konkurencji i przepychu, na jaki pozwalał rewolucyjny wtedy sprzęt nowej generacji.

Z drugiej strony wiem, że o Verdict Day nikt nie usłyszał głównie przez brak odpowiedniej promocji gry przez wydawcę - Namco Bandai. Poprzedniej części tej szesnastoletniej już sagi o mechach, czyli Armored Core V wbili gwóźdź do trumny poprzez brak koniecznych do utrzymania multiplayera przy życiu patchy. Te pojawiały się tylko w rodzimej Japonii, gdzie grę twórcy opublikowali na własną rękę - poza nią europejską i amerykańską wersję przy życiu utrzymywały tylko garstki fanatyków, które jednak niewiele mogły zrobić w obliczu braku balansu i aktualizacji.

Losy kontynuacji ACV Namco zdaje się traktować równie beztrosko. Verdict Day pojawiło się na półkach sklepowych po cichu, bez porządnego budżetu na marketing, rzucone pod koła rozpędzonego pociągu o nazwie Grand Theft Auto. Jego premiera zaskoczyła więc niejednego potencjalnie zainteresowanego gracza – a szkoda, bo dzięki nowym szlifom, doświadczeniom wyciągniętym z błędów poprzedniczki oraz zniesieniu barier między serwerami amerykańskimi i japońskimi AC:VD okazało się jedną z najlepszych gier wideo o gigantycznych robotach w historii.

Czym są Armored Core? To ogromne roboty, którym From Software zadedykowało już piętnaście gier na konsole Sony (a cztery z nich są dostępne na Xboxa 360).  Fabuła serii zwykle opiera się na podobnym schemacie – świat rozdarty jest przez niekończące się wojny organizacji okrytych mgłą tajemnicy, a szalę zwycięstwa przeważyć może bezimienny pilot o wyjątkowych umiejętnościach. Choć same pomysły na historie często godne są taniej kreskówki, wiele daje im minimalistyczne wykonanie. Skąpa ilość dialogów, subtelne metody budowania świata i uczucie odosobnienia robią swoje. Złote czasy świata Armored Core są zaledwie odległym wspomnieniem. Zostały tylko rządzone przez zimne korporacje ruiny, po których bez celu krzątają się najemni żołnierze i zwykli ludzie harujący na ich utrzymanie. To upadłe imperium technokratów jest w swojej nieczułości niemal piękne, a jego nieludzki urok podkreśla jak zawsze świetny styl graficzny i muzyka zespołu FreQuency prowadzonego przez Kotę Hoshino. Szkoda tylko, że ścieżka dźwiękowa jest tutaj mniej pamiętna, niż zazwyczaj – po jego wcześniejszych kompozycjach spodziewałem się więcej.

No, ale Verdict Day nikt nie powinien kupować wyłącznie dla fabuły, muzyki, czy nawet singlowej kampanii. Misje dla jednego gracza są całkiem sympatyczne i często puszczają oko do weteranów serii, ale czuć, że mają jeden cel – przygotować gracza do walki przez internet. (Jeśli ktoś chce zaznać smaku AC samotnie, powinien sięgnąć po części na PS2). Długie, złożone misje są w Verdict Day świetne, ale jest ich niewiele;  znacznie więcej czasu spędzimy na pojedynkach jeden na jeden lub góra kilkuminutowych zadaniach mających na celu pozbycie się małych oddziałów wojskowych. Wszystko to, aby przez zdobywanie coraz lepszych rankingów odblokowywać kolejne modyfikacje i wykorzystywać je wraz z coraz lepszymi umiejętnościami w walkach sieciowych. A do zwycięstw przygotuje nas nie tylko pole bitwy, ale i warsztat, w którym dokonamy kustomizacji robota.

Kustomizacja to jeden z głównych powodów, dla których fani mechów powinni sięgnąć po Verdict Day. W żadnej innej grze dostosowywanie robota do swoich potrzeb nie daje tyle radości. Możemy zbudować klasycznego dwunoga z ciężkim karabinem maszynowym; możemy stworzyć superlekkiego mecha, który będzie mknął z ogromną prędkością po mapie i ciął wszystkich laserowym mieczem; możemy wreszcie skorzystać z ciężkiej artylerii i gąsienic, by skonstruować robota przypominającego i działającego jak futurystyczny czołg. Do wyboru, do koloru. Każdy wybór części ma tutaj daleko idące konsekwencje: ciężkie roboty są wytrzymałe, ale znacznie mniej mobilne, głowy wyposażone w lepsze kamery tracą zwykle na innych współczynnikach, ręce dopasowane do snajperek mogą mieć problemy z montażem rakiet na ramieniu, kupując generator energii, trzeba wybierać między wydajnością a pojemnością... A prawdziwa zabawa zaczyna się przy wyborze uzbrojenia – pomijając już montowane na ramionach rakiety i akcesoria, wybieramy między pistoletami, karabinami, ostrzami, howitzerami, laserami, działami, snajperkami czy jammerami. Te z kolei dzielą się według zadawanych obrażeń na trzy proste typy – termalne, chemiczne i kinetyczne, których używamy w zależności od konstrukcji zbroi przeciwnika… Chyba już oczywiste, że w warsztacie spędzamy lwią część wolnego czasu?

A kiedy już wygrzebiemy się z trybu kustomizacji, przychodzi czas na gwóźdź programu, czyli cudowne potyczki. Zaczynają się zawsze od ostrożnego rekonesansu, którego dokonujemy, w czasie eksploracji rozmieszczając wokół jednostki zwiadowcze i czekając na wykrycie przeciwnika. W badaniu jego możliwości wykorzystujemy Scan Mode – tryb, który pozwala nam „widzieć” oczami mechanicznych zwiadowców przez ściany i analizować konstrukcję wrogiej maszyny, ale także jest taktycznie wykorzystywany do oszczędzania energii. Następnie zaczyna się walka – lekkie roboty latają nad głowami ciężkich maszyn. Co bardziej mobilne jednostki odbijają się od ścian, by zyskać przewagę poprzez lepszą pozycję. Ktoś odpala system CIWS, by zestrzelić nadlatujące rakiety, ktoś unika strzałów snajpera poprzez manewrowanie między budynkami, ktoś inny jeszcze przełącza się w Scan Mode, by oszczędzić energię konieczną do ucieczki, poświęcając przy tym możliwość ataku. Sukces zależy od zrozumienia pola walki i zdolności własnego robota. Czy mój system lock-on pozwoli mi go dosięgnąć? Czy jeśli go zaatakuję, będę miał drogę ucieczki? On mnie goni, a w moim dziale laserowym zostało zaledwie pięć pocisków – porzucić je na rzecz większej mobilności, czy spróbować go nim zastrzelić? Proste zasady, szeroki wachlarz wyborów, genialny w swojej prostocie interfejs – walki są niemal bezbłędne.

Lojalnie ostrzegam jednak – zanim staną się frajdą, trzeba nauczyć się wszystkiego o Verdict Day. Weterani serii zrozumieją wszystko dzięki eksperymentom, inni będą musieli spędzić czas przy lekturze cyfrowej instrukcji. Bo ta gra wymaga sporo. Dlatego pewnie wielu ludzi może kręcić na nią nosem - o ile przyjemniej jest siąść przy zabawce, która nie wymaga wiele, a bawi od początku! Prawda?

Dla mnie odpowiedź jest oczywista – nie. Eksploracja systemu, eksperymentowanie z uzbrojeniem, opanowywanie zaawansowanych manewrów.  To wszystko bawiło mnie mimo drobnych zgryzów ze strukturą interfejsu menu (parę mniejszych rzeczy jest tu do poprawki), choć wiedziałem, że gra nie jest dla każdego (ale czy to minus?). A kiedy rozkręciłem się w trybie multiplayer, wiedziałem, że będę wracał do niego bardzo często. Powtarzająca się Verdict War, czyli wojna trzech frakcji, w których uczestniczy każdy gracz. Tworzenie drużyn i dbanie o ich dobry ranking. Sieciowe misje kooperacyjne, deathmatche, inwazje, walki z potężnymi bossami. Wraz z genialnym, poprawionym w stosunku do ACV systemem walki i możliwością programowania UNACów – robotów, które można zaprogramować w dużym detalu i którymi zastąpić można żywych graczy... Verdict Day wydaje się mieć przed sobą skromny, ale niezwykle satysfakcjonujący żywot. Szczerze polecam, nawet tym, którzy zrazili się do Armored Core V.

 

Ocena: 5/6

+ marzenie każdego fana mechów,
+ niesamowite możliwości kustomizacji,
+ cudowne walki,
+ daje równie wiele, co wymaga.

- kampanii dla jednego gracza nie zaszkodziłoby kilka bardziej rozbudowanych misji…
- …a tutorialowi przystępniejsza forma,
- parę elementów struktury rozgrywki zasługuje na mistrzowski szlif,
- soundtrack słabszy niż w poprzednich częściach.


Redaktor
Cross
Wpisów2216

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze