14
24.09.2013, 14:06Lektura na 6 minut

Cyfrowi chuligani - Grieferzy

W sieci – w przeciwieństwie do kosmicznej próżni – każdy może usłyszeć twój żałosny skowyt boleści i bezradności. Co gorsza, to właśnie te łzy rozpaczy są pokarmem dla jednej z gorszych internetowych plag – grieferów.


Mr. MiH

Wyobraźcie sobie, że właśnie w tej chwili gdzieś na jakimś serwerze Minecrafta bliżej niezidentyfikowany osobnik bezkarnie ozdabia lawą czyjąś idealną replikę Winterfell. Równocześnie w Call of Duty panoszy się gracz radośnie wysadzający siebie i swoich towarzyszy. Większość z grających w sieci to potencjalne cele grieferów, bo podobnie jak czarna ospa atakują wszystko, co jest w ich zasięgu.

Jądro ciemności
Zacznijmy może od początku – kim w ogóle są grieferzy? Do tego dosyć niechlubnego grona należy w sumie każdy, kto w mniejszym lub większym stopniu przyczynia się do psucia ludziom zabawy, wykorzystując w tym celu najwymyślniejsze taktyki prowokacji i sabotażu. To zjawisko tak stare jak same produkcje sieciowe, sięgające aż do przełomu lat 80. i 90. oraz związanych z tym okresem tworów MUD (multi-user dungeons). Jednym z takich bardziej wiekowych przypadków naprzykrzania się jest atak na społeczność LambdaMOO. W 1991 roku niejaki Mr. Bungle posłużył się specjalnym programem pozwalającym mu na przypisywanie własnych akcji innym postaciom. Biedni gracze nieoczekiwanie zmuszeni zostali do bezradnego patrzenia, jak ich awatary gwałcą się tekstowo na oczach reszty użytkowników. Bo skoro już miażdżyć czyjąś godność, to najlepiej hurtowo i z hukiem.

Sam termin „griefer” został podobno po raz pierwszy użyty w 2000 roku przez fanów jednego ze starszych tytułów MMO, Ultimy Online. Hasło to stało się bardziej oficjalne 23 marca 2003 roku, gdy znalazło się w bazie Urban Dictionary, opisując wspomnianego typa jako „kogoś, kto celowo dąży do rozdrażnienia reszty graczy, a przeważnie swych towarzyszy. Zazwyczaj to osoba słabo obeznana z danym tytułem, posiadająca marne połączenie internetowe oraz pragnąca wyładować własną frustrację”. Większość ofiar grieferów zapewne dodałaby do tej definicji jeszcze cały potok soczystych epitetów, bo tak naprawdę tylko oni zdają sobie sprawę z jadowitości co poniektórych sieciowych sadystów.

Zło złu nierówne
Czy griefing ma w ogóle jakiś konkretny cel poza oczywistym wysysaniem szczęścia z ofiary? Znajdziemy jednostki, które z tego procederu czerpią więcej niż tylko czystą satysfakcję. Na przestrzeni kilku ostatnich lat z odmętów sieci wyłonili się delikwenci, którzy zaczęli tę „rozrywkę” dostarczać całkiem sporej gawiedzi oczekującej chleba i igrzysk. Dzięki YouTube’owi wielu grieferów pokroju Team Roomba czy chociażby Shawna Elliota wykreowało się na celebrytów, prezentując masom swoje wymyślne sposoby nękania ludzi – czy to wykorzystując mechanizmy gry, czy komunikację głosową. Nie mówiąc już o takich klasykach gatunku jak misje „ewakuacyjne” w Day Z, gdy weterani ze śmigłowcem ratują żółtodziobów ze szponów zombi tylko po to, żeby wywieźć ich na oddaloną o całe kilometry od stałego lądu bezludną wyspę, gdzie ocaleni są skazani na śmierć z nudy i głodu. W rachubę wchodzi wszystko, co może sprowokować resztę uczestników do wybuchowej reakcji, a posłużyć mogą do tego nawet sieciowe warcaby.

Gorzej, jeśli trafimy na tych napędzanych czystą rządzą pokazania, że są sprytniejsi i lepsi od otaczającej ich trzody. To przeważnie zaprawieni w boju weterani znający daną produkcję na wylot, co daje im znaczącą przewagę nad nieświadomymi zagrożenia masami. Mowa tu o wybrykach osiągających gargantuiczną skalę, czego idealnym przykładem jest chociażby „Burn Jita”, przekręt do dzisiaj spędzający sen z powiek niejednemu fanowi Eve Online. Cała akcja sprowadzała się do idealnie skoordynowanej rzezi niewiniątek w obrębie strefy handlowej Jita i doprowadziła do sparaliżowania ekonomii gry. W wielkim skrócie polegała na udowodnieniu, że kosmiczna gehenna może dotknąć nawet najbardziej chronione obszary Eve Online. Błogą sielankę bywalców Jita przerwał przywódca frakcji Goonswarm – Alexander „The Mittani” Gianturco – który zorganizował półtora tysiąca popleczników uzbrojonych w ponad 15 tysięcy statków kamikaze. Powyższa armia samobójców wystarczyła, żeby obejść system zabezpieczeń, puścić z dymem setki wartościowych pojazdów, a następnie z uporem maniaka pacyfikować każdego, kto był na tyle głupi, aby zbliżyć się w okolice niegdyś tętniącego życiem centrum Jita. Na wieść o planowanej akcji tradycyjnie otwarci na niestandardowe zachowanie społeczności twórcy z CCP Games nie tylko jej nie przeciwdziałali, ale wręcz wzmocnili architekturę serwerów, by nie padły pod naporem graczy. Taki miesiącami knuty numer to zazwyczaj przepustka do napomkniętej już internetowej sławy, ale niektórym wystarczy sama błoga świadomość, że tysiące ludzi będą przeklinać wyjście danego dnia poza obręb łóżka.

Profilaktyczne elektrowstrząsy
Psychiatrzy mają w swoich podręcznikach przypadłość, która opisem zdaje się częściowo pokrywać z zachowaniem grieferów – osobowość dyssocjalna (zwana też psychopatią lub osobowością nieprawidłową). Owo zaburzenie objawia się między innymi całkowitym ignorowaniem uczuć innych, brakiem zdolności do odczuwania lęku czy winy, tendencjami autodestrukcyjnymi, a także skłonnościami do obwiniania otoczenia za wszelkie błędy. Brzmi znajomo, prawda?

Niestety tu podobieństwa się kończą, bo u naszych „pacjentów” trudno doszukać się reszty symptomów, np. niskiego progu wyzwalania agresji czy nieumiejętności planowania daleko wprzód. Nijak to się ma do spotykanych w sieci wyrachowanych oaz spokoju gotowych całymi godzinami na zimno doprowadzać nas do wrzenia.

Wymienione zaburzenie tyczy się delikwentów, którzy na co dzień bezpośrednio zajmują się prześladowaniem osób ze swojego otoczenia. Na szczęście według statystyk tacy odmieńcy to raptem 3% populacji, ale niewykluczone, że większość z nich zagląda na serwery Minecrafta. Problem polega na tym, że internet nie ma żadnych uregulowanych norm społecznych, a dodatkowo zapewnia częściową anonimowość. Takie środowisko najwyraźniej potrafi nawet u najbardziej wzorowych jednostek wyzwolić pozbawionego zahamowań socjopatę czającego się na kolejnego drażliwego choleryka. Zazwyczaj wystarczy, że griefer żółtodziób chociaż raz zepsuje komuś dzień, a momentalnie wpada w wir pokręconego nałogu. Brak jakiejkolwiek kary, natychmiastowa satysfakcja (czyjś nagły wybuch wściekłości), a niekiedy też aprobata innych graczy – już samo to potrafi działać jak narkotyk. Za rozprzestrzenianie się grieferów niczym zarazy odpowiadają zarówno panujące w sieci bezprawie, jak i bywalcy internetu bezmyślnie zachęcający do dalszego rozrabiania.

Keep calm and carry on playing
Jedyny sensowny wniosek, jaki mi się nasuwa, to „nie należy karmić zwierząt”. Trzeba się pogodzić z faktem, że dołączanie do losowych gier sieciowych przypomina wyprawę do zoo – jeśli nie będziemy zaczepiać prowokujących nas szympansów, istnieje szansa, że pod koniec pobytu unikniemy obrzucenia odchodami. Griefing to zwyczajnie jedna wielka pokręcona wojna psychologiczna, w której kontratak jest równoznaczny z automatycznym postrzeleniem się w oba kolana. Nie wolno dawać się wciągać w bitwy na głupotę, gdzie zaprawieni w boju weterani rozgromią nas doświadczeniem.

 

Grief potężniejszy od gry

Wielu ludzi bawi cudze nieszczęście. Stąd też skrzętnie zaplanowane wybryki niektórych grieferów stają się popularnymi tematami nawet wśród osób, które w dany tytuł nie grały. Przykładem takiego ponadczasowego numeru jest zamordowanie Lorda Britisha (władcy świata w Ultimie Online) stworzonego oraz kierowanego przez Richarda Garriotta. Pewnego dnia w trakcie beta-testów zwyczajnie zapomniał on uaktywnić standardową nieśmiertelność swojej postaci, niechcący doprowadzając do jednego z najsłynniejszych królobójstw w historii MMORPG-ów.

Ba, nawet Second Life dorobił się pokaźnej listy zakłóceń spokoju. Najciekawszą akcją chyba wciąż pozostaje wywiad CNET z Anshe Chung, czyli awatarem Ailin Graef – kobiety, która dorobiła się prawdziwego majątku na handlu nieruchomościami w grze. Spotkanie przygotowano w wirtualnej siedzibie CNET, a przerwał je jeden użytkownik, zasypując Anshe potokiem animowanych penisów i ostatecznie przeciążając serwer ich nadmiarem. To właśnie wyczyny tego typu „wizjonerów” niejednokrotnie przyćmiewają starania samych developerów.


Redaktor
Mr. MiH
Wpisów9

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze