30
21.11.2012, 08:33Lektura na 4 minuty

The War Z - już gralismy

Powiadają, że naśladownictwo to najwyższa forma pochlebstwa. Pal licho, czy The War Z było, czy nie było jeszcze w produkcji w momencie, gdy wybuchła popularność DayZ – porównywania nadchodzącej gry studia Hammerpoint ze słynnym modem nie da się uniknąć. Od słów do czynów przechodzi enki.


CD-Action

„Bitch”. Skradasz się spragniony, z pustym żołądkiem, rozglądając się desperacko za butelką wody czy batonem, wypatrujesz nadziei w zabudowaniach sto metrów dalej. Nagle obraz robi się czarno-biały, a twój bohater po uderzeniu kijem w tył głowy pada martwy na ziemię. Zanim przebiegły oprawca zdąży niespiesznie zebrać wszystkie upuszczone przez ciebie fanty, napisze na czacie otwierające ten akapit słowo. Tobie pozostanie wyjść do menu i wrócić do gry nową postacią lub poczekać godzinę na opadnięcie emocji i respawn tej świeżo ubitej.

Sklep z bronią
The War Z, podobnie jak , mod do Army II Deana Halla, aspiruje do miana symulatora przeżycia w świecie opanowanym przez żywe trupy. Mechanizmy rozgrywki sugerują, że rosyjscy twórcy szukają inspiracji nie tylko w dziele Czechów, ale chociażby w World of Tanks, a także wielu innych tytułach, skąd hurtowo przeszczepiają rozwiązania. Taki urok wersji alpha, gdzie interakcja z graczami pozwala z całej kupy pomysłów wybrać te, które mogą być odebrane najlepiej. Póki co jednak mamy do czynienia z – no właśnie – kupą.

Autorzy nazywają swoją produkcję „zombie MMO”, ale w obliczu faktu, iż na danej mapie może znajdować się tylko do 40 osób, jest to raczej stwierdzenie na wyrost (chyba że uwzględnimy to, iż serwerów są setki, ale zapewne nie więcej niż w takim Battlefieldzie 3). Zaczynamy od stworzenia postaci, którą możemy wysłać w świat bez zapasów i uzbrojenia albo zaopatrzywszy ją wcześniej w gadżety zakupione w sklepie za prawdziwe lub wirtualne pieniądze. Podróżowanie po Colorado (póki co jedynej stale rozbudowywanej mapie) bez czegoś twardego do obijania zombich łepetyn ma swój urok, ale jest głównie domeną wirtualnych samobójców. Wcale nie tak łatwo znaleźć kij bejsbolowy lub toporek, nie mówiąc o niezwykle rzadkiej broni palnej. Tym bardziej że ci, którym zdarzy się położyć dłonie na pistolecie czy karabinie, traktują obcych z wyjątkową nieufnością i lubią kosić ich z daleka.

Pewną rolę w kreowaniu klimatu powszechnej paranoi odgrywa fakt, iż po śmierci cała zawartość naszego plecaka ląduje na ziemi i każdy może się do niej dobrać. A jako że gra na razie w zasadzie w żaden sposób nie zachęca do współpracy, człowiek człowiekowi w The War Z wilkiem.

Grind żywych trupów
Mimo to trudno tu o przeżycie tak pasjonujących historii jak w DayZ – nieskażonych mikropłatnościami, godzinnym oczekiwaniem na respawn bohatera czy zbieraniem punktów doświadczenia (co zresztą w The War Z jeszcze nie jest zaimplementowane, podobnie jak kilka innych kluczowych systemów). Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, iż używając broni białej, bez większych problemów możemy sobie po cichu radzić z zombiakami i napawać się dramatycznie złą animacją okładania nią wrogów. Dzięki temu ze zdobyciem koniecznych do przeżycia pożywienia i wody nie ma większych trudności. W rezultacie psuje to atmosferę zaszczucia i w przyszłości może przekształcić survivalowy tytuł w czysty grind ikspeków lub wirtualnej waluty, jeżeli twórcy zdecydują się rozrzucić ją po świecie.

Coś tu śmierdzi
Mam mieszane uczucia co do wyglądu gry. O kiepskich animacjach już wspomniałem, do tego modele gnijących śmierdzieli są daleko w tyle za tymi z Dead Island (co widać wyraźnie, gdy jak automat okładamy je pałką, na czuja celując w okolice głowy, by wystarczyło pięć ciosów, a nie dwadzieścia pięć). Mapa Colorado bywa niebywale brzydka i nad wyraz urokliwa. Sporo zależy od ustawień szczegółowości grafiki, ale i od miejsca, w którym się znajdujemy. Zachód słońca na wzgórzu czy widok zabarykadowanego gospodarstwa potrafią wywołać przyjemne odczucia. Ohydne tekstury klifów, dziury w modelach głazów czy możliwość zablokowania się w terenie – już nie do końca.

W swojej wczesnej formie The War Z to przede wszystkim symulator oddawania innym z trudem zgromadzonych przez siebie dóbr, który czeka na dodanie wielu istotnych funkcji (np. odpowiadania na wezwania graczy czy pomagania enpecom), od których zależy potencjalny sukces produkcji. Dopóki ich brakuje i póki jest DayZ, nie ma zbytnio po co zaglądać do The War Z.

---

Cieszy:

  • kolejna próba stworzenia multiplayerowego zombisurvivalu
  • duża mapa (160 km2) o zróżnicowanych lokacjach
  •  

    Niepokoi:

  • potencjalny grind
  • jak wiele będzie zależeć od mikropłatności
  • szkaradne animacje walki
  • póki co brak wielu kluczowych mechanizmów rozgrywki

  • Redaktor
    CD-Action
    Wpisów1101

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze