167
19.05.2012, 13:25Lektura na 4 minuty

[Po mojemu] Jak nie zostałem e-sportowcem, czyli nauka od podstaw

Adziorro, what a fail you are – brzmiały ostatnie słowa mojej pierwszej (i ostatniej) gierki w League of Legends. I choć zarzuty co do mojego kalectwa były słuszne, a nakląłem się soczyście, to jedno się nie zmieniło - nie lubię uczyć się gier na pamięć od podstaw.


Adam „Adzior” Saczko

Sam nie wiem, co mnie pokusiło, żeby odpalić LoL. Może była to długość rozgrywki, dzięki której produkcja Riot Games może służyć jako dobranocka dla graczy. Może kilku znajomych, którzy zarywają przy niej noce. Może transmitowany na żywo turniej, który oglądałem z większym zainteresowaniem, niż niejedno spotkanie w Lidze Mistrzów. A może wszystko po trochu. W każdym razie doświadczyłem brutalnego uczucia, typowego dla pierwszy raz odpalonego multiplayera. Człowiek myśli sobie, że wie dużo, że umysł tęgi i palce zręczne, a potem po dziesięciu minutach spotyka go gorzka prawda. W sumie podobnie było z moimi „wyczynami” na Battle.necie, gdy początkowo nie przypuszczałem, że moje umiejętności w Warcraft III są żadne. Ja w ogóle chyba nie jestem stworzony do gry w sieci z dużą rolą taktyki i planowania, bo multiplayer w Gears of War 3, Mass Effect 3 i Assassin’s Creed: Brotherhood  zjadał mi czas całkiem sprawnie i nie szkodziłem drużynie, za to skutecznie pomagałem. Cóż, widocznie „Pambuk” mnie powołał do nieco innych zadań.

Chociaż z matematyki i fizyki byle licealista pewnie by mnie teraz zagiął, to w kwestii gier – nawiązując do Rejsu – ja, proszę państwa, jestem umysł ścisły i mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Szkoda mi czasu na naukę takiego LoL-a, w którym możliwości rozgrywki są ogromne i z umysłem pierwszoklasisty trzeba wkuwać je na pamięć, uprzednio rozgrzewając do białości kości palców u rąk. Podobnie załamałem ręce, gdy FIFA 12 okazała się niesamowicie irytująca przez nowy, mniej dynamiczny system obrony. Czternaście lat wirtualnych treningów i nabytych w tym czasie przyzwyczajeń poszło na odwyk, bo tego samego trzeba się uczyć na nowo. Ludzie, przecież na tym właśnie polega poetyka grania w piłkę na komputerze i konsoli – żeby zasuwać po boisku i zdobywać masy goli. Na tym polega frajda! Dlatego na podwórkowym boisku każdy chce grać w napadzie, dlatego największe gamonie stały na bramce, do diaska. Ostatecznie w ostatniej FIFIE rozegrałem z pięć spotkań, a potem znów rozpłakałem się, gdy wyłączyli mi serwery „dziesiątki”. Trudno, nie ma FIFY po sieci, kuzyna muszę wołać.

I pewnie myślicie, że znajduję filozoficzne wytłumaczenia tego, że nie umiem grać. Fakt faktem, LoL i FIFA 12 są w mojej obecnej sytuacji poza zasięgiem. Ale w takich momentach jestem podświadomie zadowolony z tego, że obecnie mało która gra nie ma w nazwie numerka. Ja nie chcę niczego nadmiernie kalkulować, nie chcę opracowywać swojej taktyki korzystając z sekundnika i calówki, nie chcę traktować gry jak kolejnej dyscypliny nauki. Chcę grać, kurka blaszka, cieszyć się rozgrywką, bo warto śmiać, cieszyć się, warto kochać! A jeśli dostanę po piórach, to dlatego, że czegoś nie zauważyłem, nie schowałem się za ścianę, nie kupiłem amunicji czy coś w tym rodzaju, a nie ze względu na maksymalną wydolność 150 akcji na minutę i nieprzyłożenie się do nauki. I to nie jest tak, że każdej gry trzeba uczyć się na blachę od zera – wspomnę chociażby Minecrafta, który ustalał sporo nowych reguł, a do ich opanowania wystarczyła kartka papieru i otwarty umysł.

Być może dlatego też nie przepadam za ortodoksyjnymi RPG-ami. Jakoś nie przypominam sobie, by bohaterowie jakiegokolwiek dzieła fantasy chodzili dookoła z liczydłem i pergaminem. Takie cuda nie były potrzebne, by pomyśleć, czy lepiej zajść kogoś flanką i ciąć na odlew sztyletem, czy wjechać od frontu i wyrąbać toporem. Decyzje i planowanie nie opierały się na bzdurnych kalkulacjach, tylko na rozsądku i intuicji. Tego wymagam od gier, na szczęście jest takich wiele, więc posłanie do śmieci tych, które na siłę chcą zrobić ze mnie żółtodzioba, nie sprawia mi specjalnego bólu.

Mam duży respekt do e-sportowców. Szanuję ich za to, że rozwinęli swoją pasję i umiejętności do poziomu gwarantującego dochód, o którym ja mogę co najwyżej z zazdrością opowiadać. Na tym jednak moja sympatia się kończy, bo ja ambicji w tym kierunku nie miałem i nie planuję mieć. Nie lubię, kiedy gra prowadzi mnie przez korytarz za rękę nagradzając workiem złotych medali, ale tak samo nie znoszę, gdy muszę z wytrwałością uczyć się w chwilach przeznaczonych na rozrywkę. Ruszyć głową – zawsze, wkuwać i szlifować – nigdy w życiu.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze