69
27.02.2012, 13:56Lektura na 4 minuty

Risen 2: Mroczne wody ? test wersji beta

Kingdoms of Amalur – choć zacny – był jednak tytułem zbyt odbiegającym od kanonu gier RPG, by rzeczywiście mógł pokazać światu, że jest jeszcze „życie po Skyrimie”. Czy Risen 2, produkcja zbudowana w niemal identyczny sposób, ma szansę ściągnąć koronę „Najlepszego w swoim gatunku” z głowy Dragonborna? Testujemy zaawansowaną wersję beta gry!


Hut

Pierwsze wrażenie? Zaskoczenie. Risen 2, choć oczywiście wyprodukowany jest przez ekipę mniejszą (i z mniejszym budżetem), sprawia wrażenie wyjątkowo dopracowanego produktu, w którym nie ma niczego, co mogłoby być dla jego twórców powodem do wstydu. Całość wygląda bardzo dobrze (momentami nawet znakomicie), animacje są odpowiednio wiarygodne (nawet słynne „księżycowe skoki” zostały nieco utemperowane), mamy wrażenie zabawy z grą z wyższej półki. Może nie najwyższej, ale na pewno wyższej niż Risen czy – tfu, tfu – Gothic 4... Jednocześnie to również bez dyskusji „gra Piranha Bytes” z wszystkimi zaletami i wadami tego stanu rzeczy – jest dość trudno (zabić może nawet najmniejszy przeciwnik), walka bywa toporna, choć lokacje porośnięte są raczej tropikalną roślinnością, to i tak czuć w oprawie jakiś taki germańsko-słowiański klimat. Na szczęście wiemy, że przynajmniej na naszej szerokości geograficznej ten właśnie klimat bardzo się podoba.

Akcja gry rozpoczyna się krótkim fabularyzowanym wstępem, który pełni rolę samouczka. Nasz bohater – ten sam Bezimienny z pierwszego Risena – budzi się z pijackiego snu, a my... odkrywamy, że cała historia osadzona jest obecnie w klimatach pirackich. To co prawda nie niespodzianka, bo o tej zmianie ekipa Piranha Bytes mówiła już od dawna, ale ciężko wyobrazić sobie jak duży ma to wpływ na rozgrywkę aż do momentu, w którym sami się o tym nie przekonamy. Tymczasem fabuła dotyka tutaj spraw morskich (wielkich stworów, które wyłoniły się z mórz, terroryzując okoliczne wyspy), przeciwnicy to przedstawiciele słonowodnej fauny (np. kraby), a większość postaci niezależnych to albo szczury lądowe albo marynarze (i marynarki) z włosami potarganymi przez wiatr. Dotyczy to również „katalizatora” dla scenariusza – Patty, córki pirata, którą co bardziej pamiętliwi gracze mogą przechowywać w zwojach mózgu od czasów pierwszej części. To za jej sprawą Bezimienny musi wytrzeźwieć, a potem wyruszać w podróż incognito – nie jest to miejsce na wyjawianie zbyt wielu zawiłości fabuły, dość powiedzieć, że pierwszym celem (który niełatwo będzie osiągnąć), jest zakradnięcie się w łaski kapitana korsarzy.

Zmiany pojawiły się również w systemie rozwoju postaci. Bezimienny jest teraz opisany pięcioma głównymi atrybutami: sprawnością w walce bronią białą, sprawnością w walce bronią palną (!!!), wytrzymałością (dokładniej: twardością), sprytem oraz sprawnością w korzystaniu z magii voo-doo. Każda z nich ma swój własny poziom (nie ma natomiast jednego, ogólnego poziomu doświadczenia postaci), w dowolnym momencie (a więc bez udziału np. nauczyciela), można go podnieść, wydając na to odpowiednią ilość punktów chwały (czyli po niepirackiemu: punktów doświadczenia). To jednak dopiero czubek góry lodowej. Każdy z atrybutów powiązany jest z trzema talentami, które rosną wraz ze wzrostem poziomu danego atrybutu – można jednak podnieść je również w inny sposób, a to za sprawą tzw. umiejętności. To swego rodzaju perki, które dają dostęp do konkretnych form ataku czy zdolności np. w trakcie rozmowy – jest ich grubo ponad 60, a je z kolei „nabywa się” u nauczycieli, płacąc im jednak wyłącznie sztukami złota. Dostajemy więc trzy powiązane ze sobą systemy opisujące zdolności bohatera – w pierwszej chwili można się w tym nieco pogubić, ale po pierwszej nabytej umiejętności wszystko już staje się jasne. Nie jest to system tak elegancki, jak Skyrimowe „rośnie ci to, czego używasz”, ale trudno znaleźć w nim jakiekolwiek słabe strony.

Pozostałe elementy gry utrzymane są w klimacie i stylu jaki znamy z poprzednich gier Piranha Bytes. Moją tęsknotę za otwartym, żyjącym światem RPG, rozbudzoną dawno temu przez Gothica 3 ukoił już oczywiście Skyrim, ale muszę przyznać, że Risen 2 muska te same struny mojej duszy gracza: kto lubi produkcje, w których można odnieść wrażenie, że od naszych działań coś rzeczywiście zależy i że faktycznie kształtujemy świata nas otaczający, ten będzie z Risena 2 zadowolony. Rozmach jest może mniejszy niż w Skyrimie, questów, zadań pobocznych i smaczków też mogłoby być więcej, ale to nie wina Piranha Bytes, że Bethesda przygotowała produkcję, która nawet po 70 godzinach gry zdaje się nie mieć końca. Cała zawartość z Risena 2 da się poznać – na oko – po około 40-50 godzinach, co jak na zachodnią grę RPG jest całkiem przyzwoitym wynikiem.

Wersję beta Risena 2 oceniam bardzo dobrze, nie mam wątpliwości, że fani jedynki (czy ogólnie – serii Gothic) od razu uznają, że to „ich gra”. Żałuję tylko, że nie miałem okazji sprawdzić polskiej wersji językowej – a przecież pełna lokalizacja będzie dostępna na wszystkich platformach (PC, X360, PS3), zatrudniono do niej najlepszych polskich aktorów „głosowych” (i Nergala), a po tłumaczeniu Skyrima jestem dość spokojny, co do jej jakości. Efekt końcowy poznamy jednak dopiero bliżej premiery – czyli pod koniec kwietnia.


Redaktor
Hut
Wpisów4059

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze