54
11.01.2012, 19:00Lektura na 4 minuty

[Po mojemu] Wpłynąłem na suchego przestwór pustkowia

Przejęcie praw do Fallout Online przez Bethesdę to dla mnie wiadomość miesiąca i prawdopodobnie będzie to jedna z najważniejszych wieści, jakie w tym roku mnie spotykają. Wreszcie mogę mieć bardziej uzasadnioną nadzieję, że po zniszczonych pustkowiach nie będę podróżował samotnie.


Adam „Adzior” Saczko

Mam wielki szacunek do Interplay. Patrząc na tytuły, jakimi firma obracała w przeszłości, śmiało można ją uznać za jedną z fundamentalnych marek. Zresztą, choć nie było mi dane ukończyć Baldurów, popołudnie z Opowieściami z Wybrzeża Mieczy u kolegi po raz pierwszy zainteresowało mnie dziś moim ulubionym gatunkiem RPG. Z kolei w Baldur’s Gate: Dark Alliance – chyba niezdecydowany jakiś byłem, bo też nie doszedłem do finału - na PS2 zagrywałem się swego czasu bardzo obficie.

Jednak pomimo sentymentów, zyskanie praw do Fallout Online przez Bethesdę uważam za dobry rezultat sporu ze słynnym wydawcą. Im dłużej trwały przepychanki, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że Interplay występuje z pozycji tonącego, który szuka brzytwy. Od kilku lat wydawca nie miał zbytnio pomysłu na siebie, sytuacja finansowa zmieniała się jak szalona, a przed sprzedażą praw do marki Fallout zadłużenie wynosiło dziesiątki milionów dolarów. Uznanie uznaniem, ale upadłym aniołom trudno jest zaufać.

A stawka jest zbyt duża, by sprawa znajdowała się na ostrzu noża. Świat Fallouta mogliśmy przemierzać wzdłuż i wszerz od początku jego istnienia, a gatunek MMO także pozwala na pływanie w każdym skażonym bajorze i wejście na dowolną kupę gruzu. Obecnie trudno znaleźć lepszych speców od otwartych przestrzeni, niż ludzie z Bethesdy. Nie można zatem powiedzieć, że postapokaliptyczna sieciówka znalazła się w złych rękach. Nieistotne, czy było to Tamriel, czy amerykańskie odludzia – te miejsca poznawało się całymi tygodniami i jeśli ktoś nie do końca pojmuje znaczenie słowa immersja, powinien wybrać się na wirtualną wycieczkę do którejś z wymienionych krain.

Ponadto warto zdać sobie sprawę, że konflikt dotyczy części marki, która jest jednym z największych skarbów naszego ulubionego kawałka popkultury. Choć motyw życia na zgliszczach po wybuchach bomb pojawił się chociażby w latach 80’ w filmach Testament i Threads, a więc ładnych parę lat przed pierwszym Falloutem, niewiele jest produkcji wywołujących tak silne i jasne skojarzenia wśród graczy. Choć nie każda odsłona serii prezentowała równy poziom, byłoby źle, gdyby jakakolwiek gra związana z tak charakterystycznym i uznanym cyklem poszła do piachu. Podejrzewam, że wielu z was nie może odżałować Van Burena mimo znakomitego New Vegas.

Fallout Online może być też próbą sił dla Bethesdy w kwestii multiplayera, z którym firma przebywa w skomplikowanym związku na odległość. Oczywiście, prace nad grą nie muszą spocząć na barkach zespołu odpowiedzialnego za Skyrim. Niezależnie od listy płac, wprowadzenie do portfolio firmy produkcji o tak dużej koncentracji na wielu graczach może być ciekawe. Wiem, były kiedyś różne wyścigi czy wydany przez Bethesdę Brink, ale… nie był to Fallout. Tak samo, jak Blizzard pozwolił mi w 2005 chodzić po Azeroth, równie mocno chciałbym, by na nuklearnych pustkowiach pokazać innym graczom – niczym biblijny Szatan – wszystkie królestwa świata oraz ich chwałę. Chyba się ze mną zgodzicie, że świat Fallouta ma wielki potencjał i aż się prosi, by wziąć kogoś za rękę i powiedzieć „chodź, coś ci pokażę”.

Bez możliwości gry z innymi nie będzie to możliwe. Możliwe, że - powracając na chwilę do wcześniejszego wątku - nie byłoby też doprowadzenie projektu do końca przez chwiejny Interplay. Tymczasem Bethesda po wydaniu kilku głośnych produkcji ma środki, zaplecze i wiatr w żaglach, by odpowiednio się tym wszystkim zająć. A jeśli stworzenie klasycznego MMO byłoby zbyt kosztowne i czasochłonne, z chęcią powitałbym kolejnego Fallouta, opartego na strefach instancjonowanych i przenikaniu rozgrywek singlowych - swego rodzaju hybryda Guild Wars i Dark Souls.

Obok rozbudzonych nadziei są jednak dwie rzeczy, które mnie martwią. I to na tyle, że nie jestem pewny, czy tego tekstu za jakiś czas nie podrę (albo nie podziurawię ekranu, jak kto woli). Primo – losy Fallout Online nie są wcale tak klarowne. Może się zawsze okazać, że zażegnanie sporu to ostatni rozdział w historii projektu, który nigdy nie ujrzy światła dziennego. Drugie primo – jeśli jednak Bethesda zdecydowałaby się na MMO pełną gębą, pod znakiem zapytania stanęłoby potraktowanie warstwy fabularnej. Blizzard pokazał, co znaczy zrobić cyrk z całkiem spójnego uniwersum i doprowadzić całość do takiego stanu, by nie było sensu tworzyć Warcrafta IV (jedna z gier, których nigdy nie chcę widzieć). Falloucie, Louisie Salvatore i Dogmeacie - nie idźcie tą drogą.

Jeśli nazwiecie mnie fanboyem Bethesdy – trochę zrozumiem, może w bardzo skrajnych warunkach cicho przytaknę. W całej sprawie jednak bardziej obchodzą mnie losy Fallout Online, niż ewentualne sukcesy ekipy z Maryland. Zresztą, dużo goręcej kibicuję innym firmom (może ktoś już wie jakich, ho ho). Niezależnie od moich sympatii, wszelkie wiadomości dotyczące postapokaliptycznej sieciówki będę obserwował ze zdwojoną uwagą. Obym nie musiał żałować wiary, jaką pokładam w ten tytuł.


Redaktor
Adam „Adzior” Saczko

Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.

Profil
Wpisów2882

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze