26.09.2011, 17:00Lektura na 6 minut

Sengoku - recenzja

Namęczył się, napocił i nagłówkował, ale dał radę - Berlin zmierzył się z wydanym niedawno Sengoku i postanowił podzielić się wrażeniami z tych kilku nocy spędzonych z grą i butelkami sake. Co było łatwiejsze w spożyciu? 


Berlin

Sengoku
Wersja testowana: PC
Język: angielski

Sengoku to RTS z aktywną pauzą, który ktoś chyba siłą wyciągnął z zakurzonej piwnicy zeszłego dziesięciolecia i na szybko przypudrował, żeby załapać się jeszcze na falę popularności Total War: Shogun 2. Z tej gry można wyłuskać mniej więcej tyle nowoczesności, co sensu z Assassin's Creed i tyle przystępności, co poezji z Duke Nukem Forever. Sengoku jest toporne, archaiczne, trudne i nieintuicyjne - próba przebrnięcia przez to w 2011 roku będzie dla typowego gracza drogą krzyżową bez przystanków.

Problem w tym, że z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu wszystkie te zarzuty po kilku godzinach wstępnej męczarni tracą na znaczeniu. Sengoku potrzebuje ogromnego kredytu zaufania - trzeba uwierzyć, że wie co robi i zainwestować sporo czasu, żeby móc w ogóle pograć. W czasie, kiedy dowolne Call of Duty macha już na dowidzenia, nowa gra Paradox Interactive zaczyna dopiero nieśmiało pokazywać swoje dobre strony - i to jest jej największym minusem, niestety. Żeby przypodobać się graczom potrzebuje ładnych kilku godzin, a jak wiadomo teraz nikt nie ma czasu na podchody.

Wash blood with blood
Piętnasty wiek, Japonia - okres Sengoku. Krwawa łaźnia, w której uczestniczą wszystkie klany i wobec której żaden "władca" nie może przejść obojętnie, bo skończy na okolicznej palisadzie. Nie będę udawał, że jestem oblatany w historii ówczesnej Japonii i nie będę korzystał z fachowej terminologii, bo na palisadach jest bardzo dużo miejsca, ale czuję się usprawiedliwiony, bo Sengoku lekcją historii nie jest. Zamiast uczyć przez zabawę, lakonicznie opisuje kilkoma zdaniami dwa najważniejsze konflikty tego okresu i przedstawia poszatkowaną nimi mapę mówiąc: "Masz, baw się". Zadaniem gracza jest wybranie sobie klanu, objęcie kontroli nad połową Japonii, mianowanie się szogunem i utrzymanie tego tytułu przez trzy lata odpierając armie wszystkich dookoła, którym nasza kandydatura do gustu nie przypadła.

Nie jest to proste - w Sengoku nie istnieje interaktywny tutorial, a jedynie długaśne podpowiedzi tłumaczące większość z funkcji. Nic w tej grze nie prowadzi gracza za rękę, bo żeby w ogóle te hinty przeczytać trzeba się naklikać po wszystkich elementach interfejsu - czasami można nawet odnieść wrażenie, że na ekranie jest więcej tabelek, niż w Excelu. To zmusza do spędzenia długich kilkudziesięciu minut na absorbowaniu informacji jeszcze przed rozpoczęciem jakiejkolwiek zabawy i przypomina raczej nudną lekcję w szkole, niż te bajeranckie samouczki, do których się przyzwyczailiśmy. Najzabawniejsze jest jednak to, że nawet po ogarnięciu wszystkich podpowiedzi nikt nie dostanie gwarancji, że zostanie wzorowym samurajem - to tylko początek długiej drogi. Dalszy etap polega na - mówiąc bez ogródek - dostawaniu po dupie z każdej możliwej strony i uczeniu się na błędach.

Blod og blek
Sengoku nie jest wyrozumiałe - jedyną metodą nauki jest powtarzanie i eliminowanie pomyłek tak długo, aż właściwe decyzje staną się odruchami. Jesteśmy władcą klanu, który musi zadbać o należytą ilość żon, które spłodzą wystarczającą ilość potomków płci męskiej, żeby zapewnić ciągłość dynastii . Musimy zadbać o to, żeby nasi synowie mieli własne żony i o to, by nasza rodzina obsadzała wszystkie ważne stołki - zmniejszymy dzięki temu ryzyko buntu i rozbicia klanu. Musimy wybrać trzech "ministrów", z których każdy zajmuje się trzema sprawami, ale tylko jedną w danym czasie i żonglować ich umiejętnościami po naszym terytorium. Musimy ściągać "bezpańskich" samurajów do naszej osobistej gwardii i rekrutować klany ninja do brudnej roboty, a także wciągać innych władców w spiski, które przyniosą nam więcej korzyści, niż przystępująej do nich konkurencji. Musimy dbać o skarbiec i pamiętać, że prowincja, w której budowane są ulepszenia przez okres budowy daje mniej przychodu, a także o honor - walutę chyba nawet ważniejszą od złota. Honor to dyplomacja - wypowiedzenie wojny kosztuje, odebranie tytułu szlachcie kosztuje... a kiedy okaże się, że nasz ród okrył się hańbą pozostaje tylko rytualne wyprucie sobie jelit i oddanie władzy potomkowi.

W Sengoku trzeba dbać o wszystko - prowadzony przez nas klan musi być sprawnym mechanizmem, a im większy się stanie, tym ciężej będzie zrozumieć jego wewnętrzną politykę. Każdy z nominowanych do zajmowania się podbitymi prowincjami wasali ma swoje priorytety, które niekoniecznie muszą pokrywać się z naszymi. Każda wojna ma swój koszt w honorze, jak i złocie i nie zapomnę, kiedy zaabsorbowany prowadzoną na wszystkich możliwych frontach jatką doprowadziłem mój klan do ruiny zadłużając go na miliony monet. O buncie poddanych wspominać nie muszę, prawda? W Sengoku trzeba uważać na wszystko - możliwe, że podbite prowincje wyznają inną religię i bardzo nie spodoba im się nasza, możliwe że nieopodal samozwańcze komanda wieśniaków z muszkietami staną się siłą groźniejszą od trzech wrogich klanów, możliwe że ktoś spiskował przeciw nam i w ciągu kilku minut z wielkiego imperium zostanie nam tylko jedna, desperacko broniąca się gdzieś w kącie wioska.

Go drum go dance round and round
Wszystko rozgrywa się jednak w głowie gracza. Jeżeli po pierwszych godzinach nie poczujecie się nawet trochę wściekli, że gra robi was jak tylko chce, to raczej nic z romansu nie wyjdzie - trzeba obudzić przy niej ten starożytny zmysł gracza objawiający się słowami: "Co, ja nie wygram?". Do tej produkcji trzeba podejść spokojnie i ostrożnie, a najlepiej na emeryturze, bo sprawdziłaby się najlepiej dekadę temu - w tym specyficznym momencie, kiedy wszystkie gry zaczynały wyglądać ładnie, ale powarkiwały na gracza broniąc, chociażby, swojego absurdalnego poziomu trudności. Ładnych parę lat temu grałoby się w to z przyjemnością i nikt nawet nie zdziwiłby się, że tutorial to tylko morze tekstu, a interfejs składa się z miliarda tabelek i okienek, które pozornie nie mają kompletnie sensu.

W Sengoku nie zobaczycie epickich walk i nie będziecie mieli bezpośredniej kontroli nad flankowaniem wroga na polu bitwy. Zamiast tego spędzicie godziny gapiąc się na zmieniające się wokół granice i będziecie kombinować z którym klanem akurat można zadrzeć i ile będzie to kosztować. Jeżeli uda wam się wkręcić w ten archaiczny model rozgrywki i nie zakrztusicie się starożytnym interfejsem, to prawdopodobnie spędzicie z tą grą wiele wspaniałych godzin.

Prawda - nie jest to gra dla każdego. Nie jest piękna i prawdopodobnie nie jest najlepsza w swojej klasie, chociaż nie jestem oblatany w gatunku na tyle, by wskazać starym wyjadaczom taktycznych RTS-ów coś nowego, ale lepszego. Nie ma "przypadkowego multiplayera" i na tego rodzaju zabawę trzeba umawiać się ze znajomymi (więc nie udało mi się go przetestować), ale już w kilka dni po premierze dopytywano się o mody. Sengoku może mieć przed sobą świetną oldschoolowo-hardkorową przyszłość i zdecydowanie warto dać mu szansę.

Ocena: 7/10

Plusy:
+ Ogromne możliwości - wiele klanów, wiele sposobów prowadzenia rozgrywki
+ Skomplikowana, ale w sposób, który rzeczywiście da się zrozumieć
+ Ładna i estetyczna mapa
+ Im więcej czasu się z nią siedzi, tym więcej minusów staje się plusami

Minusy:
- Bardzo nieprzyjazna
- Chaotyczna
- Wiele godzin musi upłynąć, żeby dało się w to grać
- Brak tutoriala


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze