12
8.02.2024, 14:32Lektura na 11 minut

Recenzja gry The Inquisitor – sernik z gwoździami

Istnieje szansa, że nowy produkt studia The Dust komuś się spodoba. Szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie zdziwi, bo Polacy od lat wykazują naturalną odporność na wysoką zawartość drewna w grach. Nawet z odpowiednim nastawieniem przyjemna przejażdżka to jednak nie będzie, bo Inkwizytor robi wiele, by go zwyczajnie znienawidzić.


Krystian „UV” Smoszna

Już na wstępie muszę zaznaczyć, że nie zaliczam się do grona miłośników twórczości Jacka Piekary, bo też zwyczajnie jej nie znam. Co prawda wieki temu czytałem jakąś książkę o przygodach Mordimera Madderdina, głównego bohatera omawianej gry, ale po latach nie pamiętam z niej praktycznie niczego poza tym, że bardziej przypadłyby one do gustu fanom zespołu Mortification niż Marduka. Do debiutującego dziś Inkwizytora podszedłem więc z czystą głową, bez absolutnie żadnych oczekiwań wobec jakości samej adaptacji. Potraktowałem spotkanie z tą grą raczej jak eksperyment, który ewentualnie mógłby mnie nakłonić do ponownego sięgnięcia po pierwowzór. Ma to oczywiście swoje minusy, a największy jest taki, że nie potrafię dokonać bezpośredniego porównania i stwierdzić, czy wrocławianie ze swojego zadania wywiązali się dobrze.


JA, ZACIEKAWIONY

U podstaw Inkwizytor to przedstawiciel gatunku action adventure, choć zdecydowanie więcej znajdziemy w nim przygody niż akcji. Mamy tu pełną kontrolę nad Mordimerem, którym biegamy po mapie, wchodzimy w interakcje z wybranymi obiektami i rozmawiamy z bohaterami niezależnymi. Możemy też walczyć z wrogami za pomocą miecza, ale w pierwszej fazie opowieści dzieje się to stosunkowo rzadko. Więcej jest za to sekwencji QTE objawiających się w najróżniejszych sytuacjach: czasem unikamy przeszkód w trybie pościgowym, innym znów razem wduszamy przyciski, żeby jakiś przedmiot przesunąć lub podnieść. Nie sprawia to żadnej radości. Często odnosiłem wrażenie, że quick time eventy wrzucono na siłę wyłącznie po to, żeby cokolwiek się działo, bo lwią część tych zdarzeń równie dobrze można byłoby ogarnąć zwykłymi cutscenkami.

Inkwizytor
Inkwizytor

Znacznie większy nacisk położony został na fabułę, co akurat ma swoje zalety, bo trzeba też uczciwie przyznać, że uniwersum stworzone przez Piekarę jest zwyczajnie interesujące. Podoba mi się koncepcja bogobojnych masakratorów, którzy zamiast nadstawiać drugi policzek, w rewanżu dają po mordzie. Mieczem. Chrześcijański fundamentalizm zarysowano w Inkwizytorze bardzo wyraźnie, choć developerzy nie pokusili się o brutalne sceny, a te z takim podejściem do tematu kojarzą się najmocniej. W grze nie tylko nie spalimy nikogo na stosie, ale też nikogo na ów stos nie poślemy.

Jedynym akcentem tego typu są tortury przeprowadzane za pomocą krzesła inkwizytorskiego, przekładające się zresztą na coś konkretnego z punktu widzenia grającego, bo w zależności od podejmowanych przez Mordimera decyzji przesłuchiwany delikwent odpowiada mniej lub bardziej szczegółowo na zadawane pytania. Ten krótki fragment z pewnością nie wzbudzi tak dużych kontrowersji jak głośna scena tortur z Grand Theft Auto V, ale z obowiązku wspomnieć trzeba, że jest w Inkwizytorze obecny.

Główny wątek fabularny prezentuje się przyzwoicie. Co prawda nie jest to opowieść do zapamiętania na długie miesiące, jednak skłamałbym, mówiąc, że perypetii Mordimera nie śledziłem z zainteresowaniem. Był to też jedyny aspekt, który sprawiał, że gra nie odrzuciła mnie już na starcie. Czar prysł dopiero w samej końcówce, kiedy karty zostały wreszcie wyłożone na stół. Dopóki Inkwizytor mocno trzymał się ziemi, dopóty bawiłem się całkiem nieźle, ale gdy wmieszały się we wszystko wątki nadprzyrodzone, zwyczajnie przestało mnie to kręcić. Do negatywnego odbioru finału z pewnością przyczynił się też fakt, że dla odmiany mamy tu sporo potyczek, w tym dwie szczególnie irytujące z bossami. Irytujące przez słabiutki moduł walki, ale do niego jeszcze wrócimy.

Inkwizytor
Inkwizytor

NIEWYBORY

Autorzy starali się mocniej zaakcentować trudne wybory, lecz te określiłbym mianem „walkingdeadowych”, czyli takich, które w istocie nie mają wielkiego znaczenia poza samym faktem ich podejmowania. Nie decydujemy o zmianie układu sił w miasteczku, nie wpływamy też specjalnie na świat. Czasem jedynie od tego, jak pokierujemy rozmową lub coś zrobimy, zależeć będzie los jakiegoś nieszczęśnika. Istnienia alternatywnych zakończeń nie odnotowałem, o co mam do siebie spory żal, ale nie ułatwiła tego też sama gra, która wszystkie dokonania zapamiętuje na jednym sejwie. W każdym razie w finale pojawia się możliwość sympatyzowania z jedną z dwóch frakcji. Jeśli zamierzacie owe opcje sprawdzić i nie chcecie obudzić się z ręką w nocniku, przed skorzystaniem z tajnego przejścia do katakumb koniecznie pchnijcie swój zapis do chmury.

W pozytywnym odbiorze fabularnej otoczki Inkwizytora na pewno pomógł polski dubbing, którego obecność ogólnie uważam za duże wydarzenie, zwłaszcza jeśli spojrzymy na samą grę i to, jak niskobudżetowo prezentują się jej poszczególne elementy. W kategorii walorów produkcyjnych mamy bowiem do czynienia z trzecią ligą „dabel ejów” i trudno porównać to cieszącej się sporą estymą serii A Plague Tale.

Inkwizytor
Inkwizytor

Osobiście wolałbym, aby czas i pieniądze włożone w pełną polską lokalizację zostały przeznaczone na wzmocnienie całej reszty, bo panuje tam przeokrutna bieda, ale podejrzewam, że taki zabieg był celowy. Dzięki niemu gra ma spore szanse uzyskać przychylność rodzimych fanów, zwłaszcza że nasi rodacy odznaczają się większą niż reszta świata wyrozumiałością w stosunku do tak drewnianych kloców. Szału na miarę Gothica z pewnością Inkwizytor nie zrobi, ale mogę się założyć, że po premierze pojawią się pozytywne opinie na temat tej gry i będą one napływać właśnie z Polski.

Jeśli chodzi o prezencję, Inkwizytor to gra wręcz niewyobrażalnie brzydka i tego nie da się obronić. W oczy kłuje absolutnie wszystko poza wyglądem samego miasteczka Koenigstein, bo tylko na nie możemy patrzeć bez wyraźnego zażenowania. Modele postaci? Okropne. Animacje? Straszne. Autorzy chwalą się w napisach końcowych, że używano tu techniki motion capture, ale odnoszę wrażenie, że pieniędzy starczyło na ogarnięcie kilku postaci na krzyż, wliczając w to Mordimera, choć i w jego przypadku nie zawsze jest to regułą.

Przyjrzyjcie się ruchom inkwizytora, kiedy w jednej z cutscenek odprowadza Lilianę. Jego chód wygląda tak, jakby bohater miał PTSD po hulańcach na podrzędnej dyskotece. Poznęcać można się również nad mimiką postaci. Kiedy protagonista się śmieje, co swoją drogą zdarza się niezwykle rzadko, jego twarz nadal wyraża wieczne wkurwienie. Ogólnie prezentuje się to bardzo słabo. Tylko w tym aspekcie trzeba sporo tej grze wybaczyć, a to nie koniec festiwalu wad, bo w Inkwizytorze kiepsko wykonane są też wszelkie kwestie gameplayowe.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Krystian „UV” Smoszna

Gram od 1985 roku i nadal mi się nie znudziło. Miałem być informatykiem, skończyłem jako pismak. Gram w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzę indyki. W branży od 1997 roku.

Profil
Wpisów8

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze