Shadow Tower ? o tym jak From Software wciąż robi jedną grę
Gra nazywała się Shadow Tower i wyszła na pierwsze PlayStation w 1998 roku.
Pamiętam słynne powiedzenie, że pisarz pisze całe życie jedną książkę. I chociaż pomiędzy procesem tworzenia literatury a gier jest milion różnic, to nie bez powodu niektóre firmy oraz twórców kojarzymy z pewnymi tematami, wariacjami i kliszami. id Software i FPS-y, Square-Enix i jRPG-i, Harada i bijatyki…
From Software od zawsze robiło przede wszystkim mroczne fantasy – i chociaż gry takie jak seria Armored Core, Otogi lub Metal Wolf Chaos pozornie temu przeczą, to w istocie to potwierdzają. Zanim zaczniecie wymachiwać rękami i zarzucać mi szaleństwo: From Software to całkiem duża firma. Kluczowi w niej ludzie tykają się różnych gatunków, ale zawsze kończy się na grach w pewien sposób smutnych i na pewno sporo (szczególnie jak na gry) dumających nad istotą człowieczeństwa.
From od zawsze dąży do powtarzania dwóch rzeczy. Po pierwsze – że jako rasa wciąż jesteśmy słabi i skłóceni, zbyt dumni oraz ufni w swoją siłę. Po drugie – stara się przełamać pewne klisze typowe dla gatunków pod względem rozgrywki (z różnym skutkiem, na każdy hit w ich portfolio da się znaleźć przeciętniaka).
I tutaj wracamy do Shadow Tower, które najłatwiej byłoby określić prototypem. Gra, delikatnie rzecz ujmując, nie była sukcesem. Zresztą do czasów Demon’s Souls zawsze obrywało się grom From dokładnie za te same rzeczy. Recenzenci jak mantrę powtarzali – wolne, nudne, trudne, mroczne, ciemne. GameSpot jako zarzut wobec RPG-ów firmy pisał: „The game also didn’t give you much direction; you had to piece everything together yourself”. Zachodni świat Shadow Tower nie chciał.
Ale małe grupki zapaleńców jarały się tytułami, które w przyszłości miały dać nam serię Souls.
Pełen jestem podziwu wobec tego jak na zachodzie gardzi się grami light jRPG – takimi jak Final Fantasy, czy Dragon Quest – wynosząc na piedestały cRPG-i, a zarazem przez ile lat ignorowało się japońskie gry skąpane w zachodniej fantastyce. Nie tylko gry From, ale przednie konwersje Wizardry, jego klony oraz wariacje. Gry w dużej mierze czerpiące również ze świetnej mangi Berserk, która lepiej chwyta dark fantasy w stylu europejskim, niż kiedykolwiek zrobi to zapewne konkurencja. Shadow Tower również sporo wziął z dzieła Miury – wystarczy wspomnieć, że akcja gry rozgrywa się na kontynencie nazwanym Eclipse, a ludzi mutuje tajemnicza mgła. A Soulsy przecież momentami aż ocierały się o plagiat z przygód One-Hundred Slayera…
Shadow Tower przedstawia swój świat w perspektywie pierwszej osoby – nic dziwnego. Jest w końcu niejako tworem pobocznym serii King’s Field, z której From Software już wtedy jako tako słynęło. Wykorzystuje ten sam silnik, bardzo podobny system walki, a nawet część assetów. Ale nie jest King’s Fieldem. Wcale, ale to wcale.
Po pierwsze mamy tu tarcze, z których korzysta się ciągle, są ważne dla rozgrywki i wielokrotnie mogą nam uratować skórę. Po drugie: gra przypomina, że nasz ekwipunek się psuje, a zepsuty ekwipunek to prosta droga do grobu. Wypełniona demonami wieża ciemności to też miejsce, w którym stykają się – niczym bramy lub portale – różne światy. Tak jak w przygodzie bohatera Demon’s Souls odwiedzaliśmy co najmniej trzy kraje (i pięć światów), każdy z własnym lore, historią oraz bohaterami – tak również w Shadow Tower podróżujemy po kilku światach z własną historią.
I na wszystkie z nich również sprowadził zagładę szalony władca, kreatywny destruktor, który dla zmiany poświęcił więcej niż mógł pojąć.
Także rozgrywka – uważanie na poziom wytrzymałości, okrążanie wroga, chodzenie po przerażająco cichych lokacjach pełnych pułapek to przecież motyw używany w grach From momentami już do znudzenia. Shadow Tower nie ma też wbijanych poziomów doświadczenia, a punkty duszy, które sami rozdzielamy na postać. Już tylko smaczkiem jest, że nie używa się klasycznej waluty, tylko wydaje własne HP na reperowanie ekwipunku.
Jeżeli zaś chodzi o poetyckość to przecież King’s Field IV, Shadow Tower, Abyss oraz Demon’s Souls postawiły na końcowego bossa, który nie jest żadnym zagrożeniem dla gracza. Na końcu każdej z nich zabijamy pewną formę bezbronnego, zdeformowanego władcy, który chociaż jest czymś co kojarzy mi się z – cóż – pełzającym ścierwem – wciąż wierzy w swoją wielkość i siłę. Nie dziwne, że część graczy na tyle nadinterpretowała powiązania pomiędzy Demon’s Souls a Shadow Tower, że na filmiku końcowym tej drugiej doszukiwała się przyszłego Allanta, w zbrojach z gry Pursuera, w pierścieniach zapowiedzi Mrocznych Dusz…
Ciemność. Żal za grzechy. Igranie z tym, na co człowiek jest zbyt mały. Wielkość minionych czasów. Wielkość oraz słabość ludzkiej rasy. Mieszanie gatunków. From ciągle robi to samo.
Nie do pominięcia jest również fakt, że człowiek uparty znajdzie we wszystkich grach From koneksje na tyle silne, żeby uznać je nawet za jedno uniwersum. Ale wcale nie o to tutaj chodzi. Tutaj chodzi o szlifowanie i doskonalenie swojej formuły, swojego wyrazu i przekazu w medium, które idealnie nadaje się do prezentowania go w interesujący sposób. W medium bardzo skomplikowanym i cholernie uzależniającym. O wyrażenie tego samego, ale jaśniej i po zdobyciu doświadczenia (odwołując się znów do literatury – Berserk miał swój prototyp, który był dosyć pokraczny, ale postawił podwaliny pod całą serię, Conan Howarda narodził się po zdobyciu przez niego wielu doświadczeń na opowiadaniach z Kullem).
Shadow Tower to w dużej mierze prototyp Soulsów. Chociaż From Software stworzyło znacznie popularniejszą serię King’s Field, to właśnie Shadow Tower miało elementy, które dziś kojarzy się z podróżą do Boletarii, Lordran lub Drangleic.
Niestety podczas gdy Soulsy dostają analizy, podsumowania fabularne, Shadow Tower zostało zapomniane. Na szczęście z wyjątkami – a to na YouTube ktoś pięknie opisuje całość zasad rozgrywki, a to gracze z Rosji czy Turcji stawiają fansite’y gry, a to w Polsce ktoś w kółko o niej wspomina. Nie były jej problemami ani niski budżet, ani słabe tłumaczenie, ani nawet brak reklamy. Jej problemem były złe czasy – czasy, w których nie było jeszcze rozpowszechnionego Internetu. To on pomógł zbudować Soulsom kult, obedrzeć je z tajemnic, odkrywać je razem, umierać razem, pokazać je graczom na zachodzie.
Przekleństwem wielu ambitnych gier konsolowych swoich czasów byli recenzenci – nie rozumiejący gatunków z pozoru pecetowych. Ignorowali je, niesprawiedliwie traktowali i zapominali o nich (co zresztą jest teraz analogiczne w drugą stronę – konsolowe gry akcji są zazwyczaj tajemnicą dla pecetowych redaktorów). I pomimo sukcesów From, ani Shadow Tower ani King’s Field nie pojawiły się do tej pory na zachodnim PlayStation Store.
Ała.
Nie będę jednak budował pomników tej produkcji – bo Shadow Tower postarzał się. Jest wolny, brzydki i źle zbalansowany. Jest dziwaczny i momentami nieprzemyślany pod względem mechaniki oraz poziomów. Pasjonatom to nie powinno przeszkadzać, bo Shadow Tower to wciąż dobra gra. Być może nawet bardzo dobra dla pewnego specyficznego grona, które lubi trudne i toporne przeprawy, z obrzydliwą dziś oprawą, kilkoma wpadkami w projekcie, oferujące w zamian niedzisiejsze, brutalne i piękne w swojej prostocie plątanie się po lochach. W swoich czasach byłaby to zapewne dla mnie gra równie ważna, co System Shock lub Thief.
Nie trafiłem na nią w jej czasach. Trafiłem na nią kilka lat temu, a i tak wywołała u mnie rumieńce na twarzy. Emocje. Poczucie osamotnienia oraz jedności z bohaterem.
Dlatego cieszę się, że Soulsy są przeceniane, bo powoduje to, że chociaż kilku fanów rocznie ogląda się w tył. Na Wizardry, Echo Night, Shadow Tower, Shadowgate, Dark Spire, lub Thiefa. Sam odkryłem te gry nie w momencie, gdy wychodziły. Odkryłem je znacznie, znacznie później, wiedząc już do czego doprowadziły.
A poznać drogę do wielkości to świetna rzecz sama w sobie.
PS: Shadow Tower ma również kontynuację – Abyss, która jest być może nawet najlepszym RPG-iem From Software. Ale o tym innym razem.

From Software wypuściło swojego czasu grę o tajemniczym wojowniku zmagającym się z siłami ciemności. Tytuł w dużej mierze opierał się na wymagającej walce – a dodając do tego porządnie zrobione blokowanie tarczą, zajmującą eksplorację (bez muzyki! sam ambient!) oraz bardzo wysoki poziom trudności kupił sobie przychylność grona maniaków.
Tja, internet znacznie upraszcza byt nietypowym grom.
Świetny artykuł, bardzo dobrze się czytało.
Wszystko fajnie i lubię takie klimaty, ale we współczesnych czasach nie mógłbym grać z taką grafiką. Bo psuje i przesłania wszystko inne.
Więcej takich tekstów. Świetnie się czyta.
Świetny artykuł. Nie znałem wcześniej redaktora Pity, ale tekst jest naprawdę super. Chętnie przeczytałbym więcej. 🙂
Artykuł miód malina. Świetnie się czyta, ani razu nie miałem ochoty przestać. Trzymaj tak dalej.
Bardzo dobry artykuł, właśnie tego potrzebowałem, królika który zawiedzie mnie do nory z inspiracjami dla Dark Souls. Zacząłem oglądać Berserk’a – jest brutalny i dark fanasy’tyczny. Polecam każdemu fanowi gier From Software.
Też całkiem niedawno zacząłem czytać Berserka, a odkładałem to czytanie od dobrych kilku lat. Miło że ktoś się pokusił o napisanie artykułu o wcześniejszych produkcjach From Softu.
@shyppki: lepiej poczytaj, manga jest dużo lepsza (no i wkrótce będzie miała polską premierę). Z gier innych twórców które mają nieco podobne klimaty mogę polecić Baroque, przy czym od razu zaznaczam że remake jest całkowicie wyprany z klimatu a oryginał (Saturn / PS1) jest dostępny tylko po japońsku.