Enki - First Person Salceson
poniedziałek, 26 maja 2008, 16:11
Gdy pochylałem się nad gameplayami z najnowszego Mortyra i Hour of Victory, naszło mnie kilka refleksji (co zdumiało mnie samo w sobie - dotychczas miałem wrażenie, że gry tego typu z założenia mają tłumić, a nie stymulować procesy myślowe). Jedna z nich dotyczyła ostatniego zalewu tanich, niczym nieróżniących się od siebie strzelanin tworzonych przez ludzi, którzy zapragnęli w jak najłatwiejszy sposób zarobić na rozwijającej się branży. Produkcje te jakie są - każdy widzi. Niedopracowane, zabugowane, prostolinijne i kipiące setkami hitlerowców o inteligencji herbatnika.
Naraz przypomniała mi się smutna historia jednego z najbardziej innowacyjnych FPS-ów swoich czasów - który, jak to bywa z geniuszami - zupełnie nie został zrozumiany przez jemu współczesnych. A były to czasy (1999 r.), gdy pierwszy Mortyr aspirował do tytułu wielkiej nadziei polskiej branży na zaistnienie w świecie (oj, zaistniał nam Mortyr, zaistniał...). Gra, o której mowa, zwała się Pył, była produktem polskiej firmy Optimus-Nexus i była koszmarnie wręcz trudna. Sterowanie było ociężałe, bohater biegał tempem żółwia błotnego, skuteczne strzelanie serią wymagało precyzji i skupienia osiągalnych przez mistrzów zen, a stan zdrowia wskazywała zmieniająca kolory kropka. Mimo to, albo właśnie dzięki temu, gra stanowiła prawdziwe wyzwanie. Każdy przeciwnik stanowił śmiertelne zagrożenie, a smaczku starciom dodawała do dziś rzadko spotykana możliwość niszczenia źródeł światła. I było to coś zupełnie nowego.
O nowatorstwie Pyłu (jak i niedorzecznościach - była to chyba ostatnia gra na świecie korzystająca z bibliotek DOS-a!) mógłbym nawijać długo, ale co z tego, skoro rynek nazwał go gniotem, a prasa starła w pył, nomen omen zresztą? Trochę to jednak smutne, że dziś zadowalamy się marnymi growymi salcesonami robionymi według jednego przepisu. I choć w ich stronę również ciskamy kalumnie garściami, to wciąż ich jakby więcej i więcej. A drugiego Pyłu jak nie było, tak nie ma...