35
7.09.2012, 13:56Lektura na 4 minuty

[Pamiętniki z redakcji #4] Spóźnione podróże

Trochę minęło od ostatniego pamiętnika z redakcji, ale niestety doby są o wiele za krótkie i niektóre rzeczy trzeba w czasie odłożyć, ale niektóre rzeczy i tak warto opowiedzieć. Nawet po fakcie. Gamescom był, minął, wszyscy już o nim zapomnieliśmy, ale podróż tam… 


Berlin

Spotkaliśmy się pod Panoramą Racławicką, czyli takim „okrągłym budynkiem gdzie jest jakiś obraz”, jak twierdzą ludzie z innych miast. Na przykład Papkin, który specjalnie z Krakowa zjechał do Wrocławia i musiał czekać na mnie ładnych kilka minut pod Galerią, gdzie miałem być o 7:50, a nie byłem. Qn’ik wyznaczył nam sztywny termin: "Maksymalnie 8:15 się widzimy, albo wsiadamy z Gregiem do samochodu i jedziemy bez was".

Po porannej przygodzie z dosuszaniem ubrań farelką i suszarką (gdybym miał pierkarnik, to robiłoby się z rana ciasto z dżinsów), tramwajem który nie przyjechał i tramwajem, który skręcił nie tam, gdzie miał skręcić dotarłem na miejsce. Odebrałem Papkina i z torbami biegnąc udało nam się jakoś dotrzeć na czas. Ruszyliśmy w drogę.

Do Kolonii mieliśmy jechać ładnych kilka godzin – osiem, czy dziewięć z wliczonymi postojami na stacje benzynowe, papierosy i McDouble , które u naszych zachodnich sąsiadów pojawiły się wcześniej, niż u nas. Podróż umilała nam poezja śpiewana Qn’ika, który ostrzegał nas, że jak nie nagramy swoich płyt, to właśnie tego przyjdzie nam słuchać , oraz przeróżne fascynujące rozmowy pokroju: „Czy Habakuk powinien był nagrywać Kaczmarskiego jako reggae?”.

pzr-4-1_4bbl.jpg

Okazało się też, że na Podlasiu trenuje się zmutowanych wojowników ninja, którzy potrafią – jak Gregu i jego babcia – złapać muchę w locie, czego nie widziałem wykonanego z taką wprawą nigdy wcześniej. Coś za coś, jednak, bo z rozczytaniem mapy było już zdecydowanie trudniej i zdecydowanie sprawniej poradził sobie ajfonowy GPS. Nam planów w ręce nikt nie dawał, bo albo przysypialiśmy, albo Qn'ik jeszcze nie do końca był przekonany, czy się z Papkinem do czegokolwiek nadajemy. Dalej chyba nie jest przekonany, w sumie.

W każdym razie, dotarliśmy do Kolonii pod wieczór i pierwszym, co rzuciło się nam w oczy był fakt, że dwa metry bez reklamy Dishonored to dwa metry stracone. Całe miasto wydawało się żyć tylko i wyłącznie gamescomem – wszędzie były bilbordy gier, oferty specjalne supermarketów, a na chodnikach ciężko było znaleźć kogoś bez jakiegoś rodzaju akredytacji prasowej. Nawet w hotelu wisiało coś takiego:

pzr-4-2_4bbl.jpg

Po zrzuceniu z siebie toreb, zdarcia podwozia kunikowej Hondy i odebraniu kart do pikania przy drzwiach w hotelu, Greg i Qn’ik stwierdzili, że czas zjeść tego wursta, na którego nakręcali się od kilku godzin. W końcu dorwali te kiełbasy w bułce w jakiejś zapadłej dziurze i przekonali nas biednych młodych, że jak już jesteśmy w Germanii, to należy jeść lokalne specjały. Dostaliśmy więc…

pzr-4-3_4bbl.jpg

I mam wrażenie, że do tej pory gdzieś to jeszcze się do mojego żołądka klei, bo jak stwierdził Qn’ik: „Nie łudź się, tego nigdy nie strawisz”.

##
Po ogarnięciu katedry (meh), niby-imprezy dla dziennikarzy (meh) i miasta (meh) zaszliśmy w końcu do hotelu, żeby przygotować plan działania na jutrzejszych targach. Hut obskoczył ważne rzeczy wtorkowe, nasze wyjście zaczynało się w środę i miało skończyć w piątek rano – wszystko to zlało mi się zresztą w jeden koszmarnie długi dzień, bo niedobór snu właśnie w piątek bardzo wdał mi się we znaki. Papkinowi zresztą też, bo kiedy w czwartek siedzieliśmy nad tekstami o piątej rano stwierdził, że chyba jednak musi się położyć i chociaż tę godzinę przespać, bo inaczej nigdy w życiu nie napisze tego wstępu do zapowiedzi Gwiezdnych Wojen. Efekty jego pracy (siedział nad pierwszymi trzema zdaniami chyba półtorej godziny) zobaczycie w nowym numerze - dał radę chłopak.

Ale sam gamescom był przeżyciem naprawdę niesamowitym – bieganie od hali do hali i gubienie się po drodze, sprint do pobliskiego hotelu na jakieś zamknięte pokazy Sony, zupełny brak czasu na jakiekolwiek zwiedzanie i ciągłe poczucie, że coś się dzieje – coś naprawdę fajnego, ale do docenienia dopiero, jak piszczele przestaną wyzywać resztę ciała od !#%!@.

Wracając natknęliśmy się na piękny korek: staliśmy na wyjeździe z miasta chyba z pół godziny, ale zanim zdążyliśmy rozkręcić się z narzekaniem zauważyliśmy ciągnący się chyba z 60 kilometrów korek w drugą stronę. Biedacy próbujący wjechać do Kolonii stali bardzo długo – przeleciała nam prawie cała Qn’ikowa składanka Kaczmarskiego, a kiczowatość obrazka pod tytułem „wracamy do Polski słuchając naszego narodowego barda!” była tak kiczowata, że aż słodka. 


Redaktor
Berlin

Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

Profil
Wpisów1396

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze