14
26.08.2012, 11:25Lektura na 6 minut

[BLOGI] Orkowie Orkom nierówni, czyli kolacyjne porównanie OMD i OMD2

Nasz blogger Kordgorn potraktował sequel Orcs Must Die bardzo poważnie i przygotował ciekawe podsumowanie "jak się ma jedno do drugiego". Zgadzacie się?


CD-Action

Tak szczerze mówiąc, to jakoś nigdy mnie Orkowie nie kręcili. Zielone, zazwyczaj nieświeże mięcho wywalające się spod fałd śmierdzącego tłuszczu. Tego się nawet porządnie ugotować nie da a przy pieczeniu fetor jest tak niesamowity, że kuchmarzyć trzeba z klamerką na nosie. Rodzice zawsze mi powtarzali, że bycie Orkobójcą to dobra zabawa. Pf, nawet zmiana profesji na górnika nie pomogła, bo ta zielonoskóra plaga wszędzie się wepcha. Jak nie węzły magiczne to wózki z rudą. I co tu poradzić?

Orkowie zginąć muszą! Hm, a mogę wziąć urlop?

„Orcs Must Die” nie sprawił, że zatrzęsła się ziemia a ludzie tłumnie ruszyli do sklepów, czy raczej portfeli po karty Visa i Mastecard po to aby oddać swoje ciężko zarobione pieniądze Robot Entertainment które OrkowieMusząZginąć stworzyło. Choć faktem pozostaje że, gra ta, zapoczątkowała pewne poruszenie na rynku elektronicznym i związała ze sobą rzesze fanów którzy chętnie zaczęli mielić, ćwiartować, ciąć i ustrzeliwać zielonoskórych pseudowojowników. Produkcja ta wkręciła się w serca graczy swoją prostotą i płynącą z niej zabawą. Nie uświadczysz tutaj ani skomplikowanej i wielowątkowej fabuły a mechanika rozgrywki skupia się do tego aby skucesywnie wyrżnąć namolnych Orków. Co jest ważne wspomnienia już na samym początku, to poziom trudności który został zaprojektowany doskonale. Gra jest typem produkcji w którą zagrać może każdy ale nie każdy będzie w stanie przejść to samo na najwyższym poziomie trudności lub kręcąc niezłe wyniki. „Easy to learn, hard to master”. Oczywiście sentencja ta prawie całkowicie traci na znaczeniu ze względu na brak trybu sieciowego a jedynie umieszczenie tabeli wyników gdzie możemy się naśmiewać ze swoich słabych znajomych. Większość potyczki na danym poziomie spędzamy przy rozstawianiu pułapek w strategicznych miejscach i psuciu życia Orkom które to za wszelką cenę chcą dostać się do węzłów-mocy-teleportów przez które mogą wydostać się do świata ludzi. No tak, jesteśmy czymś w rodzaju strażnika który ostał się jako jedyny i musi ratować świat. Jeśli chodzi o pułpaki to jest ich dość dużo i każdy znajdzie coś co da mu więcej frajdy w uzyskiwaniu Orczej posoki. W arsenale znajdziemy chociażby strzelające strzałami ściany, wirujące ostrza naścienne czy automatyczną kusze. Warto dodać, że słowo „pułapka” jest tutaj pojęciem dośc względnym ponieważ możemy też do niego zaliczyć paladynów oraz łuczników których istnieje możliwość najęcia.

Konstrukcja map w „Orcs Must Die” jest moim zdaniem wykonana świetnie. Istnieje dużo miejsc gdzie rzeczywiście układanie pułapek daje niesamowicie wiele frajdy a częstokroć przeciwnik nie dotrze nawet do połowy toru swojej wędrówki. Z jednej strony można uznać to za projektowy błąd, że twórcy wykonali dużo „wąskich gardeł” przez co obrona staje się dość monotonna i czasami możemy po prostu stać w miejscu i strzelać, ale daje to naprawdę ogromną statysfakcję gdy widzimy, że Orkowie są niszczeni przez wszelakiego rodzaju rozłożone przez nas sprzęty.

Ogólnie rzecz biorąc w grze znajdziemy więcej mniejszych mechanizmów niż większych, którymi producent mógłby się zachwalać w każdej reklamie, ale jest to jak najbardziej w porządku. Nikt nie faszeruje gracza setką rzeczy których musiałby się wykuć aby poprawnie w rozgrywce funkcjonować. Przykładowo istnieją Tkaczki, dzięki którym możemy wykupić ulepszenia podczas bierzącej rozgrywki np. zwiększyć ilość życia paladynów albo sprawić, że nasze punkty życia będą się samoistnie regenerować. Trochę może przeszkadzać fakt, że główny bohater dysponuje dość małą ilością broni które nie są pułapkami a większość (szczególnie te magiczne) działa na takiej samej zasadzie. Mamy do dyspocyzji, oprócz standardowej magicznej kuszy, miecz i pierścienie którymi możemy podpalać, zamrażać lub (dosłownie) zdmuchiwać przeciwnika.

Wszystko to zostało podkreślone humorystyczną i bajkową oprawą audio-wizualną. Grafika jest miła oraz przyjemna dla oka a widok rozczłonkowywanych Orków jest naprawdę przyjemny.

Orkowie muszą zginąć 2! Czyli coś mi się chyba wylało...

Uruchamiając „Orcs Must Die 2” miałem nadzieję, że otrzymam to samo danie tylko z większą ilością ketchupu. Co prawda, sosu jest więcej tylko, że makaron się troszeczkę rozgotował. Czy był to zabieg celowy? Nie mam pojęcia, jednak mi stanowczo się nie spodobał.

Zacznijmy od tego, że powiększono praktycznie każdy mechanizm o jakieś dodatkowe rzeczy. A to możliwość kupna nowych pułapek i broni, a to każdą rzecz ulepszyć się da, tryb sieciowy dostaliśmy etc. Praktycznie rzecz biorąc otrzymujemy to samo co w pierwszej części gry tylko, że więcej. Ba, nawet muzyka jest ta sama, co swoją drogą doprowadza do szału gdy ten sam utwór świdruje uszy któryś raz z kolei, szczególnie, że w OrkiMusząZginąć było dokładnie to samo. Jednakże, wracam do tego co chciałem w tym tekście przedstawić: złe strony ubijania Orków. A raczej produkcji o ich mordowaniu.

Zielonoskórzy zaczęli przypominać gobliny. Tfu, to są gobliny. Szczerze powiedziawszy teraz wyglądają jak gdyby były maltretowane przez kilka miesięcy z użyciem kremu do nawilżania cery. Tak drobny zabieg sprawił, że przyjemność płynąca z mordowania hord krwi rządnych wojów gdzieś umknęła i została zastąpiona absurdalnym kopaniem wroga. Druga sprawa, że pułapki zostały domyślnie osłabione co spowodowało fakt, że w tym momencie ważniejsze jest to gdzie gracz strzela lub sieka (albo obija, bo gracz otrzymał broń w postaci młota) niż w którym miejscu ustawi wyskakujące kolce czy rozleje olej. Innymi słowy, akcja sprowadziła się do ciągłego biegania i bycia aktywnym tym samym spowalniając akcję.

Następna rzecz która przyczynia się do mojego braku akceptacji tej produkcji to fakt, że poziomy (plansze) straciły swój urok. W pierwszej części istniało dużo korytarzy w których ustawianie pułapek i obserwowanie ich działań było po prostu super. Teraz natomiast, zamiast jednego skupiającego wrogów przejścia są dwa albo trzy i trzeba latać w tą i z powrotem. Więcej się biega niż ustawia pułapki i strzela do wroga.

Natomiast zachwyceni powinni być fani klasy „Mechanik” z gry "Team Fortress 2" ponieważ główny bohater (swoją drogą można wybrać teraz też panią) wyglądem i w sumie zachowaniem bardzo go przypomina. Dostajemy nawet, zamiast kuszy (którą opcjonalnie kupujemy później) shotguna - choć początkowo sprawia wrażenie fajnego zaczyna nużyć i powoduje, że akcja w grze maleje. Jeden strzał co dwie sekundy? Pf! W „Orcs Must Die” domyślna broń strzelała tyle ile wyklikałeś, to było coś.

Jedyne na co nie będę narzekać to humor oraz koniec końców styl graficzny który został zachowany jako charakterystyczny element serii. Orkowie rzucają tekstami typu „A kiedy wolne?” albo „Ja chcę do mamy!” co podczas ich miażdżenia jest dość zabawne. Główny bohater również nie stracił nic ze swojego charakteru i dalej potrafi wspomóc nas w walce jakimś głupawo-śmiechowym tekstem.

Podsumowując to co ma na myśli ten tekst i to co mam na myśli ja – nie kupuj tej gry w ślepo. Ork w worku to rzecz zła. Nawet jeśli byłeś bardzo ekstra zachwycony częścią pierwszą, może się okazać, że dwójka (tak jak i mnie) w ogóle Ci nie przypadnie do gustu. I szczerze powiedziawszy, zamiast przechodzić „Orcs Must Die2” do końca, odpalę sobie jedynkę i przelezę resztę poziomów na trudności "hard".

 

Wpis na blogu autora

----------------------------

Blogi na głównej? Tak, oczywiście! Mamy na stronie CDA wielu utalentowanych bloggerów, których teksty warto przeczytać, a na które moglibyście nie trafić nie mając czasu wchodzić na forum. Będziemy więc wam to ułatwiać publikując co ciekawsze teksty na stronie, a i tym samym nagradzać wysiłki naszych blogowych literatów wystawiając ich wam na pożarcie!


Redaktor
CD-Action
Wpisów1101

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze