3
20.08.2012, 15:09Lektura na 2 minuty

Sly Cooper: Złodzieje w Czasie ? już graliśmy

Jak przystało na rasowego złodzieja – Sly ukrył się podczas gamescomu zarówno w cieniu większych zapowiedzi, jak i pomiędzy stanowiskami z głośnymi Epic Mickey 2 i Rayman: Legends. A choć przed konsolą Papkin siadał kląc i złorzecząc (bo farciarz Berlin ogrywał w tym czasie Dishonored), sympatyczny szop z łatwością ukradł mu kilkadziesiąt minut. 


CD-Action

Zwiedzającym udostępniono dwa, grywalne fragmenty. Podczas poziomu „Copy Cats” kierowaliśmy zarówno Cooperem, jak i znanym z poprzedniczek Murray'em. Obecność tego ostatniego zaznaczała się głównie w minigierkach, podczas których hipopotam pruł z armaty do prowadzących ciągły ostrzał wieżyczek. Z kolei w skórze Sly'a nie tylko przemykaliśmy pomiędzy strażnikami (zasięg ich wzroku wyznaczało światło trzymanych w dłoniach latarni), ale – może przede wszystkim – robiliśmy użytek ze złodziejskich talentów szopa. Wystarczyło wcisnąć na padzie kółko, by zwierzak „przykleił” się do krawędzi, albo wskoczył (i utrzymał równowagę) na powierzchni wielkości szpilki. Zasygnalizowano także nowość w serii – kostiumy przodków, dające graczom specjalne moce. Strój Salima al Kupara – arabskiego protoplasty Sly'a - pozwalał na wykonanie efektownego pchnięcia, ale też na spowalnianie czasu.

Ta druga umiejętność przydawała się zarówno w rozwiązywaniu prostych zagadek środowiskowych (łańcuchy rozpadały nam się w dłoniach, nim zdążyliśmy wspiąć się na górę, drzwi, po naciśnięciu dźwigni, otwierały się tylko na krótką chwilę), ale też umożliwiała wykonanie kilku niełatwych sekwencji zręcznościowych. Wraz z Cooperem szybko dotarliśmy bowiem nad rzekę, której nurt niósł co prawda beczki i skrzynie, ale był zarazem zbyt rwący, by przedostać się na drugą stronę bez drobnego oszustwa.

Kolejne z zadań, "Mechanical Manace", pozwoliło zwiedzającym wskoczyć w ciężkie buciory Sir Galletha. Po błyskawicznym spenetrowaniu wypełnionego pradawnymi mechanizmami kompleksu (i kilkakrotnym uniknięciu spopielenia) – rycerz odłączył wtyczkę „zasilającą” mechanicznego smoka i – wobec swobodnego podejścia Sanzaru Games do kwestii przepływu prądu – przypadkowo uruchomił maszynę. A choć rycerz został pożarty przez jedną z trzech stalowych głów, to niespodziewanie na scenie pojawiła się naczelna femme fatale serii, Carmelita Fox. Jako lisiczka unikaliśmy wystrzeliwanych przez głowy kul ognia, a także przecinających arenę laserów, w tzw. międzyczasie robiąc użytek z blastera. Recepta na poskromienie smoka okazała się prosta, jednak sama rozgrywka – już niekoniecznie.

Od konsoli odszedłem z przyjemnym przeświadczeniem, że planowani na przyszły rok Złodzieje w Czasie rzeczywiście może być dla nieco już zapomnianego Coopera nowym, udanym startem. Nie ma tu jakichś większych udziwnień, jest za to sporo bezpretensjonalnej zabawy i luzu znanego z poprzedniczek. Nie wiem jak wy, ale ja chyba pozwolę ukraść szajce Coopera zarówno czas, jak i trochę pieniędzy.


Redaktor
CD-Action
Wpisów1102

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze