17
20.08.2012, 17:02Lektura na 6 minut

[BLOGI] "Moja ręka zmienia się w pazury", recenzja muzyki z Prototype 2

Zazdroszczę naszemu bloggerowi, DracoNaredowi, czasu na pisanie o muzyce z gier, ale cóż - skoro sam nie mogę, to chociaż pozwolę sobie zwrócić waszą uwagę na jego teksty o tym, o czym tak cżęsto w recenzjach się zapomina.


CD-Action

Podstawowa zasada jakiejkolwiek kontynuacji mówi „więcej wszystkiego”, zwłaszcza gdy chodzi o produkcje nastawione na rozwałkę. W wielu przypadkach sprawdza się to całkiem dobrze i większość elementów zostaje rozwiniętych co najmniej porządnie. Niemniej nieraz pojawia się parę rozwiązań, które obniżają ogólną ocenę. Najbardziej szkoda tych artystycznych.

Prototype 2
Muzyka: Scott Morgan
Wydawca albumu: Activision
(kup/posłuchaj)

Bohaterem Prototype 2 jest tym razem sierżant James Heller, który chce dokonać zemsty na Alexie Mercerze, domniemanym mordercy swojej żony i córki. Przywódca szalejących po Nowym Jorku mutantów obdarza naszego protagonistę wirusem, który zaczął to wszystko. Heller wpada więc w centrum konfliktu między Blackwatch, jednostką próbującą utrzymać porządek w mieście, a potworami Mercera.

Całkiem udana kontynuacja tytułu z 2009 roku przyniosła wiele usprawnień do rozgrywki, a oprócz zmiany kierowanej przez nas postaci, także wymianę na stołku kompozytora. Crisa Velasco i Saschy Dikiciyana zastępuje Scott Morgan, będący też odpowiedzialnym za reżyserię dźwięku w P2. Jednakże wszystko co można powiedzieć o twórczości Scotta Morgana to „nic”, zatem P2 jest najpewniej jego muzycznym debiutem. Nie jest to jednak zaskakujący, powodujący opad szczęki debiut.

Muzyka do Prototype 2 stara się chyba w jakiś sposób podporządkować stylowi jaki przedstawił pierwowzór. O ile twór Crisa Velasco i Saschy Dikiciyana sprawdził się jednak jako całkiem dobra i porządna partytura, o tyle Scott Morgan nie poradził sobie z utrzymaniem tego poziomu. Początek nie zapowiada tej katastrofy. Poza schematycznością i brzmieniem podobnym do przeciętnej muzyki zwiastunowej, Resurrection jest całkiem przyzwoitym i słuchalnym utworem. Od pierwszych chwil kreśli mroczny, niepokojący klimat, który przeradza się z kolejnymi taktami w coś o wiele bardziej brutalnego. Jest moim zdaniem mniej sugestywny i pomyślny niż Alex Theme z pierwszej części gry, ale efektowności nie można mu odmówić.

Niestety, cała reszta albumu gdzieś ten nastrój traci na rzecz gwałtownej łupaniny. Album, który trwa niecałą godzinę, zdominowany został przez partyturę akcji, przez co na odpoczynek nie ma ani chwili. Każdy kolejny utwór korzysta z tego samego schematu – drętwe ostinato smyczków w dolnych rejestrach, przeciętnie rozpisana perkusja i dodatkowo jakaś elektronika, blacha lub inny efekt. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że wystarczy przesłuchać tylko dwu i półminutowego Project Long Shadow aby mieć obeznanie na temat większości utworów. I jest to racja. Dlatego gdybym miał określić resztę albumu jednym słowem, było by to „monotonia”. Nie ma zatem sensu rozpisywać się nad konkretnymi przykładami.

Największy zarzut jaki można przedstawić Morganowi to brak doświadczenia. Czuć także, że brakuje mu podstaw kompozycji. Wspomniane wyżej schematy nie ograniczają się tylko do korzystania z niemal identycznych w każdym utworze, ale i do nudnego wałkowania ich w przeciągu utworu. Pamiętacie może jak przy recenzji Kingdoms of Amalur: Reckoning pisałem o czterdziestosekundowym pokawałkowaniu? Tutaj sprawa ma się podobnie, lecz każda z pozycji w albumie zbudowana jest na kanwie jednego takiego kawałku powtarzanego w kółko, a nie kilku różnych. Najgorsze jest to, że nie uświadczymy tu żadnej melodii, na którą warto zwrócić uwagę, nie mówiąc już o zawieszaniu ucha. Gdyby pojawiła się jakaś i przypominano by nam ją od czasu do czasu, na pewno poprawiłoby to odbiór muzyki.

Trudność pojawia się także w strukturze tych fragmentów. Warto zauważyć, że Morgan bardzo często w przeciągu całego utworu korzysta z jednego dźwięku (ostinato w altówkach niejednokrotnie zamyka się w tercji, co w filmach i grach akcji jest chwytem ogranym do bólu) oraz monofonii. O ile w pierwszym przypadku nie ma wątpliwości, że jest to zagranie nużące, o tyle drugi wymaga nieco wytłumaczenia. Posłużę się przykładem twórczości symfonicznej Antona Brucknera. Monofonia przeplata się w niej z homofonią nieraz. Nie są to jednak rażące cząstki, przede wszystkim dzięki wszechobecnemu wypełnieniu harmonicznemu (oraz bogactwie melodycznym). Na albumie z muzyką z P2, oprócz Resurrection, tego wypełnienia mi bardzo brakuje.

Dodatkowo dostajemy orkiestracyjny banał. Jak już to wspomniałem, prym wiodą smyczki, a zwłaszcza ich dolne rejestry, oraz perkusja, a od czasu do czasu pojawia się blacha i elektronika. Scott Morgan użył tych środków w sposób najprostszy z możliwych - nie dostaniemy brzmieniowej różnorodności, technicznych niuansów czy oryginalnych pomysłów. Owszem, chociaż kompozytor daje nam jakieś urozmaicenia jak organy w Salvation, fortepian w A Labor For Love czy bardziej angażująca elektronika w The Flytrap, jest to jednak droga przez mękę. Ponadto, samo wykonanie razi potworną sztucznością – kompozytor nie postarał się o to aby instrumenty nie brzmiały jak z komputera. Nie ma tutaj chwili, podczas której coś nie wwierca nam się w mózg i nie próbuje zniszczyć ośrodków słuchowych. Nawet przy spokojniejszym utworze, jakim jest The White Light, ma się ochotę wyłączyć album, bo to aż boli.

Obcowanie z muzyką w grze wspominam chłodno. Nie można też powiedzieć, że ilustracja jest dobra albo przyzwoita. Jest przeciętna, albo nawet słaba. Zaznacza się niedobór wyrazu i motywów, czegoś, po czym można by zapamiętać ją na dłużej, bo w uchu nie zostaje nic. W najlepszym przypadku sprawdza się zatem średnio, a i tak przypadki te zdarzyły się tylko raz czy dwa.

Jedyny plus jaki znalazłem w muzyce to spójność, ale i tak jest to zaleta bardzo niejasna. Owszem, poczucie całości jest bardzo silne, ale głównie przez niemalże łopatologiczne powtarzanie tych samych chwytów. Ile razy bowiem można słuchać tego samego? Niezwracanie uwagi na oprawę muzyczną w grze jest możliwe, bo nie angażuje słuchacza, lecz, tak czy siak, w pewnym momencie można zauważyć, że wszystko brzmi dokładnie tak samo.

Ciężko ocenić dzieło Scotta Morgana inaczej niż jako gniot. Prototype 2 dostał od niego niesamowicie nudną i monotonną muzykę, niewiarygodnie męczącą na albumie i kiepską w grze. Brakuje w niej wszystkiego – różnorodności, ciekawego pomysłu, przynajmniej przyzwoitego wykonania, nawet strzępkowej melodyki, nie mówiąc już o podstawach kompozycyjnych. Jedynie Resurrection trzyma jakikolwiek poziom, lecz nie ratuje całości od zesłania do czerwonej strefy. Album ten brzmi zatem jak robota totalnego amatora i jest jedną z najgorszych pozycji w tym roku.

*(Tłumaczenie bardzo ogólne) monofonia – jeden głos prowadzi melodię, ewentualne pozostałe go dublują; homofonia – melodia prowadzona jest przy akompaniamencie akordów.

Lista utworów:
1. Resurrection 3:14
2. Project Long Shadow 2:38
3. The Lab Rat 3:25
4. Operation Flytrap 3:09
5. Feeding Time 2:57
6. Salvation 4:50
7. Natural Selection 3:34
8. The White Light 3:07
9. Taking The Castle 4:20
10. A Maze Of Blood 3:03
11. A Stranger Among Us 4:01
12. A Nest Of Vipers 2:47
13. Fly In The Ointment 3:12
14. Burned From Memory 3:27
15. A Labor Of Love 2:48
16. Murder Your Maker 5:25
Czas trwania: 53:57

 

Tekst na blogu autora

----------------------------

Blogi na głównej? Tak, oczywiście! Mamy na stronie CDA wielu utalentowanych bloggerów, których teksty warto przeczytać, a na które moglibyście nie trafić nie mając czasu wchodzić na forum. Będziemy więc wam to ułatwiać publikując co ciekawsze teksty na stronie, a i tym samym nagradzać wysiłki naszych blogowych literatów wystawiając ich wam na pożarcie!


Redaktor
CD-Action
Wpisów1101

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze