9
15.06.2012, 20:39Lektura na 5 minut

[BLOGI] Nowe szaty króla

Dla jednych remake’i to idealna okazja by zapoznać się/zagrać ponownie w tytuł który dzisiaj jest co najwyżej niebrzydki, dla drugich to po prostu dobitny przykład wyciągania trupa z spróchniałego grobu. Kto ma rację? W swoim tekście "Nowe szaty króla" przygląda się tej sprawie nasz blogger Soaps.


CD-Action

MODA NA NOWOŚCI
Nie da się ukryć, że ostatnio rynek growy ostro „obrósł” w reedycje starszych gier, a trend ten będzie wciąż wzrastał, zapewniając twórcom duże zarobki często, stosunkowo małym kosztem. W teorii taki pomysł sprawdza się znakomicie bo jest swoistym wyjściem naprzeciw oczekiwaniom odbiorcy. Jedyne na co sprawiedliwie możemy narzekać przy takich tytułach to jakość wersji HD, która czasem okazuje się dużo gorsza niż u konkurentów. Cała reszta to jest to co już doskonale znamy lub na co byliśmy od początku przygotowani czyli podbita do HD oprawa graficzna z opcjonalnym 3D ewentualnie z jakimiś pierdołami wciśniętymi na płytę, aby nie psioczyć na zbyt „biedną” zawartość. Niektórzy pokazali iż remake’i można robić pełną gębą (Halo CE: Anniversary Edition, Oddworld: Stranger’s Wrath), ale tytuły te nie sprzedały się wcale lepiej niż standardowe reedycje co tylko pokazało brak sensu inwestowania w taki lifting za dużo pieniędzy, najwierniejsi fani i tak łykną ukochaną grę bez popitki. Cała magia grania w reedycje polega wszak na wyobrażeniach tego jak, niegdyś uwielbiany przez nas tytuł wygląda po latach, a przede wszystkim czy wciąż sprawia tyle frajdy co wtedy.

WITAJ PO LATACH
Będąc w sklepie, spoglądając na kolejne kolorowe okładki gier, rzeczywiście można łatwo ulec urokowi, wszak to co dobrze znamy, a co nam się podoba winno smakować najlepiej. I tu pojawia się największy haczyk, sęk w tym iż wspomniana wcześniej teoria doskonale sprawdza się w praktyce dojąc portfele kolejnym osobom, ale ku mojej uciesze tylko połowicznie, większość osób które odbiły się solidnie od reedycji HD raczej nie będzie wracać do takiego „samo uszczęśliwiania”. Z drugiej strony świetnie zrobione wersje HD gier Ico i Shadow of the Colossus pozwalają wierzyć iż ten biznes ma przyszłość, w końcu większe zarobki wydawców są porównywalne z późniejszymi efektami prac nad całkowicie nowymi tytułami (wyższy budżet to zawsze spore ułatwienie prac nad grami). Jeśli remake’i pozostaną tylko niezłą propozycją na odnowienie wspomnień to uważam iż możemy je zaakceptować w takiej formie jaką egzystują obecnie, ale co jeśli zawojują ważniejszą część rynku (co raczej jest mało prawdopodobne)? Wtedy cała branża gamingowa jak jeden mąż zacznie ochoczo truchtać w miejscu, co zbyt długo nie umknie uwadze graczy.

Era reedycji HD jest opłacalna z jeszcze jednego powodu, przez tyle lat gracze poznali bardzo wiele różnych tytułów, a twórcy mają coraz mniej pomysłów na nowatorskie rozwiązania we własnych grach (bo przesadzenie z innowacją też rzeczą dobrą nie jest, a przynajmniej niezbyt opłacalną), a rynek hurtowo zalewany jest swoistą „armią klonów”, czyli pozycjami które chociaż się od siebie różnią, są w gruncie rzeczy takie same. Z remake’ami starszych tytułów jest trochę jak z lizakami: gdy ludziom znudzi się smak truskawkowy tworzy się ten sam smaczek z większą ilością chemii i nazywa smakiem truskawkowo-joghurtowym. I co? I ludzie się na to nabierają, kupując to co wcześniej im się przejadło w innym opakowaniu i z większą ilością cukru. Nie da się ukryć, reedycje HD mają swoje lepsze (Metal Gear Solid,) i gorsze (Splinter Cell) dni pchając jednocześnie rynek w niestety niezbyt komfortowy dla konsumentów trend wydawania jednej gry w wielu, niewiele się od siebie różniących, edycjach.

ALE JA MAM BLUREJA!
Ale trzeba nam pamiętać iż takowe praktyki to nie tylko domena gier, wszak wydawcy filmów także dostrzegli ten jakże kasowy biznes i zaczęli wydawać odświeżone wersje filmów, które noszą, nadany im przez kulturę, status kultowych. Czy także w większości przypadków są to półprodukty nastawione tylko na zysk? Odpowiedź na to pytanie leży gdzieś pośrodku, ponieważ zdarzają się naprawdę wybitne dzieła, odpowiednio odświeżone i dopieszczone masą dodatków jak i typowi wyżeracze portfela. W produktach tego typu najbardziej ze wszystkiego liczą się trzy czynniki: obraz (często w ogóle nie podbity do wyższej rozdzielczości tylko odpowiednio skalowany co daje niekiedy tragiczny efekt), dźwięk (poprawiony to znaczy w tym przypadku oczyszczony z szumów i dostosowany tak, aby grał przestrzennie) i cena (ludzie to nie są durnie i nie wydadzą dwustu złotych za półtorej godziny filmu, którego jakość pozostawia wiele do życzenia, stąd większość wydawców pakuje na płyty prócz filmu tonę dodatków mających uatrakcyjnić zestaw). Z pozoru ktoś, kto posiada jeszcze sprawnie działającą wersję DVD jakiegoś klasyka powinien na takie wydania pluć z pogardą, a przecież takowe remake’i są kierowane do fanów, którzy na pewno je posiadają.

Niby można się ratować odbiorcami nie mającymi wcześniej do czynienia z odświeżanymi produkcjami, ale czy jest ich tak wiele by zapewnić wydawcom uczciwy zysk i uczynić z remake’ów opłacalny biznes? Nie, bo to właśnie z tego trzyliterowego wyraziku bierze się cały szwindel reedycji. Fani są kuszeni nową zawartością i jakością acz w rzeczywistości dostają coś, co mają i znają już do dawna. A jeśli film okaże się rzeczywiście dopieszczony i zostanie kupiony z masą zaplecza? Wtedy po prostu trzeba się cieszyć z dobrze wydanej gotówki, nie zastanawiając się zbyt długo, rzecz jasna, dlaczego było jej tak dużo. Jeśli jesteście pewni iż odświeżona wersja ukochanego filmu (lub filmów) was nie zawiedzie, brać póki gorące, nawet ja sam mam na półce kilka filmów w różnych (także tych nowych na Blu-Ray) wydaniach. Co od siebie polecę? Bliskie spotkania trzeciego stopnia Spielberga, Star Wars i Obcego. Mimo cen (szczególnie drugiego i trzeciego, ale pamiętajmy iż są to zestawy zawierające wszystkie części) warto rozważyć.

MUĆKI DO ZAGRODY
Wiele było w tym tekście narzekania i nieprzychylnych opinii na temat reedycji, ale nie zrozumcie mnie źle, ten biznes ma sens, a tytuły w niego wchodzące są niekiedy naprawdę warte zakupu, ale stosunkowo zbyt łatwo potknąć się o typowy wyciągacz kasy fanów. Może i nie wszyscy traktują klientów jak dojne krowy, ale na pewno coś w tym jest, wszak i tutaj liczy się kasa, a ona, jak wiemy, zawsze się liczy, nie zapominajmy o tym. 

 Wpis na blogu autora przeczytacie TUTAJ.


Redaktor
CD-Action
Wpisów1100

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze