10
23.04.2012, 20:30Lektura na 4 minuty

[Leniwe poniedziałki] Kickstarter vs. Gambitious

Wiele już napisano o „kickstarterowej rewolucji” zapoczątkowanej przez Tima Schafera i Briana Fargo. Skorzystać na niej postanowili też pewni Duńczycy, którzy zapowiedzieli powstanie alternatywy dla Kickstartera - usługi Gambitious mającej koncentrować się wyłącznie na grach. Czy ma ona jednak szanse w starciu ze swoim starszym bratem? Mam co do tego poważne wątpliwości.


Piotrek66

Kickstarter okazał się już w kilku przypadkach – zgodnie ze swoją nazwą zresztą – prawdziwym kopem na rozpęd i jednocześnie katalizatorem, który zachęcił developerów do korzystania z modelu crowdfundingu. Czyli, na przykład, finansowania prac nad daną grą przez samych graczy. Założenia amerykańskiego portalu są bardzo proste: twórca udostępnia plan docelowego projektu w ramach Kickstartera, a chętni korzystając z serwisu wpłacają określoną kwotę, wykupując sobie m.in. dostęp do pełnej wersji produkcji po jej debiucie.

System ten działa więc prawie tak, jak składanie zamówień przedpremierowych. Jednak tym, co odróżnia go od zwykłych pre-orderów to wartościowsze bonusy (a nie ubranka, mapy czy pakiety broni) – gracz nie tylko dostaje kopię gry, ale także inne dodatki. Oprócz edycji kolekcjonerskich, artbooków czy dostępu do testów beta można „zgarnąć” spotkanie z developerami czy ich autograf. I to jest fajne – użytkownicy w zamian za datki dostają znaczące upominki.

Nieco inaczej ma działać serwis duńskiej firmy Gambitious, który ma być grową alternatywą dla Kickstartera. Jak wyjaśniają jego twórcy, mający zadebiutować na targach E3 serwis nie będzie opierał się na dobrowolnych datkach, a na wykupywaniu udziałów w danym projekcie. Co to oznacza? To, że dzięki temu po premierze gry jej inwestorzy będą na niej zarabiać – zyski generowane przez nią mają być rozdzielane wśród użytkowników, którzy wspomogli twórców według posiadanych udziałów. Brzmi fajnie? Na pewno – kto nie chciałby zbijać kasy na swojej ulubionej produkcji? Niestety to tylko pięknie brzmiąca teoria.

Zacznijmy od tego, że w dniu startu serwis firmy Gambitious będzie w porównaniu z Kickstarterem tak naprawdę mało znany, a co za tym idzie przyciągnie do siebie mniejszą liczbę popularnych i renomowanych twórców gier. Portalem zainteresować się mogą (przynajmniej na początku) początkujący developerzy i „indyki”. Reszta pozostanie raczej przy sprawdzonym, bezpiecznym i znanym Kickstarterze.

Wiąże się z tym kolejny problem. Nie oszukujmy się – gry niezależne bez względu na swoją głębię artystyczną nie mogą konkurować pod względem sprzedaży z wysokobudżetowymi hitami. A jeśli produkcja nie odniesie sukcesu, wygeneruje niewielkie zyski i inwestorzy zarobią tyle. co nic.

Załóżmy jednak, że trafi się pewien „rodzynek” – gra bijąca rekordy popularności, do której stworzenia potrzeba było jednak sporej ilości pieniędzy przekazanych przez równie dużą liczbę inwestorów. Znowu zyski poszczególnych graczy będą niewielkie – nawet jeśli gra zarobi kilka milionów dolarów, to po podzieleniu tej sumy na kilkunastu tysięcy użytkowników, zostanie stosunkowo niewielka kwota. Zwłaszcza, że przecież wszystkie pieniądze nie pójdą do inwestorów – w końcu developerzy też muszą zarobić, prawda? A jeśli odniesiemy tę sytuację do poprzedniego scenariusza (czyli niska sprzedaż, duża liczba inwestorów), to zyski będą symboliczne.

Z inwestorami jest jeszcze jeden problem. Jeśli inwestuję w grę i wykupuję w niej udziały, to chcę mieć realny wpływ na jej ostateczny kształt. Teraz wyobraźcie sobie, że takich jak ja może być od dziesięciu, przez stu po kilkanaście tysięcy. Każdy z własnymi pomysłami, wizją i koncepcją. Oraz żądaniem uwzględnienia ich w realizowanym projekcie. Może więc dojść do sytuacji, w której chcąc zaimplementować wszystkie pomysły developerzy wypuszczą na rynek grę nijaką, zawierającą w mniejszym lub większym stopniu bezsensowne rozwiązania. Choć tutaj liczę na to, że twórcy gier w jakiś sposób zdołają usystematyzować propozycje nadsyłane przez inwestorów i odsiewać te mało przydatne.

Oczywiście nie wiemy, jak dokładnie funkcjonować będzie serwis firmy Gambitious, ale coś mi się wydaje, że inwestorzy prócz udziału w potencjalnych zyskach mogą liczyć jedynie na darmową kopię gry. Biorąc pod uwagę fakt, że developerzy zarobkami będą dzielić się z użytkownikami portalu, wydaje się mało prawdopodobne, że będą oferowali dodatkowe bonusy, które przecież też kosztują. To kolejna rzecz działająca – w teorii – na korzyść Kickstartera. Mając do wyboru śladowe zyski ze sprzedaży lub wartościowe bonusy wybrałbym to drugie. I coś mi się wydaje, że podobnie uważa spora część społeczności graczy. A może się mylę?

Oczywiście głupotą byłoby przesądzanie o wygranej lub przegranej jednego z portali. Na razie wiemy zbyt mało o serwisie Duńczyków. Jedno jest jednak pewne – rywalizacja z Kickstarterem będzie trudna, a przyciąganie użytkowników perspektywą łatwego zarobku może nie wystarczyć.


Redaktor
Piotrek66
Wpisów17556

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze