41
23.01.2011, 16:20Lektura na 8 minut

Handheldämmerung czyli czy Zmierzch Konsol Przenośnych to prawda czy mit?

Dziennikarze uśmiercają wszystko co się da, tak często jak się da. Jeżeli uważnie obserwujecie media maści wszelakiej zauważyliście na pewno, że heavy metal umarł w latach osiemdziesiątych, a gry komputerowe w okolicach pierwszego Dooma. A może nawet wcześniej? Ostatnio słyszałem nawet o rzeczach, które już są martwe, a jeszcze się nie urodziły (PSP2). Czy przepowiednie końca przenośnych konsol należy więc traktować poważnie?


Berlin

Dziennikarskie uśmiercanie to w większości przypadków tylko strzelanie na oślep mając nadzieję,  że się trafi - nagłówki przy okazji przyciągną czytelników, więc wysiłek zwróci się z nawiązką. Tylko i wyłącznie dlatego, że ludzie lubią krytykę i krytykanctwo zabijanie gier jest warte świeczki. Kiedy morduje się coś wielkiego - wielu chce się z tym werdyktem sprzeczać, co prowadzi do przyzwoitej oglądalności, o którą przecież wszyscy wannabe-literaci bardzo zaciekle walczą.

Ostatnimi czasy głośno jest zaś o tym, że konsole przenośne - czyli tak naprawdę: Nintendo DS i PSP - są już martwe. Według wróżek, analityków i postronnych obserwatorów branży rozgniata je iWszystko wydawane przez Apple i gnieść będą je też w przyszłości inne mobilne urządzenia. Jednak: czy to w ogóle ma sens? Czy te wszystkie prognozy dziennikarzy i marketingowe przechwałki konkurujących ze sobą firm mogą prowadzić do czegokolwiek kreatywnego? Oczywiście dzięki temu słownik internetowej nienawiści rozszerza się o nowe fanbojskie przekleństwa... ale czy stawianie obok siebie konsoli przenośnej i telefonu z grami nie jest po prostu przysłowiowym rozprawianiem nad wyższością mikrofali nad... lodówką?

Akt 1: Kieszonkowe sacrum

Konsole przenośne powstały po to, żeby można było je... przenosić. Dwadzieścia lat temu, (czyli po dobraniu odpowiedniej skali) w komputerowej epoce kamienia łupanego mobilność była ogromnym atutem. Nic dziwnego, że rodzina GameBoyów, która zaczęła istnieć w 1989 roku, sprzedała się w 120 milionach egzemplarzy.

Teraz jednak wszystko jest mobilne i na nikim noszenie czegokolwiek wrażenia już nie robi. Przyzwyczailiśmy się do tego, że każdy ułatwiacz życia powinniśmy móc wsadzić sobie gdziekolwiek tylko zechcemy, oraz że wszystko, co jest nieporęczne zaliczy szybki zgon na rynku.

Jest jednak jeszcze jedna cecha konsol przenośnych, o której raczej się nie mówi, a wielu zdaje się o tym w ogóle nie pamiętać. Akcję na ekranie widzi tylko właściciel konsoli - tylko osoba, która siedzi naprzeciwko ekranu jest w stanie zrozumieć co się na nim dzieje. No, chyba że ogarnia jakieś tajemne techniki Kamasutry pozwalające zmieścić dwie głowy w miejscu jednej.               

Dzięki temu właśnie, konsole pokroju DS-a, czy PSP są dla graczy czymś przypominającym naszyjniki z krzyżami, jeżeli wybaczycie religijną metaforę. Nie są one pełnowymiarowym kościołem, ale czymś, co w każdej chwili może za niego służyć - w dowolnych warunkach, o każdej porze dnia i nocy. Oferują bowiem pełnowymiarowe gry... tyle, że w mniejszej skali. Tak, jak krzyżyki oferują pełnowymiarowego Boga, ale w wersji portable.

Mają też w sobie coś, czego nie mają wielkie świątynie: osobistość.

Prawda: ciężko jest zapakować, na przykład, DS-a do kieszeni, ale można przynajmniej trzymać go w plecaku, czy torebce. Nie waży dużo, telefony też nie ważą - po jedno i drugie łatwo sięgnąć,  jedno i drugie można szybko odpalić, jedno i drugie łatwo wyciszyć. Problem w tym, że jedno i drugie ma też diametralnie inne zastosowanie.

Nigdy nie spotkałem człowieka, który chodziłby na zakupy do kościoła i modlił się w supermarkecie - to po prostu nie ma sensu. Mogę wyobrazić sobie jedzenie w kościele i przeżegnanie się w markecie, ale jednak - te dwie strefy naszego życia są z reguły oddzielone od siebie grubą, czarną kreską. Mniej więcej tak samo jak "Poważne Gry na konsolach przenośnych" i "Pierdołowate Gry na komórkach".

Akt 2: Dzieci rewolucji

Obserwując toczącą się wojnę pomiędzy graniem komórkowym i graniem przenośnym można szybko zauważyć, że to raczej partyzantka medialna niż rzeczywisty konflikt. Przede wszystkim dlatego, że sama idea zestawiania ze sobą komórek i konsol przenośnych jako "platform do grania" jest irytująco nietrafiona: jak to można w ogóle porównywać?

Mała powtórka z historii:

  • We wrześniu 2008 roku Steve Jobs obwieścił światu, że iPod Touch jest prawdopodobnie najlepszym przenośnym urządzeniem, na którym można grać. Co więcej: nie tylko w zwykłe gry, ale i całkowicie nowy ich gatunek.
  • We wrześniu 2010 roku Steve Jobs dodał, że aktualnie jego produkty sprzedały się lepiej niż produkty Nintendo iSony łącznie stając się tym samym najlepszymi konsolami do grania poprzez wyeliminowanie konkurencji.
  • Te dwa pstryczki w nos, z czego jeden szczególnie mocny dla Nintendo, wywołały wiele ociekających jadem, krwią i potem dyskusji w branży, oraz jeszcze więcej flejmów na forach prowadzonych przez fanbojów każdej z tych firm. Poleciało wiele ostrych słów, których idealnym podsumowaniem byłaby chyba jedna z grudniowych wróżb Michaela Pachtera - ta o śmierci konsol przenośnych, których nekrologii należy pisać na 2012 rok.

    Nie wiem dlaczego tak niewiele osób zareagowało na wszystkie te stwierdzenia właściwie: śmiechem.

    Wypowiedź Jobsa z 2008 roku jest zabawna z prostej przyczyny: nie trzeba władać ostrzem cynizmu lepiej niż własnym palcem przy graniu w Fruit Ninja, żeby zauważyć, że to wszystko, to tylko podrasowana graficznie Cooking Mama z DS-a. Nie trzeba też być wybitnym cynikiem, by zauważyć, że Angry Birds to tylko zlepek przeróżnych pomysłów stąd i zewsząd, Infinity Blade to wspomniane już Fruit Ninja z ładną grafiką i durnowatą fabułą, a Bejeweled sprzedawano już z powodzeniem dziesięć lat temu. Nie trzeba wiele, żeby zauważyć, że w ciągu dwóch lat od swojego rzekomego zaistnienia "całkowicie nowy gatunek gier" sprowadza się do kolejnych wariacji na temat casualowej formuły "zagraj we mnie i wyłącz, zanim przyjdzie szef", którą tak dobrze znają miłośnicy kulek i pasjansa.

    Nie trzeba też być Sherlockiem, żeby zauważyć, że granie komórkowe jest właśnie tym, na co wskazuje jego nazwa. Jeżeli potraktujemy gry wideo jako jeden, wielki organizm: granie na telefonach będzie zabawą na jednych z jego najbardziej podstawowych elementów: na komórkach właśnie.

    Produkcje pojawiające się na telefonach to w przeważającej większości najbardziej banalne pomysły na rozgrywkę, jakie istnieją - najbardziej oklepane, sprawdzone schematy; ostatnio tylko opakowane w ładną grafikę w stylu Infinity Blade. Nieważne jednak, czy tniemy owoce, czy potwory - jeździmy palcem po ekranie, czyli robimy dokładnie to samo, co robili posiadacze Cooking Mama w 2006 roku. Dodatkowo: wystarczy przypatrzeć się nowemu Devil May Cry, które wychodzi na iWszystko, żeby zobaczyć jak bardzo można uprościć już i tak banalną w obsłudze produkcję.

    Jednocześnie jednak takie gry, jak Fruit Ninja, czy Angry Birds nie mają prawa istnieć na konsolach przenośnych. Doskonałym tego przykładem jest Plants vs Zombies sprzedawane po dwa dolary na telefony Apple, a za 30 dolarów na konsolę przenośną od Nintendo. Co jak co, ale w takim wypadku jęczenie wydawców, że gry na DS-a nie schodzą jest, co najmniej, żałosne. Ma to jednak dwa ostrza: długie gry RPG i cokolwiek, co w pełni angażuje mózg gracza nie ma racji bytu na urządzeniu, które przypomina o naszym codziennym profanum: telefonie. Nie ma prawa bytu, kiedy może być przerwane dzwonkiem, SMS-em... a nawet samą świadomością istnienia takiej możliwości. Nawet telefon, który na czas transformacji w konsolę przenośną został całkowicie odizolowany od swojej podstawowej funkcji komunikowania się ze światem zewnętrznym wciąż jest telefonem. Wciąż przypomina o tym, że mamy maile, na które trzeba odpisać, nieprzeczytane SMS-y i telefony do wykonania.

    Wciąż ściąga gracza z obłoków - podobnie jak odpalony w tle komunikator internetowy, który zaczyna dudnić w czasie walki z bossem.

    Akt 3: Łabędzi śpiew

    Pachter przewidział, że nadchodząca konsola Nintendo - 3DS - będzie łabędzim śpiewem handheldów. Że ta właśnie maszynka rozbuja cały rynek na chwilę tylko po to, żeby upadł on boleśnie rok później. Nie wiem ile Pachterowi płacą, ale ja też bym chciał zarabiać plotąc cokolwiek mi do głowy przyjdzie. Jak wielu zdążyło już zauważyć: w 2010 roku Nintendo DS był najpopularniejszą konsolą w Wielkiej Brytanii już  szósty rok z rzędu. Znaczy to tyle, że sześcioletnia konsola przenośna, której nawet najnowszy model w opinii przeciętnego gracza nie ma nic do zaoferowania poza bardzo drogimi grami, prymitywnym połączeniem z internetem, tragiczną rozdzielczością aparatu i grafiką, która do pięt nie dorasta PSP zniszczyła wszelką konkurencję. Konsola, na którą nie ma aplikacji "do pracy", oraz na której minigierki, dostępne za półtora dolara na AppStore, sprzedaje się za dolarów czterdzieści.

    Szósty rok z rzędu na topie.

    Nie wiem jak dla analityków, ale dla mnie - nie wygląda to na zmierzch konsol przenośnych. Musicie wiedzieć bowiem, że drugą widoczną cechą pismaków wszelkich, poza tendencją do uśmiercania wszystkiego wokół, jest snucie swoich przewidywań i rozmyślanie nad tym jak będzie za chwilę. Skoro ledwie zaczął się 2011 rok i w tej chwili rozprawianie nad przyszłością jest raczej bezkarnym rzucaniem na ślepo rzutkami do tarczy: można pozwolić sobie na wiele. Dlatego też, skoro hulaj dusza - piekła nie ma, wydaje mi się, że przyszłe kilka lat przyniesie cokolwiek, ale nie zgon handheldów: raczej ich redefinicję. Gracze przestaną zastanawiać się nad wyższością lodówki nad mikrofalówką - ustalą do czego służą te urządzenia i rozbiją swoje przenośne życie wirtualne na konsolowe i telefoniczne: oczekując od telefonu chwili wyłączenia swojego mózgu, a od konsoli rozmowy z bóstwem. Nieustannie ulepszane technologicznie telefony będą o krok dalej w swoich możliwościach graficznych, jednak konsole będą o krok dalej w kwestii poważnej rozgrywki i długich, wciągających opowieści.

    Nikt nie wyciąga przecież wielogodzinnego, złożonego RPG w tramwaju, nikt nie gra w Bejeweled w pociągu. Chociaż - może tylko dla mnie różnica jest tak oczywista, a granice pomiędzy tymi dwoma światami tak ważne? Co wy o tym myślicie?

    ---

    Autor jest twórcą doskonałego (i poważnego) bloga o Nintendo DS - Deadly Serious. Sprawdźcie go - deadlyserious.pl.


    Redaktor
    Berlin

    Everybody wants to be a Master — everybody wants to show their skill. Everybody wants to get there faster, make their way to the top of the hill. Each time you try you're gonna get just a little bit better. Each day we climb one more step up the ladder. It's a whole new world we live in — it's a whole new way to see. It's a whole new place, with a brand new attitude. But you've still gotta catch 'em all... And be the best that you can be!

    Profil
    Wpisów1396

    Obserwujących9

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze