43
14.08.2016, 18:00Lektura na 5 minut

[Kilka godzin z...] No Man´s Sky

Wybitny symulator pracy w kamieniołomie, śmiała próba oddania tego, co muszą czuć osoby zatrudnione w księgowości. Dobra gra? No cóż...


Mateusz Witczak

Planetę, na której wylądowałem, od piętnastu kwintylionów innych ciał niebieskich różnicowały zarówno fauna i flora, klimat, jak i napromieniowanie. Ale był to pluralizm pozorny. Aktywności, jakie podejmujemy na każdej z nich, są niemal bliźniacze. Zbierz minerały. Zawalcz ze strażnikami. Przeskanuj zwierzynę. Odnajdź artefakty. Pogawędź z obcymi.

I cóż mi z tego, że widnokrąg częstuje inną eksplozją kolorów, a drzewa alternatywnym listowiem? No Man’s Sky wydaje się zapraszać do tańca, którego kroki poznajemy w ciągu raptem kilku godzin.


Brakuje w tym wszystkim kleju. Bądź fabuły i reżyserii, bądź innych graczy, których – wbrew zapowiedziom zresztą – nie możemy spotkać. Nawet jednak gdyby Hello Games otwarło podwoje kosmosu przed ludzką wielością, wszechświat jest – tu już zgodnie z deklaracjami – wielki. Szanse na to, że inni „zbudują” nam rozgrywkę wydają się zgoła mizerne.


Rozbijam się więc od jednej kupy kamieni do drugiej, w nieskończoność przerabiając to, co widzę, na trzymane w ekwipunku pierwiastki. Te wykorzystuję w craftingu (kompetentnym, acz wcale nie czuć, by wczesnodostępne konkurentki gry miały powody do wstydu). Ewentualnie sprzedaję. Wsiadam do statku. Lecę, lecę, lecę. Lecę dalej, przez długie minuty lustrując hipnotyczne scenerie i wsłuchując się w elektroniczny soundtrack 65daysofstatic (ten – tak na marginesie – uzyskał sporo wyższe oceny, niż sama gra). Wysiadam na chwilę, by zbyć, co zebrałem. Dyskutuję. (Choć to duże słowo, interakcje sprowadzają się do tego, że możemy poprosić kosmitów o naukę słowa w ich ojczystym narzeczu, ewentualnie podładowanie tarcz czy paska zdrowia). I znów wsiadam.
Znów eksploruję.
Znów przerabiam skały na ikony.
Znów sprzedaję.
Znów odkrywam wzgórze.
Znów lecę.


Powtarzalność tych czynności może być hipnotyczna, ale nie pudrujmy „eskapizm”, jaki oferuje No Man’s Sky polega na ciężkiej pracy. Jej przyjemną monotonię mąci jednak irytacja związana z zarządzaniem ekwipunkiem. Nie dość, że grzebaninę w zasobach przeszczepiono z konsol zupełnie bez zrozumienia specyfiki pecetów (przez co bywa ona wybitnie nieintuicyjna), to w dodatku Hello Games przymusza nas do tych samych dylematów, co Fallout 4. Pól, w jakich możemy trzymać kruszce jest niewiele, stąd gracz co i rusz duma, co też wyrzucić, ewentualnie krąży od sklepu do sklepu, byle opchnąć nadmiar towaru. I nie. Nie jestem przesadnie wygodnicki. Rozumiem, że pewne niewygody mogą być dla gameplayu wręcz kluczowe, wyobraźcie sobie zresztą, że w Kholacie ktoś podsuwa wam minimapę i znacznik wskazujący, gdzie należy się udać. Tam przecież należało wczytywać się w plany i oswajać rzeczywistość samodzielnie, we własnej głowie. Tyle że No Man’s Sky zwyczajnie wytraca przez to impet.


Dodajmy do naszej mikstury topornie zrealizowaną, absolutnie afizyczną walkę (i na powierzchni, i w kosmosie), która zresztą dla posiadaczy komputerów osobistych jest stosownie trudniejsza, bo też płynność animacji nader często spada do kilkunastu klatek (więcej o problemach wersji pecetowej pisaliśmy w tym miejscu). A także naręcze bugów i glitchy. Co pozostaje? Lot. Zbieranina. Symboliczna interakcja.

Rusztowanie, jakie krzyczy, by wypełnić je treścią!


Sean Murray wydaje się zupełnie nie rozumieć specyfiki sandboksów! Zresztą służę, zestawmy ze sobą asasyńskiego tasiemca i Rusta, jednego z bachorów, jaki wyszedł z łona DayZ. Obie produkcje różni niemal wszystko, od budżetu, przez jakość oprawy, po mechanizmy. Łączy wyłącznie otwarty świat. Receptą na ich długowieczność okazało się jednak nie tylko oddanie graczom wolności i wianuszka aktywności pobocznych. Między odbijaniem Londynu w Syndicate zajmujemy się wyswabadzaniem sierot, ganianiem za karteluszkami, szukaniem skrzyń i przyjmowaniem zleceń na zabójstwa. W przypadku Rusta natomiast – tworzeniem coraz wymyślniejszego uzbrojenia i zabudowy. Developerzy doskonale wiedzą, że chętniej wyłożymy kilkadziesiąt euro na rozgrywkę, która dostarczy nam nie kilkunastu, ale kilkudziesięciu godzin. Choćby te były żmudne i powtarzalne.


Ale zarówno Assassin’s Creed jak i Rust miały komponent, którego brakuje No Man’s Sky’owi. Bieganina po Big Benie szybko by wszystkim obrzydła, gdyby nie mistrzowsko wyreżyserowana kampania, zmuszająca to do ucieczek, to do pościgów, to do obejrzenia cutsceny, to do rozegrania minigry, to do teatralnego starcia. Rust zrzucił ciężar tworzenia opowieści na samych użytkowników i też na tym źle nie wyszedł. Że tylko wspomnę jak – nie niepokojony przez właściciela domostwa – splądrowałem jego dobytek, by ostatecznie dać się uwięzić w jednym z pokoi i przez pół godziny błagać o uwolnienie. Ku uciesze sadysty rozbierałem się, zdawałem ekwipunek, tańczyłem i negocjowałem warunki kapitulacji. To się pamięta.


Wątpię natomiast, bym za pół roku pamiętał choć jeden z pretensjonalnych frazesów, jakie wyczytałem w Niczyim Niebie. Historia jest zarysowana szczątkowo i, tak po prawdzie, jej odkrywanie nie wydaje się niuansować rozgrywki.

Owszem, tkwi tu pewien magnes. Ale to ten sam „magnes”, jakim przyciągały The Solus Project, Asteroids: Outpos, Subnautica, Windborne i cała reszta produkcji otagowanych na early accessie jako „survival”. Tyle że ten akurat tytuł zyskał wsparcie Sony i miał za sojusznika Seana Murraya, który zdołał zaczarować graczy opowieściami o kwadrylionach planet i setkach godzin gameplayu.


A równocześnie przez tak długi czas nie był w stanie wyłożyć swej wizji klarownie, a ta stała się absolutnie drugorzędna wobec hajpu. Cwany wybieg, bo po odarciu No Man’s Sky’a ze zbiorowej ekscytacji okazuje się, że sandboksowy kolos stoi na glinianych nogach.


 


Redaktor
Mateusz Witczak

Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.

Profil
Wpisów3462

Obserwujących20

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze