20
11.06.2016, 22:26Lektura na 6 minut

Warcraft – światowa premiera. Fotorelacja z Hollywood!

Rzadko zdarza się, by Hollywood poważnie potraktowało film, którego podstawą jest seria gier. Potrzeba było dopiero tak silnej marki jak Warcraft, by znalazły się fundusze, a czerwony dywan bez wstydu rozwinął się przed kinem w centrum filmowego świata, gdzie miała miejsce światowa premiera. Miałem przyjemność tam być.


Grzegorz „Krigor” Karaś

Powiedzmy sobie szczerze: światowa premiera była światową premierą tylko z nazwy, bo wiele zgromadzonych na czerwonym dywanie osób miało okazję zobaczyć Warcrafta wcześniej. Nie zmienia to jednak faktu, że był przepych, splendor, flesze aparatów fotograficznych i wieczorne kreacje. Choć nie w każdym przypadku – Jamie Lee Curtis pojawiła się przebrana za orczą wiedźmę. Pytana dlaczego, stwierdziła, że czuje emocjonalną więź ze światem World of Warcraft i takiej okazji po prostu nie mogła przepuścić – nawet pomimo faktu, że próżno jej wypatrywać wśród aktorów na afiszach.

Pojawili się jednak i inni. Hollywoodzka premiera rządzi się swoimi prawami, była więc wydzielona przestrzeń dla aktorów, było mnóstwo bibelotów i dmuchanego plastiku w stylizacji zgodnej z filmowymi realiami, w końcu – była czołówka cosplayerów i cosplayerek. Był klimat. Mój znajomy, z którym gadaliśmy o wydarzeniu, stwierdził, że chyba jest nerdem, skoro potrafi całkiem precyzyjnie zidentyfikować tier zbroi, który posłużył ludziom wcielającym się w postaci z World of Warcraft do stworzenia swoich kreacji. Rzeczywiście – to było przede wszystkim święto fanów.

Stałem tuż przy zejściu z czerwonego dywanu. Musicie wiedzieć, że barwa krwi jest zwyczajowa i w tym wypadku bardzo umowna – w rzeczywistości dywan był czarny niczym serce Gul’dana, rozciągnięty na co najmniej 200 metrów i przedzielony na środku posterami i figurami z gier. Gwiazdy wielkiego ekranu, które zmierzały na premię, musiały więc obejść trasę dookoła, pozwalając się tym samym fotografować i podziwiać. Wspomniana Jamie Lee Curtis zrobiła zdecydowanie najlepsze wrażenie: już kilka słów wystarczyło, by poczuć, że odnajduje się w klimacie gry wprost wyśmienicie. Inni tylko przemknęli, okazjonalnie zamieniając z przedstawicielami gamingowej prasy klika słów. To Hollywood, nie byliśmy na swoim terenie – nic dziwnego, że ważniejsze okazały się media mainstreamowe.

Sam film okazał się lepszy niż przypuszczałem. To tytuł, który krytycy filmowi zjechali bez litości, obdarowując go szczodrze ocenami, które na początku nie przekraczały progu czterdziestu procent. Dlatego też spodziewałem się, że zobaczę obraz, który jest ołtarzem godnym Uwe Bolla – filmowo-growego rzemieślnika każdym kolejnym dziełem udowadniającego, że ekranizacji gier robić nie ma sensu. Otóż – sens jest. Nie namawiam was, by rzucić wszystko i pobiec do kina. Gdybym miał swe wrażenia ubrać w cyfry, pewnie byłoby to jakieś 6/10, może 7/10, gdybym przymknął oko na bezczelne wręcz biblijne kalki, które każą w nowonarodzonym Thrallu upatrywać Mojżesza – zbawcę orczej rasy i tego, który wyprowadzi zielonoskóry lud spod jarzma sojuszu kupionego wokół ludzkiego królestwa. Tak było – ale czy naprawdę trzeba uciekać się do obrazów i scen zaczerpniętych ze Starego Testamentu?

Warcrafta ogląda się nieźle – o ile zna się choć zręby historii stojącej za światem World of Warcraft. Pewnie, otrzaskani z najstarszą wersją lore znajdą jakieś nieścisłości czy nowy sposób przedstawienia niektórych wątków – i ci pewnie się zawiodą z tego powodu. Zawiodą się również ci, którzy nie wiedzą, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi. Scenariusz pędzi jak szalony od pierwszych minut, nie pozostawiając chwili na refleksję czy spięcie wątków. Postaci pojawiają się błyskawicznie, często też szybko giną, widz zaś musi się bardzo często pomiędzy ich kwestiami domyślać ich nierzadko mało oczywistego statusu społecznego czy miejsca w królestwie ludzi.

To ludzie są osią całego obrazu. Oni stawiają czoła Hordzie, oni giną, często w dość krwawy sposób. Film nie epatuje przemocą, nie jest jednak ugładzony. Jakbym grał w WoW-a: niby to gra, do tego w dość specyficznej oprawie, opowiada jednak o prawdziwym konflikcie. No i najważniejsze – całość spina postać Thralla. Niby poboczna, niby nieistotna, ale cały czas obecna. I sądząc po tym, jakie film miał otwarcie na rynkach poza Ameryką, jestem zadowolony. Wybitnym dziełem filmowy Warcraft nie jest z całą pewnością. Nie zalicza się nawet do czołówki filmów fantasy ostatnich lat – ale bawiłem się na nim lepiej niż choćby na ostatnim Hobbicie. Wiem, waga nie ta, poetyka nie ta, ale nie zmienia to faktu, że z chęcią zobaczyłbym kolejną część. A najlepiej kilka – z historią Arthasa gdzieś pod koniec serii.

Zanim sobie stąd pójdziecie, przeklikajcie się przez kolejne foty przywiezione przeze mnie wprost z Hollywood. Co najmniej jedną z nich okupiłem soczystym ciosem w nos z łokcia od fotografa stojącego przede mną, a inna z kolei kosztowała mnie całusa, którego zażyczyła sobie pewna cosplayerka. Ale która i za co – tego już nie zdradzę… ;).

 


Na premierze nie zabrakło chłopaków z Songhammer – oczywiście w strojach galowych. Pamiętają ich pewnie ci, którzy śledzą kolejne Blizzcony, szczególnie ten z 2013 roku. A jeśli nie, to śmiało uderzajcie na ich stronę, możecie tam pobrać darmową muzykę inspirowaną światem World of Warcraft.

 



Trudno powiedzieć, kto miał przewagę w cosplayu – zarówno Sojusz, jak i Horda były reprezentowane mniej więcej po równo.

 

 



A tę panią poznajecie? Obstawiam, że nie. Dajcie znać w komentarzach! :)

 

 



Premiera miała miejsce w Teatrze Chińskim Graumana, na Bulwarze Hollywood w Los Angeles. Na żywo robi niesamowite wrażenie!

 

 



Czerwony dywan w całej okazałości. Tu jest co prawda czarny, ale to nie jest istotne.

 

 



Kobiecy cosplay robi większe wrażenie, choć nie sposób docenić i takiego.

 

 



Ulica wypełniona była rekwizytami związanymi ze światem gry i filmu. Klimatycznie i z rozmachem!

 

 



A pod nogami gwiazdy. Wśród nich zdecydowanie największa: Myszka Miki.

 

 



Arthas w kobiecym wydaniu czy orczyca? Jak myślicie?

 

 



Jamie Lee Curtis zawłaszczyła dla siebie czerwony dywan. Trudno się dziwić! 


Redaktor
Grzegorz „Krigor” Karaś

Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.

Profil
Wpisów563

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze