13
21.10.2015, 18:18Lektura na 4 minuty

[Już graliśmy] Rainbow Six: Siege i tryb single

Nowy Rainbow Six (premiera wersji pełnej – 1 grudnia 2015) to przede wszystkim multi dla dwóch drużyn po pięć osób każda. Dla weteranów wcześniejszych odsłon R6 brak singla to jednak największa wada Siege’a. Żeby udowodnić, że to nie do końca tak, Ubisoft ściągnął do Londynu dziennikarzy na kilkugodzinną sesję z R6:S, która zaczęła się właśnie od zabawy solo.


Aleksander „Allor” Olszewski

Chłodząc entuzjazm muszę jednak już na wstępie rozczarować wszystkich tych, którzy mają nadzieję, że oto w ostatniej chwili dodano do Siege’a pełną kampanię dla pojedynczego gracza i to w stylu znanym z pierwszych odsłon cyklu, czyli nie tylko z rozbudowaną fabułą, ale również z taktycznym planowaniem akcji. Tak dobrze niestety nie ma.

Fabuła została zredukowana do krótkich filmików, które tłumaczą kto, co i dlaczego. Oraz czym – bo w przeciwieństwie do trybów multi, w udostępnionym obecnie singlu agenta ma się narzuconego przez twórców. Z rzeczy mocno wpływających na rozgrywkę zmienić mogłem tylko poziom trudności. Standardowy to Normalny, a prócz niego są jeszcze dwa trudniejsze. Taki dobór nazw nie ma przy tm wcale połechtać ego gracza. Wręcz przeciwnie, nawet na standardowych ustawieniach trzeba się mocno postarać by w ogóle misję ukończyć. A to wcale nie wszystko, bo liczy się także sposób, w jaki się tego dokonało.

R6S_1_www_bzwml.jpg

Ocenie służą gwiazdki. Do zdobycia są podczas każdej z sytuacji (jak nazywane są misje singlowe) są trzy, przy czym nie trzeba wszystkich zgromadzić za jednym razem. Jeśli jest się w miarę dobrym, niektóre z nich wpadają automatycznie, bo są przyznawane za ukończenie misji w ciągu paru minut lub z przynajmniej 50% życia. Ale są też i bardziej egzotyczne. Ich zdobycie nie jest wprawdzie jakoś specjalnie trudne, ale jeśli zawczasu nie doczytałeś, że trzeba zastrzelić dwóch przeciwników wychylając się zza winkla, gwiazdki nie dostaniesz – chyba że akurat masz taki styl gry, czego gra wcale nie wymusza. Oczywiście jeśli misję będziesz przechodził więcej niż raz, sam zechcesz się z gwiazdkami zmierzyć (ja w każdym razie chciałem). I nie jest to wcale założenie na wyrost, skoro map (a więc i sytuacji) jest w sumie dziesięć.

Oczywiście konstrukcja map w połączeniu z rozbudowanym modelem zniszczeń sprawiają, że choć ich liczba nie porywa (jak na singla, w multi liczba map ma mniejsze znaczenie, w niektórych grach wystarczy przecież jedna...), sytuacje można rozwiązywać na wiele sposobów. A znalezienie optymalnego (o ile taki w ogóle istnieje – bo mam mocne podejrzenia, że równie dobre efekty można osiągnąć na więcej niż jeden sposób) to zadanie na wiele sesji.

R6S_2_www_bzwml.jpg

Zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, kiedy to margines błędu jest albo bardzo mały, albo nie ma go wcale. Bo sytuacje przechodzi się solo. I to w rozumieniu „sam przeciw wszystkim”. Nie ma przełączania się na innych agentów, żadne AI nie kryje twoich pleców, żaden dobry bot nie zneutralizuje wroga, którego nie zauważyłeś – nie mówiąc już o ewentualnym podniesieniu po śmiertelnym strzale, co ratuje cztery litery w trybach multi.

Do tego nie ma fazy planowania ani pięciu minut na zapoznanie się z planami budynków z naniesionymi na nimi najbardziej prawdopodobnymi miejscami rozlokowania wrogów. Trzech sekund również, po prostu w ogóle nie ma czegoś takiego jak przygotowania. Dopiero po rozpoczęciu gry masz do dyspozycji wskaźnik celu. Cała reszta zależy tylko od umiejętności oraz ewentualnie gadżetów – o ile twórcy uznali za stosowne wybrać na daną sytuację agenta, który takowe w swoim arsenale posiada (ma to sensowne uzasadnienie, nie było tak, że musiałem przejść snajperem misję, w której największym problemem były ładunki wybuchowe).

R6S_3_www_bzwml.jpg

Nie zmienia to jednak faktu, że tryb single pełni przede wszystkim rolę samouczka, który ma nauczyć gracza map. W tej roli sprawdza się – na tyle, na ile można to ocenić po paru godzinach grania – nieźle, ale kampanii nie zastąpi.

Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak dopiero wtedy, gdy dołączą do ciebie inni. W co-opie walczy się na tych samych mapach, co solo, tyle że nie jest się już samemu. Co ważne, w tym trybie wystarczą choćby dwie osoby i też jest fajnie, bo nie dość, że ma kto pomóc w trudniejszych sytuacjach, to jeszcze ma się pełną swobodę w wyborze agenta (oczywiście pomijając fakt, że nie da się ich klonować).

Jeśli jednak multi masz gdzieś, a marzysz o kampanii, najbezpieczniej będzie przyjąć, że Rainbow 6: Siege po prostu nie jest dla ciebie. Szkoda, bo połączenie tego modelu zniszczeń, tych map i planowania znanego ze starych R6 byłoby super, ale... może następnym razem. Albo w DLC. Brałbym!

R6S_6_www_bzwml.jpg

[Grafiki, które widzicie w tym tekście, to – według Ubisoftu – screeny z gry. Uwierzcie w to, a przez chwilę znajdziecie się w świecie, w którym nowy Rainbow Six ma jakiś ciekawy kierunek artystyczny! –dop. spk]


Redaktor
Aleksander „Allor” Olszewski
Wpisów723

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze